Rozdział 3

144 7 0
                                    

Rosewell

Zaczęło m się robić słabo... Widziałam, że ktoś się pojawił, ale Marinette zaczęła ze mną uciekać... Nie potrafiłam pojąć, jak ona mogła być taka silna? Była do tego taka szybka... Nagle ujrzałam ciemność. Już nic nie widziałam ani nie słyszałam...

~*~*~~

William

Ujrzałem ją. Moją małą Rosewell w rękach... A właściwie już łapach Marinette. Jak mogła... Spojrzała na mnie. Była kotołakiem. Tak jak myślałem... Nie kryła swojego zapachu bransoletką. Uciekła. Zapewne w las. Była niesamowicie szybka, na tyle że zwykły człowiek nie mógł by jej zobaczyć. Zamieniłem się w wilka i zacząłem za nią biec. I rzeczywiście, była w lesie.

- Co ona Ci takiego zrobiła?! Odejdź i zostaw ją, albo pożałujesz... - zaczął się we mnie budzić mój wilk. Krwiożercza bestia, która na nic nie zwraca uwagi. Tylko zabija...

- Pff, co możesz MI zrobić? Jestem przecież kotołakiem, a ty jedynie kudłatym wilczkiem, mającym za swoją mate zwykłego człowieka... Nie wolałbyś wolnego i pięknego kotołaka? - warknęła. Ja już dawno na nic nie zwracałem uwagi. Widziałem samą ciemność. Czułem jedynie posmak krwi w moich ustach i... Skórę. To... Jest naprawdę przerażające. William, spokojnie... Tylko ją zabiłem. - usłyszałem kpiący ze mnie śmiech. Jak mogłeś! Mogłem ją tylko wygonić i trochę pogryźć, zastraszając ją tym samym. Ale od razu zabić... Przecież chciała zabić Twoją mate. Ładna jest... Szkoda, że tak szybko zniknie z tego świata... - warknął. NIE! Wrzasnąłem w myślach. Chciałem znów wrócić o swojego ciała i panować nad swoim wilkiem, ale to on przejął pełną inicjatywę...

~*~*~*~

Rosewell

Otworzyłam oczy. Stał w pobliżu wilk. A pod nim ciało - ciało Marinette, ale... Była taka inna. Miała kocie łapy, nos kota... Wszystko kocie. A wilk - niewyobrażalnie ogromny. Powstrzymywałam się od wrzaśnięcia, szybko wstałam i zaczęłam uciekać. Jak najdalej. Ale on się chyba zorientował. Nawet nie chyba, a na pewno. Słyszałam zbliżające się jego kroki. Był niesamowicie szybki. Biegłam tak szybko, jak potrafiłam, ale krwiożercza istota zaczęła mnie doganiać... A jednak. Być może właśnie w ten sposób zakończę swój marny żywot. Będę uznana za zaginioną, a gdy wejdą do pobliskiego lasu, znajdą moje zwłoki... Świetnie. Mam nadzieję, że nie będzie to bardzo boleć. Nagle, wilk skoczył i mnie przewrócił. Przygwoździł mnie do ziemi, i już miał mnie ugryźć, kły lekko wbite do szyi miały się jeszcze bardziej wgłębić, kiedy wilk nagle odskoczył . Zaczął się przekształcać w... Wilkołaka. Takiego, jakiego widziałam w filmach. Spojrzał na mnie i podszedł, a następnie na jego miejscu pojawił się... William.

- Rosewell, wszystko Ci wytłumaczę, przepraszam... - szepnął, a ja tylko wrzasnęłam. - Rose, nie musisz się mnie bać... To nie tak jak myślisz. - dodał, chcąc mnie dotknąć, a ja tylko go uderzyłam w policzek.

- Odejdź ode mnie! Jesteś potworem, chciałeś mnie zabić! - krzyczałam i zaczęłam uciekać.

- Rose, zaczekaj! - krzyczał, ale ja już na nic nie zwracałam uwagi. To za dużo... On chciał mnie zabić. Prawie to zrobił. On jest... Wilkołakiem. Nie wiem, co mam myśleć. Spojrzałam na swoją komórkę, którą miałam w kieszeni. Dzwonił.... Szybko go rozłączyłam, ale Willy nie dawał za wygraną. Zadzwonił jeszcze raz, a ja wyłączyłam telefon. Teraz miałam ochotę ukryć się w swoim domu, gdzie będę bezpieczna... On mnie tam nie znajdzie. Nie może do mnie przyjść.

~*~*~*~

- Kochanie, wybieramy się z tatą do kina, bądź grzeczna, dobrze? - powiedziała mama a ja kiwnęłam głową. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Zamknęłam je na klucz. Było już ciemno... Zaświeciłam wszędzie światła, zasłoniłam zasłony, zapaliłam u siebie świeczki. Zgasiłam światła i ukryłam się w swoim pokoju. Bałam się. Bardzo. Co, jeśli on tutaj przyjdzie? Włączyłam telefon. 30 wiadomości, 15 nieodebranych połączeń... A to wszystko od niego. Chyba się zorientował, że włączyłam telefon i znów zaczął dzwonić. Wyłączyłam telefon. Przytuliłam się do poduszki i zaczęłam rozmyślać o wszystkich rzeczach. Dzisiaj był piątek, więc mam jutro wolne... Nie muszę się martwić przynajmniej szkołą. Tylko... Wszystko teraz będzie inne. Marinette nie będzie już w szkole... A William? Gdy tylko o nim pomyślałam, usłyszałam wycie... I pukanie do drzwi. Boże... A jeśli tu przyszedł? Szybko zdmuchnęłam świeczki. Schowałam się pod łóżkiem. Boję się... Może odejdzie, myśląc, że mnie nie ma w domu? Usłyszałam rozbicie okna. On... Tutaj jest. Słyszałam go. Zbliżał się. Był coraz bliżej...

C.D.N

Robi się niebezpiecznie ;) Co się wydarzy? Postaram się napisać dalszy ciąg za tydzień. Mam nadzieję że opowiadanie się podoba :D

Miłego dnia/nocy,

Evangeline.

RosewellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz