08 - Nigdzie tak nie pójdę

981 50 2
                                    

Przez cały Nowy Rok Emily nie ruszyła się z pokoju. Nie zjawiła się na śniadaniu, nie zjadła nawet lunchu. Zamknęła drzwi do pokoju jak tylko było to możliwe i nie wpuszczała do siebie nikogo. Nie wpuściłaby nawet świętego Mikołaja, jeśli by przyszedł. Chyba, że miał by w prezencie wiadomość, że Will zdał egzamin.

Kiedy zdawał prawo jazdy na samochód siedziała w szkółce gawędząc z sekretarką. Nie czuła wtedy takiego zmartwienia, być może z pewności, że brat zda, a może z powodu, że nie to było jego marzeniem. Jego marzeniem było jeździć na motorze, wymijać wszystkie samochody i przejeżdżać na czerwonym świetle ku niezadowoleniu innych kierowców. Pomijał kwestię mandatów, upomnień i możliwości utraty prawa jazdy, bo zawsze uważał się za ghost ridera.

Zegar wskazywał już dziewiętnastą po południu, ale kochany William Vettori nie raczył zadzwonić. W takiej chorej atmosferze obawiała się, że nie zdał i upija się do nieprzytomności w samotności, upija się ze szczęścia, bo zdał, a najgorszą wersją wydarzeń był wypadek podczas egzaminu. Bała się, po prostu się bała. Nie wpuściła nikogo, mimo, że już kilka razy do niej pukali. Pukali Austriacy, obsługa hotelowa, przyszło nawet kilku Czechów, Norwegów i Finów. Wszyscy bardzo zainteresowali się drobną blondynką zamkniętą na trzy spusty bez jedzenia i picia.

Człowiek bez wody jest w stanie przeżyć około trzydziestu dni. Bez jedzenia natomiast mógł marzyć tylko o trzech kolejnych dniach, potem albo coś zjadał, albo miał minimalne szanse na przeżycie. Jedną trzecią tego limitu Emily już wyczerpała. Chciała zasnąć, ale niespokojne myśli jej tego nie ułatwiały.

Bardzo mozolnym, chwiejącym krokiem przeszła w stronę drzwi wejściowych do pokoju. Przyłożyła jedno oko do wizjera, przymykając jednocześnie drugie. Na przeciwko jej pokoju siedziało trzech wyczerpanych Austriaków – Thomas, Manuel i Martin. Nie słyszała ich rozmowy, ale mogła się domyśleć, dlaczego tutaj są.

Przekręciła jeden zamek co zaowocowało nagłym ożywieniem ze strony skoczków. Dalej jednak pozostawiła łańcuszkową blokadę, uchylając drzwi na jedyne pięć centymetrów. Zerknęła na nich nieprzytomnym wzrokiem i momentalnie znaleźli się tuż obok niej.

– Przyprowadźcie Loitzla.

– Dlaczego jego? Dlaczego jego?! Gorsi jesteśmy? – oburzył się Manuel.

– Nie wnerwiaj mnie Fettner, bo się rozmyślę i nie pójdziemy na randkę – te słowa przymknęły mu usta, na których momentalnie pojawił się uśmiech triumfu. – Chcę Wolfganga. Nikogo innego nie wpuszczę.

Trzasnęła drzwiami opierając się o nie i czekając kolejne kilka minut. Tuż przed ósmą przyszedł Wolfi z foliową torbą w ręce. Upewniając się, że przyszedł sam i reszta nie wciśnie się siłą otworzyła drzwi na oścież. Poszła w milczeniu w stronę łóżka, siadając na nim i chwytając poduszkę. Oparła głowę o miękki materac usiłując płakać. Wszystkie łzy już wyszlochała kilka godzin temu, nakrzyczała się tuż z rana, cały czas jednak się martwiła.

Mężczyzna podał jej plastikowe pudełeczko z sałatką i ruchem głowy nakazał skonsumowanie. Jadła bardzo powoli. Chwytała każdy kawałek sałaty w palce, obracając go w dłoniach przez kilka sekund dopiero wkładała do ust i niezauważalnie ruszała szczęką. Kiedy zawartość opakowania zniknęła Wolfgang podjął rozmowę.

– Dlaczego nie zawołałaś Manuela? Albo Martina?

– Bo im tak cholernie zależy! A tobie nie, masz żonę, dzieci. Wiesz co to znaczy martwić się i możesz mi jakoś pomóc. Może przesadzam, wyolbrzymiam sprawę, ale to mnie dobija od środka!

– Chodzi o Willa, prawda? Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi?

 – Powiem, ale musisz mi obiecać, że nie wygadasz reszcie drużyny – kiwnął na znak zgody. – Will to mój brat. Naprawdę. Rodzice się rozwiedli, a my musieliśmy sobie jakoś radzić i…

RINK - ski jumping Austria team story [end]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz