Rozdział I

318 22 9
                                    

Właśnie rozpoczął się nowy rok szkolny. Masakra. Znajdowałam się właśnie w szkole, obserwując przechodzących obok mnie nauczycieli i uczniów. Zauważyłam również w końcu znajomą twarz - Panią Queen, wychowawczynię mojej klasy. 

- Dzień Dobry. - przywitałam się.

- Dzień Dobry, chodźmy do sali, wkrótce wszyscy z powrotem spotkamy się po przerwie. - uśmiechnęła się lekko i zaprowadziła mnie do naszej sali. Była trochę odnowiona - ściany, które wcześniej były koloru białego były teraz niebieskie, z odcieniami granatu. Na parapecie rosły dwie nowe orchidee, a ławki zostały poprzestawiane bardziej do ścian. Całkiem ładnie. Nie trzeba było jednak długo czekać - wszyscy pojawili się po paru minutach, w tym Marinette, Elizabeth i Vendy - dziewczyny, które rozsyłają o mnie plotki, wyśmiewają mnie i w sumie, to od nich się wszystko zaczęło walić. Byłam całkiem lubiana, ale kiedy one wkroczyły do akcji... Zniszczyły moją reputację. Po prostu. Teraz po prostu według mnie nie ma sensu tego naprawiać. Gdy tylko mnie zauważyły, od razu zaczęły tam coś między sobą gadać, chichocząc. Westchnęłam cicho, udawałam że nie zwracam na nie uwagi. No bo po co to robić? Nie są warte uwagi, przynajmniej tak mi się wydaje...

- Oto plany lekcji... - mówiła, rozdając nam małe karteczki. Nagle, drzwi od sali otworzyły się, a wtedy pojawił się on... Wysoki, jasnowłosy, przystojny chłopak... Nagle uświadomiłam sobie, że to nie ma sensu. Już tak miałam z paroma chłopakami... Zakochałam się, udało mi się nawiązać jakiś kontakt, zaprzyjaźnić się, a później bum... Elizabeth nagadała mu tysiąc bzdur, w które uwierzył i do dziś są parą. Fajnie, co? Gdy nieznajomy spojrzał na mnie, natychmiast odwróciłam wzrok. Nie chciałam, aby moje uczucie się powiększyło, wręcz przeciwnie, nawet zniknęło. No bo po co się starać, skoro i tak przejdzie na stronę Marinette? 

- Dzieci, oto nasz nowy uczeń, William Bloody. Powitajcie go i oprowadźcie jutro po szkole. - powiedziała nauczycielka. Zauważyłam, że większość dziewczyn zwracała szczególną uwagę na niego. Nie będę mieć szans... Wybij sobie to z głowy, Rose!

*~*~*~Następnego Dnia*~*~*~*

Pierwszy dzień szkoły. Eh... Szkoda tylko, że dzisiaj, czyli we wtorki mamy pierwszą matematykę... Nie mam z nią jakoś specjalnie problemów, ale... Jakoś niekoniecznie za nią przepadam. Może dlatego, że prowadzi ją dosyć niemiła nauczycielka? Możliwe. Szybko wysiadłam z autobusu, kierując się w stronę szkoły. Mieszkałam trochę daleko, więc musiałam dojeżdżać. Gdy się rozejrzałam, otaczały mnie piękne, złote liście, spadające z drzew i dodające uroku tej alejce. To wszystko tak idealnie się ze sobą komponowało... Niestety, z zamyślenia wyrwały mnie głosy zza tyłu.

- Jesteś William, prawda? - zapytała dziewczyna, którą była Marinette. 

- Tak... Czego chcesz? - odpowiedział nieśmiało.

- Widzisz tą dziewczynę z naprzeciwka? To Rosewell. Oblej ją sokiem, będzie niezła beka w klasie, że przyszła mokra! - zaśmiała się, a William tylko rzucił jej groźne spojrzenie.

- Myślałem, że jesteś normalniejsza. Wszystko z Tobą w porządku? - zakpił i przyspieszył tempa, podchodząc do... Mnie. Chłopak, który mi się podoba podszedł do mnie... Rose! Miałaś nic do niego nie czuć!

- Cześć. To ty jesteś Rosewell? - zapytał z lekkim uśmiechem. Boże, jaki ma śliczny uśmiech!

- Tak, to ja... Cześć. - odwzajemniłam gest i przyspieszyłam tempa. - Zaraz dzwonek, spóźnimy się! - krzyknęłam i zaczęłam biec. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę. Po chwili znalazłam się w szkole, przy szkolnej szawce. Niestety nie wiedziałam gdzie jest William... Trudno, i tak zobaczymy się w klasie. Akurat gdy byłam pod salą, zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy, usiadłam w pierwszej ławce od lewej strony. Jakie szczęście, że siedzę sama! Wtedy jest mi o wiele łatwiej się skupić. Zauważyłam również Williama, rozmawiającego z Vendy. Eh... Ona też próbuje go najwyraźniej poderwać. Albo już gada o mnie bzdury. Spoko, przyzwyczaiłam się do tego. Nagle, odszedł i... Usiadł obok mnie. O Boże... Teraz to na pewno nie skupię się na zadaniu!
- O co chodzi w tym zadaniu? - zapytał, a ja zaczęłam tłumaczyć...
____________________

W sumie, dobrze się z nim siedziało. Był raczej cichy, a gdy się odzywał, to tylko po to żeby mi sprawić jakiś komplement albo zapytać o zadanie. Był taki... Subtelny.

William

Czułem się trochę przytłoczony. Było to dla mnie nowe otoczenie... Na szczęście poznałem Rosewell. Była taka piękna... Chciałbym żeby została moją Mate, ale musimy sobie chyba dać trochę czasu... Chcę ją lepiej poznać, ona chyba też. Gdy skończyliśmy lekcje matematyki, podeszłem do niej na przerwie.
- Może chciałabyś dzisiaj o 16:00 pójść na spacer do parku pod szkołą? - zapytałem.
- Hmm... Będę wtedy wolna... Jasne. - uśmiechnęła się, a w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
_______
Była 16:00. Ja już czekałem na moją małą w parku. Oby przyszła... Oby. A co jeśli nie? Czułem, że jest z nią wszystko w porządku. Czułem, że się zbliża... Ukazała się. W pięknej, kuszącej czarnej sukience.

C.D.N
Mam nadzieję, że będzie się podobać ;)




RosewellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz