Rosewell ~
Przyszłam do parku w czarnej sukience, gdzie na mnie czekał już William. Szczerze mówiąc, byłam całkiem podekscytowana tym spotkaniem. Zastanawiałam się, czy w ogóle iść. Ale jednak...
- Cześć... - szepnęłam.
- Cześć Rose. - uśmiechnął się lekko. Uwielbiałam jego uśmiech!
- Chodźmy. Jest tutaj moja ulubiona alejka! - odwzajemniłam gest i kierowaliśmy się w stronę mojego ulubionego miejsca. Czułam się w jego obecności tak... Pewnie. Nie byłam skrępowana, tym bardziej, że ubrałam się w sukienkę, a rzadko to robię.
- Ładnie tutaj. - odparł.
- Wiem... Często tutaj przychodzę, gdy mi źle lub gdy się stresuje. - odpowiedziałam. Spojrzałam głeboko w jego oczy. Poczułam ciepło na policzkach.. Zarumieniłam się! Od razu odwróciłam wzrok i skupiłam się na drodze. Nagle zorientowałam się, że jesteśmy za parkiem.
- Tam jest las. Może chciałbyś tam ze mną pójść? - zaproponował. - Chyba, że się boisz...
- Hmm....Nie boję się. - odparłam.
- To chodźmy. - rzucił i szliśmy nadal prosto. Szczerze mówiąc, nigdy nie wychodziłam tak całkowicie poza park, nie wiedziałam nawet że jest tu gdzieś las. Nawet się nie zorientowałam, a już byliśmy przy lesie. Stanęłam na chwilę, by przemyśleć jeszcze to, czy chcę wejść do tego lasu.
- Możemy wrócić, jak chcesz. - szepnął mi do ucha. Nie chcę żeby wyszło na to, że się boję. To przecież tylko las, prawda? No właśnie. Czego bym się w nim miała bać? Legendarnych, pradawnych istot zabijających bezlitośnie intruzów, którzy nawet nie są świadomi tego, że weszli na teren niebezpiecznego stwora? To tylko legendy... A może nie?
- Chodźmy. - odpowiedziałam w końcu. Przecież niemożliwe jest to, żeby nagle, znikąd zabił mnie jakiś potwór. Zresztą, jestem z Williamem... Jak byśmy napotkali tego potwora razem, to byśmy przynajmniej razem zginęli. Nie chciałabym tego robić sama. Zaśmiałam się na tą myśl w duchu. Potwory nie istnieją, a ja tu wymyślam takie scenariusze...
- Czemu zmieniłeś szkołę? - zapytałam.
- W tamtej było mi źle... Nie pasowałem tam do innych ludzi. Jestem po prostu wil... - zatrzymał się. - Inny. - dokończył, a ja kiwnęłam głową.
____________________
William ~Cholera! Mało nie zdradziłem jej mojego sekretu. Nie chcę na razie, żeby się o tym dowiedziała. Nie wiem jaka byłaby jej reakcja, zresztą ja jeszcze nie umiem panować nad swoją postacią. Kiedy się wkurzę, potrafię się zamienić w krwiożerczą istotę, która będzie robić co tylko zechce, a ja stracę nad nią kontrolę. To byłaby klęska. A tak szczerze mówiąc, to zmieniłem szkołę dlatego, że tam byli sami ludzie, a jak była jakaś kotołaczka, to... Nie była tą jedyną. Czyli moją Mate. Więc postanowiłem z moimi rodzicami się przenieść. I.. Znalazłem tą jedyną... Która była zwykłym człowiekiem. Chciałbym, żeby kiedyś została pełnoprawnym członkiem mojej rodziny, żebyśmy założyli watahę... Bo watahy niestety nie mam... A chciałbym założyć swoją. I żeby w tej watasze były i wilkołaki, i kotołaki. Byłoby wspaniale, tym bardziej że te dwa gatunki niekoniecznie za sobą przepadają. Chyba, że kotołak to kobieta, a wilkołak to mężczyzna... Wtedy zazwyczaj rośnie między nimi uczucie. Jak to mówi mój ojciec, k każdy wilk znajdzie swojego kota. Potem rodzi się albo wilkołak, albo kotołak. Ja urodziłem się wilkołakiem.
- A Ciebie... Czemu wyśmiewają w szkole? - zapytałem. Szkoda mi było tej małej Rosewell...
- Nie wiem. Śmieją się w sumie ze wszystkiego. Że się dobrze uczę, że ubieram się "passe"... - szepnęła. Zauwazyłem, że sprawiało jej to ból... Nie chciałem dalej drążyć tematu.
- Uważają Cię za kujonkę? - zapytałem. Miałeś nie drążyć tematu!
- Tak. Można tak powiedzieć, ale nie przejmuję się tym aż tak bardzo, jak kiedyś. - odparła i spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem ciepło wędrujące z jej serca... Jej zapach podniecał mnie, a czarna sukienka dodawała uroku.
- Mylą się. Pamiętaj, że jesteś pełnowartościową kobietą, mądrą, znającą swoją wartość. - pocieszyłem ją tak, jak tylko mogłem. To wszystko przez tą Marinette. Mam ochotę ją zabić... Tak podpowiada mi mój instynkt i wewnętrzny wilk. Nie, nie mogę mimo tego, że wróg mojej mate kest moim wrogiem.___________________
Rosewell ~
Szkolny dzwonek. Wczorajsze popołudnie było takie wspaniałe... Niestety, szkoła wróciła i muszę się właśnie na tym skupić. Kiedy szłam ścieżką do szkoły, napotkałam Williama. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy biegł do mnie.
- Cześć Rose!
- Cześć Willy... Wczorajsze popołudnie było wspaniałe, dzięki. - odparłam.
- Nie... Nie ma sprawy. - uśmiechnął się i szliśmy przed siebie prosto pod mury szkoły. Za nami szła Marinette, zapewne przysłuchując się naszej rozmowie... Ciekawe, co dzisiaj wymyśli. Polanie sokiem? Strzał w dziesiątkę. Przecież to idealny pomysł na jeszcze większe skompromitowanie mojej osoby. Moje nadzieje na zaprzestanie ośmieszania mnie zniknęły. Moi rodzice próbowali coś z tym zrobić, ale nic. Zmieniłabym szkołę, ale oprócz innych uczniów jest spoko...
____Minęła pierwsza lekcja. William gdzieś poszedł, więc zostałam sama. Z nim w sumie najwięcej rozmawiam podczas przerw. Nagle, Marinette podeszła do mnie. Wzięła mnie za koszulkę i podniosła. Byłam w w swoim kąciku, którego nikt nie znał. Tylko ja tu przychodziłam.
- William jest mój, JASNE?! - wrzasnęla i zaczęła mnie bić. Oddałam jej parę razy, ale to ona była silniejsza i miała przewagę. Czułam się coraz gorzej kiedy nagle pojawił się on...Kto się pojawi? Nauczyciel? William? A może pewien chłopak...?
Ciąg dalszy nastąpi ;)
Przepraszam że tak długo, ale mam nadzieję że rozdział będzie się podobać ;D
Do następnego!
CZYTASZ
Rosewell
Hombres Lobo15 letnia Rosewell - szatynka, raczej cicha, nie lubiąca zwracać na siebie uwagę zwykła dziewczyna, marząca o miłości swojego życia. Problem w tym, że w szkole jest wyśmiewana z różnych przyczyn, na przykład jej zachowania, nauki... Mówią, że jest k...