Victoria
Nie mogłam iść dzisiaj do pracy, musiałam załatwić jedną sprawę, która nie mogła czekać. Miałam szczęście, że jedna z moich koleżanek z pracy, zgodziła się przyjść za mnie dzisiaj. Gdyby nie ona, to miałabym kolejny problem na głowie, albo nie miałabym głowy.
Dotarcie na dzielnicę Bronxu z drugiego końca Manhattanu nie było ani szybkie ani przyjemne. Zdążyłam przez ten czas przeprowadzić dwie rozmowy z Liamem oraz pokłócić się z nim podczas jednej z nich. Nie poszło o nic innego jak o moją pracę, a raczej o jej charakter. Jakbym miała mało problemów na głowie, żeby drążyć z nim ten temat. Od momentu zakończenia rozmowy zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że wszystko wydarzyło się w tak zawrotnym tempie. Przecież jeszcze wczoraj rano nie miałam pojęcia o pokrewieństwie Justina i Liama, nie spodziewałam się, że spotkam Payna w takim miejscu, którym było mieszkanie Justina. Potem ta kolacja, poranek, potem kolejne spotkanie z Bieberem, gdzie nawet nie dane mi było zjeść zamówionego posiłku. A teraz, no właśnie... Przemieszczam się po uliczkach Bronxu. Normalnie nie zapuszczałabym się w te tereny, ale w tej sytuacji jestem do tego zmuszona. Pomimo tego, że Nathaniel nie żyje, jego długi zostały i to ja muszę je uregulować. Inaczej dołączyłabym do niego. Ale dalej stąpam tu po ziemi, i jak do tej pory nie mam pojęcia, czy cieszyć się z tego powodu. Już tyle razy nad tym myślałam, ale wciąż nie wiem. Łudzę się, że będzie lepiej, że mój los się odwróci. Nie mogę też narzekać. Mam gdzie mieszkać, mam pracę i chłopaka. Ale czy o to mi chodzi? Czy tego szukałam przez całe życie?
Zaparkowałam swoje auto przy jednym z osiedlowych sklepików i zgasiłam auto. Westchnęłam, wiedząc, że to nie jest ostatni raz. Za jakiś czas znowu mnie najdą w najmniej oczekiwanym momencie, tak jak to było dzisiaj, czy jeszcze poprzednim razem. To już trzeci raz. Dziś zaskoczyli mnie podczas lunchu, wyprowadzili drzwiami dla personelu, wpakowali do swojego minivana i tam pogrozili mi bronią. Schemat ten sam co poprzednimi razy, za każdym razem zmienia się tylko miejsce najścia. Wyszłam z auta i kurczowo trzymając swoją torebkę ruszyłam w stronę domku rodzinnego. Było ich tu całkiem sporo i żaden nie wyróżniał się niczym od pozostałych. Na pozór wydawała się to nawet cicha okolica. Ale nie tym, którzy wiedzą, że Bronx to niebezpieczna dzielnica Nowego Jorku. Mieszka tu wiele Afroamerykanów i Latynosów, czyli mieszanka wybuchowa. Co rusz w wiadomościach mówią o strzelaninie w tej dzielnicy. Dlatego nikt, kto tu nie mieszka, nie zapuszcza się w te rejony bez potrzeby. Tym bardziej ludzie biali. Jeśli tutejsi ciebie nie znają, to licz się z tym, że kiedy postawisz tu stopę, to możesz już nie wrócić do domu. Niektórzy też śmieją się, że bez kamizelki kuloodpornej lepiej tu nie wchodzić. Moim osobistym zdaniem nikt nie powinien się z tego śmiać, bo taka jest prawda. Przykra, tak samo jak ten podział na rasy, który niestety obowiązuje tu w Nowym Jorku.
Szłam chodnikiem wzdłuż odpowiedniej uliczki. Już sama atmosfera, która we mnie uderzyła, gdy tylko wyszłam z auta, nie była przyjemna. Ale pocieszałam się tym, że długo tu nie zabawię. Wystarczy, że przekażę dla Carlosa kopertę i będę mogła się stąd ulotnić. Jeszcze tylko minąć kilka domów. Tylko tyle. Parę metrów i spadam stąd. Może pięć minut. Zauważyłam na podjeździe znajomy mi samochód dwa domy dalej. Już tak niewiele. Ten niewielki kawałek pokonywałam słuchając jak w tle rozchodzi się dźwięk wyjących syren radiowozów. No i te uczucie ciągłego obserwowania. Co prawda nie tak uporczywe, jak te, którego doznałam wtedy w Hell, ale i tak bardzo niekomfortowe.
Szybkim ruchem wyjęłam średniej wielkości kopertę i wrzuciłam ją do skrzynki przy odpowiednim domu. Tam gdzie ostatnio. I jeszcze poprzednim razem. Tylko sekunda roboty, a najadłam się tyle strachu. To na pewno nie jest ostatni raz, ale mam nadzieję, że nie odwiedzę tego miejsca zbyt szybko. Gdybym tylko mogła w jakiś sposób odciąć się od tego, od mojego wcześniejszego życia. Chciałabym o tym wszystkim zapomnieć, zacząć wszystko od nowa. Z Liamem, czy nawet bez niego.
CZYTASZ
On My Body
Romantizm"Wszyscy mężczyźni byli we mnie wpatrzeni. Wręcz zahipnotyzowani. Ale jedno spojrzenie było nade intensywne. Mogłabym rzec, że krępowało mnie.„ Vicky i Justin to zupełnie dwa inne światy. Ona wykorzystuje swoje ciało jako maszyna pracy, a on swoją m...