Usnęła ponownie, ale nie dane było jej spać zbyt długo. W okolicach godziny ósmej usłyszała głośne pukanie do drzwi, na które jednak nie reagowała. Po chwili skojarzyła fakty i poszła się ubrać, żeby nie spóźnić się na śniadanie. Jak się okazało, w restauracji było bardziej gwarno niż poprzedniego dnia. Zdezorientowana szybko sprawdziła w Internecie dlaczego.
No tak, dzisiaj pierwszy konkurs Turnieju Czterech Skoczni! To dla tych ludzi wielkie wydarzenie!
Manuel pomachał ręką na zawołanie, więc przysiadła się do skoczków. Zjadła mniej więcej tak samo bogate śniadanie jak dzień szybciej i wypiła herbatę, po czym wzbogacona o wiedzę, o której zaczynają się zawody poszła do pokoju. Przyjrzała się swojej garderobie i z rozczarowaniem stwierdziła, że kombinezon n i g d y nie był jej potrzebny. Tym razem jednak, musiała go mieć, jeśli nie chciała zamarznąć do przysłowiowego szpiku kości.
Właśnie, kiedy otwierała drzwi, żeby poszukać sklepu z potrzebną jej odzieżą, listonosz postawił paczkę przed drzwiami i szykując się do pukania, prawie nie uderzył ją w nos.
– Dzień dobry. Emily Vettori? – kiwnęła głową. – Paczka dla pani. Do widzenia!
Nie zamawiała niczego, nie musiała zapłacić, ani nawet nic podpisać. Wciągnęła duży karton do wnętrza pokoju. Rozdarła taśmę, wyrzuciła wszystkie ulotki, a w środku znalazła list i coś owinięte folią. List, jak się okazało był od taty, więc z przyjemnością, którą sama się zdziwiła, przeczytała.Emily!
Domyślam się, że nie chcesz spędzać całych dni w pokoju albo na lodowisku, więc kupiłem ci kombinezon. Nie wiem w jakich kolorach gustujesz, więc masz raczej uniwersalną wersję tego stroju. Zaglądnij raz jeszcze do koperty, masz tam bilet na dzisiejszy konkurs. Możesz chodzić gdzie chcesz, pod warunkiem, że nie będziesz rozpraszać skoczków. Przyjdź szybciej, około godziny piętnastej, ludzie zaczynają się zbierać, a chcę, żebyś dotarła w jednym kawałku.
TataBilet odłożyła na biurko, zawartość paczki była bardziej interesująca.
Proszę, tylko nie różowy. Nie róbcie ze mnie pustej blondynki!, myślała.
Jej błagania zostały wysłuchane, bo strój nie był nawet czerwony. Spodnie były czarne, kolor za którym nie przepadała. Od zawsze uważała, że jest mroczny, mimo, że wiele kobiet doceniało go za właściwości optycznie wyszczuplające. Z kurtki była dużo bardziej zadowolona; kremowy materiał pokryty był różnego rodzaju wzorkami i malowidełkami w przeróżnych kolorach. Zielony, żółty, czerwony, niebieski czy fioletowy, wszystkie tam były.
Zegar wskazywał dopiero dziesiątą przed południem, więc przeczytała historię owego turnieju, aby zabić jakoś czas. Miała stać trzy godziny na mroźnym wietrze, nie potrzebne były jej dodatkowe z własnej woli. Musiałaby mieć ku temu jakiś wyraźny powód.
Czytała wolno, analizując każdego skoczka kilka razy, niektórych kilkakrotnie sprawdzała w Internecie, dziwiąc się ich osiągnięciom. Wszystko tak przeciągnęło się w czasie, że nawet nie zauważyła, kiedy wskazówki zegara przesunęły się, wskazując obecnie dwunastą piętnaście.
Odłożyła segregator, chwyciła pilota i klikała, szukając czegoś odpowiedniego w telewizji. Odpowiedni oznaczało: nic związanego z łyżwiarstwem figurowym, nawet jeśli byłaby to głupia kreskówka.
Mam szczęście, że nie wylądowałam we Włoszech. Tutaj chociaż rozumiem telewizję.
Niemalże na każdym kanale trąbili o dzisiejszych zawodach, o niemieckich faworytach i zwycięzcach z ubiegłych lat. Słuchała wszystkiego jednym uchem, nie miała co ze sobą zrobić. Nie czuła się tutaj dobrze, nie bez Willa, przyjaciół, od biedy nawet nieszczęsnego Hugo. Chciała jak najszybciej wrócić, ale w głębi duszy wierzyła, że wszystko się jeszcze zmieni.Chodziła pomiędzy domkami poszczególnych drużyn, zatrzymując się od czasu do czasu, żeby zrobić zdjęcie. Na ramieniu dumnie prezentowała austriacką flagę, w kieszeni trzymając materiałową. Wątpiła jednak, że ją wyciągnie i zacznie wymachiwać jak oszalałe dziecko. Ewentualnie fani.
Nie śledziła przebiegu wydarzeń całego konkursu, wypatrywała tylko Austriaków, co ułatwiał jej komentator głośno wymawiając nazwisko i narodowość każdego z zawodników. Każde starcie w parach było dla niej emocjonującym wydarzeniem, nigdy nie spotkała tego typu zawodów. Razem z nimi skakała, co wywoływało chichot pośród zawodników przygotowujących się do kolejnego skoku.
Druga seria przebiegała mniej nerwowo, rozumiała już wszystko, każdy skakał teraz na swój rachunek, nie martwiąc się dodatkowo, że może być gorszy od partnera. Kiedy została ostatnia, najlepsza dziesiątka, stanęła jak najbliżej dojazdu. Ostanie skoki, tłum szalał, a ona obserwowała swoimi niebieskimi oczami przebieg wydarzeń, jakby to była telenowela.
– Tak! Drodzy państwo! Gregor Schlierenzauer wygrywa dzisiejszy konkurs w Oberstdorfie! Tym samym, jest jedynym kandydatem do powtórzenia wyczynu Svena Hannawalda sprzed dziesięciu lat! – z entuzjazmem krzyczał spiker.
Czytała o Svenie Hannawaldzie, ale nie rzuciło jej się w oczy żadne szczególne osiągnięcie. Może to dlatego, że kompletnie się na tym nie znała? Klaskała razem ze wszystkimi, krzyczała i śmiała się. Jej radość przerwała jednak jakaś kobieta wciskając w jej ręce wiązankę kwiatów i ciągnąć za sobą.
– Co? Co się dzieje?
– Jedna nam zachorowała, trzy muszą dać kwiaty. Zastąpisz ją. Ciesz się, staniesz oko w oko z którymś z tych gwiazdorków z Austrii!
W odpowiedzi Emily jedynie prychnęła, ale kobieta zdawała się tego nie słyszeć, tak samo jak nie zauważyła, że w cale nie jest jedną z cheerleaderek. Opierała się przez chwilę, ale żelazne pięść zaciśnięta na jej ramieniu nie pozwalała na jakąkolwiek swobodę ruchów.
Ustawiono podium, trzech skoczków było gotowych do wskoczenia na poszczególne stopnie. Przyszedł wójt miasta, powiedział kilka słów podziękowań i gratulacji, po czym wyczytał mężczyzn, wręczył im puchary i odszedł. Zdezorientowana Emily została popchnięta w stronę Morgensterna, ze zdenerwowania zacisnęła pięść na łodygach kwiatów i stanęła na przeciwko chłopaka.
O matko, tylko się teraz nie rozklejaj!, rozkazała sobie. Dasz te głupie kwiaty, odśpiewasz hymn, wszystko tak samo jak u ciebie! Wszystko pójdzie jak z płatka.
– Moje gratulacje, Thomas – uśmiechnęła się po czym uścisnęła dużą dłoń.
Odeszła na chwiejnych nogach i patrzyła jak pewne siebie pozostałe dwie dziewczyny podchodzą do Andreasa i Gregora. Jeśli ją poznali, oczyma wyobraźni widziała sytuację, jak będą się z niej śmiać. Zanim jednak skończyła się dekoracja, zrobiła kilkanaście zdjęć skoczkom, którzy niczego nie świadomi uśmiechali się sami do siebie. Zanuciła sobie hymn, po czym razem ze skoczkami poszła do tak zwanej strefy dla VIPów. Przyspieszyła kroku, zostawiając w tyle masę ludzi udzielających wywiadów.
Niespostrzeżenie wyszła z terenu skoczni i razem z innymi kibicami szła, śpiewając. Doszła do hotelu, a wchodząc do pokoju odruchowo sprawdziła wiadomości na telefonie komórkowym. „2 nieodebrane wiadomości” – taka informacja widniała na wyświetlaczu. Jedna była od Willa, pytał co u niej słychać i jak ma zamiar spędzić sylwestra. Druga zaś od nieznanego numeru, ale treść wszystko wytłumaczyła.
Otrzymała jasne polecenie: spakuj się, idź spać i 31 grudnia stój na tym samy polu razem z Austriacką drużyną. Nikt nie będzie pytać dlaczego z nimi jedzie, po prostu tak będzie.
Zaleciła się do instrukcji, zaczynając od wciśnięcia gdzieś nowego nabytku, który nie chciał zmieścić się w walizce. Ostatecznie, z pomocą krzesła i ściany, udało jej się zamknąć walizkę i nie miała zamiaru jej już otwierać. Nawet, jeśli miałaby jutro lecieć w pidżamie.
Przeczytała jeszcze raz smsa od brata.
Sylwester!
CZYTASZ
RINK - ski jumping Austria team story [end]
FanficDwudziestoletnia łyżwiarka będzie miała przerwę w tym co kocha najbardziej. Niebieskooka blondynka, której ten sport jest pasją i celem w życiu, jest do tego zmuszona. Te „ferie” spędzi z ojcem, z którym nigdy nie miała zbyt dobrego kontaktu. Jego p...