Rozdział 1.

11.3K 394 88
                                    

Rozdział 1.

Harry westchnął i zerknął na zegar. Pięć minut. Pięć minut i jego zmiana dobiegnie końca. Spojrzał na zewnątrz. Świetnie. Padało, wręcz lało jak z cebra. Ponownie westchnął. Od kiedy Dursleyów ostrzeżono, by byli w porządku wobec Harry'ego, przestali zwalać na niego prace domowe. Zamiast tego nalegali, by znalazł sobie pracę. Chłopakowi to zbytnio nie przeszkadzało, wszystkie zarobione pieniądze zatrzymywał dla siebie, musiał jedynie sam fundować sobie lunch i czasami obiad. Pracował w miejscowym sklepie spożywczym jako kasjer, więc nie była to zbyt ciężka praca. Jej najgorszą częścią była podróż z i do sklepu, co zajmowało mu dobre pół godziny, jako że Vernon odmówił podwożenia go.
W końcu zegar wybił dziesiątą i mógł opuścić sklep. Musiał wziąć nocną zmianę po osobie, która w ogóle nie pojawiła się w pracy. Wszedł do pomieszczenia dla pracowników i zdjął fartuch, łapiąc przy tym swoją ulubioną czarną bluzę. Kupił ją za własne pieniądze, razem ze wszystkimi innymi ciuchami, które miał na sobie. Łatwo było stwierdzić, że kupił je samodzielnie, gdyż wszystkie na niego pasowały. Wybierał głównie czarne ubrania, po części dlatego, że lubił ten kolor, a po części by kontynuować swą żałobę po Syriuszu.
Harry pożegnał się z kierownikiem i założył kaptur. Schował ręce do kieszeni i wyszedł na burzę, kierując się w stronę domu. W przeciągu pięciu minut był przemoczony. Zaskoczył się, gdy Vernon zatrzymał się obok niego w swym nowym firmowym samochodzie i otworzył drzwi.
- Wsiadaj - warknął. Harry zawahał się, widząc butelki po whisky walające się na podłodze, ale przerażony krzykiem Vernona wskoczył do środka, modląc się o to, aby bezpiecznie dostać się do domu. Nie zdarzało się zbyt często, żeby Vernon pił, ale kiedy już zaczynał, to tracił umiar. Dostał ten samochód od firmy po tym, jak dwa miesiące temu, będąc pod wpływem alkoholu, uderzył poprzednim w drzewo. Teraz więc widzicie, dlaczego Harry był zdenerwowany, wsiadając do samochodu.
Był jeszcze bardziej przerażony, gdy wyjechali na autostradę, a nie na drogę w kierunku Privet Drive. Vernon mocno ściskał kierownicę, zrzędząc na pozostałych kierowców. Co jakiś czas zjeżdżał w pobliże sąsiedniego pasa, by po chwili z szarpnięciem powrócić na właściwą drogę. Harry upewnił się, że był dokładnie przypięty i kurczowo trzymał się uchwytu nad drzwiami samochodu.
- Wujku Vernonie, patrz na drogę! - krzyknął, gdy Vernon schylił się, by wziąć wciąż w połowie pełną butelkę whisky leżącą pod jego stopami.
- ZAMKNIJ SIĘ, CHŁOPCZE! - wrzasnął, wciąż szukając butelki. Harry z przerażeniem obserwował, jak zjechali na sąsiedni pas, prosto naprzeciw nadjeżdżającej ogromnej ciężarówki. Szeroko otwartymi oczyma patrzył, jak światła są coraz bliżej i bliżej, słyszał wycie klaksonu, aż w końcu TRACH! Ciężarówka uderzyła w tę część samochodu, w której siedział Harry. Poduszki powietrzne wystrzeliły i chłopak uderzył w nie mocno głową, wiedząc, że prawdopodobnie ocaliły mu życie. Po chwili samochód zaczął się turlać. Raz, dwa, trzy razy, zanim w końcu się zatrzymał i stanął prosto na poboczu. Harry ledwie był w stanie poczuć ból i krew wypływającą z jego własnych ran, zanim osunął się w ciemność.

⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️

Obudził się, słysząc głośne dźwięki ludzi krzyczących wokoło i ponownie czując padający deszcz. Syreny i światła ambulansów rzucały niesamowitą poświatę nad krajobrazem i hałasem połączonym z krzykiem ludzi. Harry zauważył, że jego wujka nie ma i że drzwi od strony pasażera zostały usunięte, dzięki czemu można było się dostać do wnętrza samochodu. Nagle obok niego pojawiła się dwójka młodych ludzi, mężczyzna i kobieta.
- Hej chłopcze, rozumiesz mnie?- spytała życzliwie dziewczyna. Harry chciał kiwnąć głową, ale powstrzymał go ból.
- Nie ruszaj szyją! - powiedział mężczyzna, zakładając wokół jego karku kołnierz ortopedyczny.
- Możesz podać mi swoje imię?- spytała kobieta, przecinając pas bezpieczeństwa.
- H-Harry - wychrypiał. Miał problemy z oddychaniem i czuł, jakby ktoś wbił mu pręt w plecy. Brak powietrza był przytłaczający, zupełnie jakby ktoś siedział mu na klatce piersiowej. Zaczął panikować.
- Dobrze więc, Harry, wyciągniemy cię stąd tak szybko, jak to tylko jest możliwe, ale musisz z nami współpracować. Gdzie najbardziej cię boli?- spytała sanitariuszka.
- Nie mogę... oddychać... - próbował odpowiedzieć.
- W porządku, mój partner zaraz to naprawi, obiecuję. Na razie jednak musimy założyć ci gorset ortopedyczny, ponieważ sądzimy, że masz uszkodzony kręgosłup. Może trochę zaboleć, gdy będziemy cię przenosić, ale musimy położyć cię na noszach – poinformowała go, gdy wraz z drugim sanitariuszem zaczęli go podnosić. Gdyby Harry miał na to wystarczająco dużo oddechu, zacząłby krzyczeć. Kiedy mężczyzna przepchnął mu coś przez żebra i wbił w płuco, wrzasnął.
- Dostał szoku! John, zabierz nas natychmiast do szpitala! - zawołał Jackie do kierowcy. Gdy tylko tam dotarli, dwoje sanitariuszy - Alex i Jackie - zawiozło go na izbę przyjęć. Od razu zostali otoczeni przez grupę lekarzy. Alex i Jackie wrócili do ambulansu, uprzednio informując ich o tym, co się stało i wszelkich obrażeniach, jakie zaobserwowali. Harry był niepomny wszystkiego, o czym mówili.

Uszkodzony.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz