Rozdział 12

51 7 0
                                    

Jednak na tym się skończyło. Nie czułam nic więcej, oprócz tajemniczej aury i ciepła rozchodzącego się po całym ciele. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Willa.
- Nic się nie wydarzyło. - odparłam. - Czy to coś oznacza?
- Nie, zdarza się. Jest kilka powodów tego, że nie możesz się przemienić. Pierwszym jest zmęczenie, drugim jest potrzeba przejścia pierwszej przemiany podczas pełni księżyca, a trzecim powodem jest to, że u Ciebie ten sposób na przemianę nie działa. - odpowiedział mi, uśmiechając się lekko.
- Może spróbujmy dzisiaj wieczorem? Może uda mi się jakoś wymknąć z domu. - odwzajemniłam uśmiech.
- Jasne, tylko... Co powiedzą rodzice na Twoje blizny? Zagoją się, ale z najcięższymi może pójść gorzej.
- Zakryję je jakoś. - odparłam. - Tylko... Co powiem rodzicom? Nie wróciłam przecież do domu, a oni na pewno się zorientowali.
- Pomogę Ci w tej kwesti.
***
Boże. On to ma pomysły.
Kiedy wróciliśmy do mojego domu, moja matka bardzo zaniepokojona zasypała nas na dzień dobry pytaniami. Jedynie ojciec mniej się martwił, ponieważ sam przyznał, że podejrzewał że poszłam na imprezę i się prawie w ogóle nie martwił. I dobrze, bo nie ma takiej potrzeby. William wytłumaczył, że gdy się spotkaliśmy postanowiliśmy wybrać się na chwilę do klubu, a następnie zaatakował mnie czyiś kot i stąd te blizny. Ta. Mało wiarygodne ale rodzice jakiś uwierzyli. I tak zresztą, mimo tego że nic złego przecież nie zrobiłam, będę mieć szlaban na wyjścia z domu. Kiedy to usłyszałam, Willy spojrzał na mnie z nie ukrytym rozbawieniem i na tym się skończyło. On musiał już wracać, a ja zostać w domu. Oboje nie poszliśmy dzisiaj do szkoły, ponieważ byliśmy zbyt zmęczeni. Jednak - zwracając uwagę na fakt, że teraz jestem najprawdopodobniej taka jak William, siły regenerują mi się szybciej, więc zmęczenie nie powinno trwać długo, tym bardziej że potrzebuję sił na dzisiejszą noc.
***
Była już 21:00.
Rodzice wcześnie się kładą spać, więc skorzystałam z tego faktu i szybko przebrałam się w swoje ciuchy na co dzień. Nim się obejrzałam, była już 21:30, a ja już musiałam wychodzić. Najgorsze było to, że muszę trochę kombinować z moim wyjściem. Najpierw muszę wejść na drzewo znajdujące się obok okna, potem z niego zejść... Boże. Ja jestem słaba z wf. Gdy już miałam wcielać swój plan w życie, usłyszałam stukanie w szybę. Szybko się odwróciłam i rozpoznałam osobę, która w tym momencie siedziała jak gdyby nigdy nic prawie na wierzchołku gałęzi.

C.D.N

RosewellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz