Rozdział 5

114 6 6
                                        

*Jeszcze na wstępie chcę was uprzedzić, że zmieniłam okładkę i swój nick ;) Teraz jestem Katie.*

Otwarły się drzwi. W nich pojawił się on...

- William... - szepnęłam i spojrzałam na niego. Widziałam po jego minie, że jest zestresowany. 

- Przepraszam za spóźnienie... - zwrócił się do pani, ta kiwnęła głową i kazała mu usiąść ze mną. Świetnie, po prostu idealnie. Ja odsunęłam się na tyle, ile mogłam, a on usiadł obok mnie, nic nie mówiąc. Spojrzał jedynie na mnie, a ja odwróciłam wzrok. Nie miałam zamiaru na razie z nim o tym wszystkim rozmawiać... Nie czuję się dobrze w jego towarzystwie. Czuję coś do niego, ale nie jestem w stanie określić, co. Smutek? Żal? A może miłość? Nie wiem. Nie wiem co mam o nim myśleć. Gdy zamyślona pisałam w zeszycie, usłyszałam głośny huk. Dzwonek... W końcu. Szybko się spakowałam i wyszłam, mijając Williama który jeszcze pakował podręcznik. Zaczęłam kierować się w stronę sali nr. 56. Gdy przechodziłam obok innych uczniów, ujrzałam parę par przytulających się do siebie i rozmawiających do siebie, uśmiechających się... Westchnęłam cicho i usiadłam pod salą. Chciałabym mieć kogoś, na kim mogłabym zaufać, ale jak widać nie mam takiego szczęścia jak inni. Szkoda, ale... Powinnam się cieszyć tym, że chociaż mam kochających mnie rodziców... Którym mogę zaufać. To dzięki nim tu jestem. Uśmiechnęłam się w duchu i wstałam, aby przejść się po szkole. Jest teraz godzinna przerwa, aby coś zjeść, odpocząć... A później znów wrócić do pracy, ale wypoczętym i ( może ) w lepszym humorze. U mnie humor jest prawie zawsze taki sam, ale tym razem był inny. Ogólnie, jest inaczej. Nikt mnie nie zaczepia, co równa się z tym, że jest lepiej. Postanowiłam kierować się w stronę jadalni, aby coś przekąsić. W całej szkole pachniało dzisiejszym schabowym, który kusił uczniów do przyjścia na stołówkę. Mnie również. Gdy już tam przyszłam, wzięłam talerz i nałożyłam sobie trochę jedzenie, a następnie usiadłam przy małym, pustym stoliku. Jedzenie było ciepłe i tym samym pyszne! Gdy już zjadłam, odłożyłam brudny talerz i z powrotem poszłam pod salę lekcyjną. Nie było nikogo na tym piętrze... Wszyscy poszli albo na obiad, albo na inne piętro. Nagle, ujrzałam jego... Williama.
___________________________
~ William

Ja i ona. Sami na korytarzu. Idealnie... Może w końcu uda mi się ją odzyskać... Żeby było tak, jak dawniej.
Podeszłem do niej. Ona się nie ruszała. Słyszałem jej szybkie bicie serca. Bała się mnie. Cholera, ona się mnie boi... Wyczuwam jej strach na odległość.
- Będziemy się tak już zawsze mijać? - zapytałem. Byłem ciekawy jej odpowiedzi... I to bardzo. Podejrzewam, że wzrosła jej pewność siebie po tym, jak zniknęła na zawsze z jej życia Marinette.
- Myślisz że to jest takie proste? - mruknęła.
- Chyba łatwe jest do pojęcia to, że jestem wilkołakiem.
- Dla Ciebie, William... - już chciała odejść, kiedy złapałem ją za rękę.
- Może mój wilk chciał Cię zabić, ale umiem nad sobą panować! - krzyknąłem.
- Nie wiem, czego się po Tobie spodziewać, a teraz mnie puść! - odparła i próbowała wyrwać z mojego uścisku rękę. - Zastanawia mnie, czy wilkołaki w ogóle coś czują... - szepnęła cicho, a ja ją jeszcze mocniej przytrzymałem
- Czują, nawet więcej niż zwykli ludzie tacy jak ty! - wrzasnąłem, i zauważyłem że się w połowie zamieniłem. Na szczęście nikogo tu nie było...

C.D.N
Jak zareaguje tym razem na jego przemianę Rose? Co będzie dalej? Będą się nadal kłócić?
Mam nadzieję, że rozdział będzie się podobać, mimo tego że jest dosyć krótki ;) Mam napisany już drugi, chcecie go jeszcze dzisiaj? :D Piszcie w komach!
Miłego dnia/nocy,
Katie.

RosewellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz