Przekręcił klucz w zamku, nacisnął klamkę i wszedł do mieszkania. Odstawił niewielką torbę, którą zabrał ze sobą z Wiednia, na sofie w salonie i rozglądnął się po nim. Było tu bardzo, bardzo cicho. Czegoż innego miałby się spodziewać o świcie? Zerknął na zegarek naręczny i potrząsając nadgarstkiem odczytał godzinę. Wskazówki pokazywały piątą czterdzieści dwie. Jego siostra na pewno jeszcze spała. Idioto, każdy normalny śpi o tej godzinie!, skarcił się w duchu i poszedł w stronę jadalni.
Do kuchni, w której się teraz znajdował, wpadały małe promyki słońca. Pootwierał wszystkie szafki w poszukiwaniu szklanek i jakiegoś napoju. O ile z tym pierwszym poszło mu bardzo szybko, drugiego nigdzie nie było. Chwycił jeden z kubków, odkręcił kran i nalał sobie surowej wody. Wpatrywał się przez chwilę w zawartość, po czym, nie spiesząc się, usiadł w salonie i wypił ciecz. Bukiet kwiatów, który ostatnim razem był jeszcze świeży i pełen życia, teraz nadawał się tylko do wyrzucenia. Wziął więc wazon i szklankę z powrotem do kuchni i zabijając czas, pozmywał wszystko, co nawinęło mu się pod rękę.Kiedy skończył, otworzył mikrofalówkę, chwycił klucz to „tajemniczego pokoju” i leniwym krokiem poszedł w jego kierunku. Lubił swoją kolekcję. Od dawna interesował się tym interesował. Niektórych, jak na przykład Emily, przerażała ilość oczu uważnie śledząca każdy twój ruch. Jemu to już nie przeszkadzało, w końcu to tylko figurki. Z pasją dokładał na półki następne i kolejne. Niektórzy zbierali znaczki, inni monety, a on sowy. Nic nadzwyczajnego.
Zerknął raz jeszcze na zegarek. Postanowił sprawdzić czy siostra może nie śpi o wpół do siódmej. Tymczasem sam poszedł do swojego pokoju. Rozłożywszy łóżko położył się na nim i wpatrywał w gąbkową mapę Innsbrucka. Na razie był tam zaznaczony tylko jeden punkt – ich dom. Wkrótce jednak miały tam być różne kafejki, zabytki, czyjeś domy, ale także miejsca spotkań i siedziby organizacji czy zarządów. Dużo kolorowych chorągiewek, przez które zwykła mapa będzie wyglądać niczym mapa wojenna.
Nie zauważył nawet, jak czas szybko minął. Zwlekł się z materaca i przeszedł do pokoju obok. Zapukał, w razie, gdyby siostra już nie spała, ale przypomniawszy sobie, która jest godzina znowu przyznał sobie głupotę. Otworzył drzwi, wsunął do pomieszczenia najpierw głowę, a potem resztę ciała. Rozejrzał się po nim; wodne łóżko było niepościelone, ale wśród poduszek i koców nie było Emily. Sprawdził dla jasności w szafie, ale tam też nie znalazł siostry. Ze stoickim spokojem sprawdził łazienkę i raz jeszcze znalazł się w kuchni. Jednakże dziewczyny nie było w mieszkaniu.
Wyciągnął z kieszeni spodni telefon komórkowy i wybrał jej numer. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci… Zero reakcji, rozłączył się i zadzwonił raz jeszcze. Tym razem po drugim długim dźwięku usłyszał chrząknięcie. Odetchnął z ulgą i zaczął mówić do urządzenia.
– Gdzie ty jesteś?! Chcesz żebym zszedł na zawał?!
– Mówi Gregor Schlierenzauer. Nie wiem, gdzie ona jest. Zostawiła u mnie telefon.
– Co?! Jak mam ją niby znaleźć?!
– Wiesz, wczoraj byliśmy na… imprezie. Pobujała się trochę z Thomasem, a potem znikła.
– Upiliście ją?!
– O, nie, nie, nie. Udawała pijaną. Nie ma jej w mieszkaniu?
– Nie ma! Szlag, pomóż mi jej szukać!
– Dobra, dobra. Zaraz wyjdę. Biorę jej komórkę!
Rozłączył się i ciężko opadł na krzesło. Teraz zamiast jednego panikującego człowieka było już dwóch. Z tym, że jeden z nich mógł cokolwiek zrobić, bo miał pojęcie o mieście i mógł chociaż snuć domysły, gdzie Vettori może być. Drugi jednak, zbyt sparaliżowany, nie mógł zrobić ani kroku, a w dodatku nie spędził w Innsbrucku nawet godziny, odkąd przyjechał ze stolicy. Byli w kropce.
CZYTASZ
RINK - ski jumping Austria team story [end]
FanficDwudziestoletnia łyżwiarka będzie miała przerwę w tym co kocha najbardziej. Niebieskooka blondynka, której ten sport jest pasją i celem w życiu, jest do tego zmuszona. Te „ferie” spędzi z ojcem, z którym nigdy nie miała zbyt dobrego kontaktu. Jego p...