Rozdział 2

589 56 13
                                        

- Chcesz go wsadzić na dożywocie za coś czego nie zrobił?! Dobra, ale te dokumenty idą wraz ze mną i na pierwszej rozprawie sędzia zobaczy wszystko co zdobyłam! - Zagroziłam. 

Staliśmy na samym środku komisariatu i wszyscy, który tam byli, zamilkli. 

- Straciłaś partnera. Rozumiem, że jesteś roztrzęsiona ale to nie jest powód żeby robić coś takiego! Mamy winnego i musimy go zamknąć. - Warknął.

- Gówno prawda! Zatrzymałeś dopiero pierwszego podejrzanego! Nie pozwolę ci zmarnować jego życia przez twoje gówniane przeczucia! - Krzyknęłam. - Chciałeś się mnie pozbyć tylko dlatego żeby zamknąć sprawę! 

- Brooklyn albo się w tej chwili uspokoisz albo cię zwolnię. - Zagroził.

- Zwolnij ale ja i tak wejdę na tą rozprawę. - Stwierdziłam. - A nawet jeśli byś mnie zwolnił to w przeciągu pięciu minut sam wylecisz. 

- Myślisz, że mnie zastraszysz?

- Jakżebym śmiała. Ja tylko stwierdzam fakt. Chcesz się przekonać? - Zapytałam a jego żona się odezwała.

- Wystarczy! Oboje! - Warknęła. - Jeżeli się w przeciągu minuty nie uspokoicie to zamknę was w jednej celi i nie wypuszczę do środy!

- Dzisiaj jest środa. - Mruknął komendant.

- A czy ja mówię o tej środzie?! 

- Mam rozumieć, że chcesz żeby twój mąż umarł?

- Że co?! - Teraz to on krzyknął. - Dlaczego miałbym umrzeć? - Pisnął.

- Podnieś na mnie rękę to się przekonasz. - Odparłam i ruszyłam do wyjścia.

- Brooklyn! - Krzyknął za mną a ja tylko pokazałam mu środkowy palec. - Co za bezczelny dzieciak! - Usłyszałam jego szept po czym drzwi za mną zatrzasnęły się. 


JeźdźcyWhere stories live. Discover now