— Wiesz, że ten ciemny przystojniak był kiedyś moim mężem? — zwróciła się do mnie Matilda w krótkiej przerwie między przemówieniami.
— Doprawdy? — spojrzałam na nią nieco zaskoczona. Czarnoskóry mężczyzna ubrany w siwy garnitur w kratkę był znacznie młodszy od niej, ale nie podzieliłabym jej zdania, co do opinii, na temat jego wyglądu. Moim zdaniem był przeciętnym i nie wyróżniającym się pod tym względem osobnikiem. Ale jak to mówią; każdy ma inny gust.
— Tak, siedem lat temu rozwiedliśmy się. Owinął mnie sobie trochę wokół palca. Dlatego nigdy, ale to przenigdy, kochanieńka, nie dawaj się tak podejść facetowi i przede wszystkim używaj głowy. Po to ją masz. — mówiła trochę jak moja ciotka. Ale spróbuję sobie to zapamiętać. Takie złote rady niekiedy ratują życie.
— Och, przykro mi. — najzabawniejsze w tej rozmowie było to, że między nami siedział Patrick, który wszystko to słyszał. A rozmawiamy tak odkąd tylko usiedliśmy do stołu. To jest naprawdę wspaniała i szalona kobieta. Nawet zdradziła mi w sekrecie, że zanim dorobiła się majątku, pracowała jako dama do towarzystwa w meksykańskim klubie go go. Może jednak jest dla mnie jeszcze jakaś szansa? Zaśmiałam się w duchu na to stwierdzenie. Nawet nie będę się łudziła.
— Ach, kochana, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie sądzisz? — uniosła kieliszek wina w geście toastu.
— Racja. — przytaknęłam jej i również chwyciłam za swój kieliszek.
— A o czym tak moje drogie panie rozmawiają? — spojrzałam na Justina, który właśnie zasiadał do stołu. Nawet nie spostrzegłam, w którym momencie oddalił się spod sceny. Wydawało mi się, że po swoim przemówieniu rozmawia z jakimś tęgim facetem, ale jak widać szybko zakończyli swoją konwersację.
— Tylko o tym, że twoja dziewczyna powinna zacząć umawiać się z Campbellem. — uśmiechnęła się zawadiacko, a ja zaśmiałam się nerwowo na to określenie.
— Campbell? Jeśli już to z Bonventre. Przynajmniej zadba o nią jak trzeba, a nie porzuci po trzech miesiącach. — Kto to jest ten Bonventre? Zdaje mi się, że słyszałam już gdzieś te nazwisko dziś wieczorem, ale nie wiem z czyich ust ono wybrzmiało. Niemniej jednak śmiałam się razem z resztą.
— Masz rację, Gaetano jest o wiele lepszą partią. — to te dziwne imię rozbrzmiało mi w uszach, kiedy podeszło do nas tych dwóch mężczyzn. Gaetano Bonverte. Czyżby był Włochem?
Rozmowy przy naszym stoliku ustały, tylko w tle było słychać jakieś ciche szmery z głębi sali. Na scenie, przy mikrofonie stanął ten sam mężczyzna, co wcześniej. Ten, o którym opowiedziała mi Matilda.
— Chciałbym zaprosić teraz państwa na krótką część artystyczną, w której tańcem zauroczą nas Shelia Truman i Raphael Polk, a śpiewem oczaruje Joanna Noelle. — wszyscy na sali zaczęli klaskać, a w tym czasie czarnoskóry mężczyzna zszedł ze sceny. Światła lekko przygasły, zmieniając swój kolor na granatowy. Przy pianinie, które stało tu od początku, zasiadła młoda dziewczyna o jasno brązowych włosach. Jej palce przewijały się płynnie po klawiszach, wydobywając odpowiednie dźwięki. Już po kilku nutach odgadłam jaka to piosenka. Tyle godzin ostatnio poświęciłam na ułożenie kroków do niej. A Justin mógł zobaczyć tego efekty na własne oczy, jeszcze wczoraj.
— Sprawiasz, że to wydaje się magią, bo nie widzę nikogo, nikogo prócz Ciebie. — śpiewała szatynka. O tak, earned it. Muzyka dla moich uszu.
— Chciałem, żebyś to ty przed nami wystąpiła. Ale chyba podjąłem dobrą decyzję. Nie chciałbym narażać ciebie na niepotrzebny stres. — ochrypły głos Justina docierał do moich uszu powoli, ale wyraźnie. Ja? Tutaj? Czy jemu nie poprzewracało się czasami w głowie od tej whisky? Nigdy w życiu nie wyraziłabym zgody na takie coś.
CZYTASZ
On My Body
Romance"Wszyscy mężczyźni byli we mnie wpatrzeni. Wręcz zahipnotyzowani. Ale jedno spojrzenie było nade intensywne. Mogłabym rzec, że krępowało mnie.„ Vicky i Justin to zupełnie dwa inne światy. Ona wykorzystuje swoje ciało jako maszyna pracy, a on swoją m...