Rozdział 11

420 43 4
                                    

Nie wiem ile czasu tak siedzieliśmy ale w końcu uspokoiłam się. Byliśmy wtuleni w siebie i żadne z nas nie chciało tego przerwać. 

- Dough mi pomógł. - Powiedziałam przerywając ciszę. - Wyciągnął mnie stamtąd a później pomógł wrócić do siebie. Było ciężko, zresztą sam to zauważyłeś kiedy wróciłam. 

- Wiem, że było gorzej niż ciężko. Doskonale pamiętam w jakim stanie wróciłaś. - Odparł a ja aż się skrzywiłam. 

- Czy ten tydzień po moim powrocie... - Zaczęłam ale on już wiedział co chce powiedzieć. 

- Byłem u Huberta. Moja mama nie była wtedy chora. - Odparł szybko. 

- Co my sobie zrobiliśmy... Przez cały ten czas niszczyliśmy się nawzajem. - Powiedziałam i wytarłam łzy z policzka. 

- Robiliśmy gorsze rzeczy niż niszczenie siebie. - Dodał a ja złapałam za swój pierścionek zaręczynowy. 

- Chyba powinnam ci to oddać. - Powiedziałam i zdjęłam go z palca.

- Kat... Kochanie. - Powiedział ale wcisnęłam mu pierścionek do ręki. 

- Tom wiem, że mnie kochasz. 

- A ja wiem, że ty kochasz mnie. 

- Tak . - Odparłam. - Ale nie możemy tak dalej. Wyjaśnijmy sobie wszystko i wyjedź na jakiś czas do rodzimy. - Powiedziałam. 

- Rozumiem, że to wyjaśnienie będzie naszym pożegnaniem. 

- Prawdopodobnie tak. - Odparłam i zacisnęłam jego dłoń na pierścionku. - To chyba należy się innej osobie i oboje wiemy kogo mam na myśli. Wiem, że mnie kochasz ale to nie jest taka miłość jaka powinna. 

- Kat to nie tak. - Odparł. 

- Wiem, że ją kochasz. - Stwierdziłam. - Wiem to od bardzo dawna. 

- Katherine... - Zaczął ale nie pozwoliłam mu powiedzieć nic więcej. 

- Ty kochasz Jess a ja nie mogę przestać kochać Iana. 

- On nie żyje! - Krzyknął. - Od wielu lat! 

- Nie tak wielu! - Odparłam. - I tak! Wiem, że on jest martwy, tak jak większość ludzi, które kochałam! 

- Ja żyje! 

- Tak ale kochasz naszą przyjaciółkę a ona kocha ciebie! Poza tym Hubert. Nigdy nie będziesz ze mną szczęśliwy jeżeli on...

- Co? Jeżeli on żyje? - Zapytał a ja kiwnęłam głową. - Chcesz go zabić? - Zapytał a ja odsunęłam się od niego. - Nie możesz tego zrobić! - Powiedział. - Nie dasz rady! Nie wiesz...!

- Czego Tom? Czego nie wiem? 

- Nie nic. Przepraszam nie powinienem. - Powiedział po chwili ciszy. 

- Tom! Mów o co chodzi! - Krzyknęłam i odsunęłam się od niego jeszcze dalej. 

- On dokładnie wie gdzie jest każdy z nas. Ci, którzy sami do niego nie wrócili są ciągle obserwowani. Hubert jest gotowy w każdej chwili cię zabić. Ma przygotowane wszystko gdybyś próbowała zakraść się do jego siedziby. 

- Raz to zrobiłam. Musiałam włamać się do jego centrum dowodzenia. 

- Czy ty postradałaś rozum?! Mogłaś zginąć! - Wrzasnął. 

- Nie... Naprawdę? Jakby śmierć nie groziła mi każdego dnia! - Również krzyknęłam. 

- Czy coś się wtedy stało? Widziałaś się z nim? - Zapytał. 

- Nie. Wybraliśmy czas na akcje w momencie jak był w Wielkiej Brytanii.

- To było niecały rok temu! - Ponownie zaczął krzyczeć. - Boże mogliśmy na siebie trafić wtedy. - Mruknął pod nosem. 

- Chcesz mi powiedzieć, że byłeś w tamtym okresie u niego?! 

- Do Anglii poleciałem razem z nim... 

- Chyba sobie żartujesz?! - Krzyknęłam. - Tom... Co my najlepszego zrobiliśmy. - Powiedziałam i znowu zaczęłam płakać. 

- Zniszczyliśmy się. Zacząłem cię niszczyć od chwili poznania. - Przyznał a ja zerwałam się z miejsca. 

 Odłożyłam torbę na siedzenie i już miałam się zabrać za wychodzenie z autokaru kiedy ten debil odwrócił mnie do siebie i strzelił z przysłowiowego liścia w twarz na co cały autokar zaczął krzyczeć z zadowolenia. Tak... Wszyscy z tej grupy mnie nie znosili. No może oprócz jednego chłopaka, który się nie śmiał i wyglądał jak by mi współczuł.   

Przypomniał mi się moment kiedy pierwszy raz go zobaczyłam i kiedy przedstawił mi się. Od razu mu zaufałam. Potrzebowałam kogoś kto by mnie zrozumiał. I dostałam go... 

Rękawem otarłam policzki i weszłam do środka. Usiadłam na miejscu gdzie wcześniej była moja torba. Lou przelotem powiedział mi, że położył ją na półkę nad głowami.

- Mogę się dosiąść? - Zapytał chłopak, który wcześniej nie naśmiewał się z innymi.

- Jeżeli musisz. - Odparłam.

- Też zostałaś porwana prawda? - Zapytał a ja nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.

- Taa... Tak - Odparłam a w moich oczach znowu pojawiły się łzy.

Nie wiem dlaczego ale wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać, on szybko objął mnie ramieniem i pocałował u czoło.

- Nazywam się Katherine. - Powiedziałam.

- Tomek.- Odparł.

Zaczęłam płakać i nie mogłam się uspokoić. Wyszłam do kuchni i otworzyłam okno żeby złapać trochę powietrza. 

- Kat? - Usłyszałam po chwili. 

- Daj mi spokój. - Warknęłam. - Pomagałeś im od samego początku. I to dosłownie! Tom! Jak mogłeś?! - Krzyczałam i płakałam jednocześnie. 

- A co miałem zrobić?! Od samego początku grozili mi a jak się okazało, później kontrowali jeszcze mojego ojca! Miałem pozwolić im umrzeć?! 

- Mogłeś po prostu się ze mną zaprzyjaźnić! Chyba, że oni kazali ci zrobić coś więcej. - Powiedziałam i spojrzałam na niego... Ten wzrok mówił wszystko. 

- Kocham cię Kat. - Odparł po chwili. 

- Ale nie tak jak powinieneś. Tak naprawdę kochasz Jess a byłeś uwięziony ze mną przez tyle lat. - Powiedziałam i zaczęłam płakać jeszcze bardziej, ponieważ wszystko do mnie dotarło. - Już wiem dlaczego tak dobrze było mi z Ianem. W głębi duszy wiedziałam, że tak naprawdę twoje uczucia nie są prawdziwe. 

- Co do Iana... - Zaczął ale chyba nie wiedział jakich słów użyć dokładnie. - Ciesze się, że przez ten czas ktoś cię wspierał. 

- Kocham go w dalszym ciągu. - Powiedziałam. - A po wizycie u jego rodziców wszystko do mnie wróciło. 

- Byłaś u jego rodziców? - Zapytał a ja pokiwałam głową. - Wystawiłaś im się prosto na tacę. - Warknął. 

- Ktoś musiał im powiedzieć, że ich syn już nie chodzi po tym świecie! 

- A może chciałaś żeby twoje poczucie winy zniknęło?! - Krzyknął a ja nie wytrzymałam i z całej siły go uderzyłam. 

JeźdźcyWhere stories live. Discover now