#1

3.6K 207 58
                                    

(końcówka Akcji pod Arsenałem)


— Pusto! Chłopaki otwieramy! — krzyknął któryś, po czym cała banda młodych mężczyzn rzuciła się na więźniarkę, otaczając tylną część pojazdu.

W końcu. Udało się. Otworzyli.

Kilka uwięzionych osób widząc okazję do ucieczki od razu ukradkiem wybiegło, przeciskając się przez nagromadzonych harcerzy.

Zośka jednak stał wytrwale w miejscu, nerwowo szukając wzrokiem przyjaciela.

— Gdzie jest Rudy? — krzyknął głośno, lustrując wzrokiem kolejne wychodzące z samochodu sylwetki. Nagle dostrzegł leżącego chłopaka na końcu furgonetki.

To niemożliwe...

To nie on. To na pewno nie on.

Tadeusz zastygł, powiedzenie że był w szoku - to zdecydowanie za mało.

Doskonale wiedział, że Rudy był katowany, ale nie miał pojęcia, że aż do takiego stanu.

Widząc jego twarz - całą w strupach, krwi i w świeżych bliznach - zaczęły napływać mu do oczu łzy.

Owszem, Tadeusz widział w swoim życiu już kilka ofiar wracających z więzień, ale żadna z nich nie była w aż tak tragicznym stanie.

— Zośka, co z tobą? Obudź się! Pomóż nam! — krzyknął słoń, pomagający skoczyć ze stopnia starszej kobiecie.

Zośka oprzytomniał. Zdał sobie sprawę z tego, że przez kilka chwil tępo wpatrywał się w rannego.  Bez zastanowienia, szybkim ruchem wskoczył do środka furgonetki i podszedł bliżej przyjaciela. Objął delikatnie jego talię, próbując go bezboleśnie podnieść. Kilka chłopców zaczęło mu pomagać, jednak ten stanowczo zdecydował się przenieść przyjaciela o własnych siłach.

W ten sposób już po chwili szedł, niosąc samodzielnie drobne ciało Rudego. Trzymając go jak najmocniej, wzrokiem znalazł umówione wcześniej auto. 

Zgodnie z planem, znaleźli się na tylnych siedzeniach. Zośka ułożył bezpiecznie Janka, opierając jego głowę o swoje ramię.

— Koniec akcji! Jedziemy! — krzyknął jeszcze do współtowarzyszy na zewnątrz, zamykając pośpiesznie drzwi za sobą.

Samochód odjechał, a za jego śladami ruszyła reszta na czele z Alkiem. Na szczęście póki co nikt nie został ranny. Wszystko wydawało się być zbyt idealne. 

— Tadziu. Ja ciebie. Nie widziałem...długo — wydukał Rudy, zmieniając grymas bólu na twarzy w delikatny uśmiech — Jak ja się cieszę...

— Csii — uciszył go palcem wyprostowany chłopak. — Musisz się teraz uspokoić — odparł szczęśliwie Zośka, choć przez jego myśli przewijało się jedno pytanie:

Co oni Ci Januś zrobili?

Więcej nic nie mówili, tylko spoglądali na siebie ukradkiem, nie mogąc uspokoić emocji. Ich smutne uśmiechy wzajemnie pocieszały swoje zranione serca.

Nic nie mogło trwać jednak wiecznie. Nagle usłyszeli strzał. Jeden głośny strzał.

— Co jest? — Rudy, aż uniósł się instynktownie z wrażenia.

— Nie wiem, ale nie przejmuj się zaraz będziemy w... Janek! — krzyknął ze zdumienia Zośka.

Zemdlał. Głowa Bytnara bezwiednie runęła na klatkę piersiową Tadeusza, który objął wiotkie ciało mdlejącego.

— Szybciej! — rozkazał przerażony Zośka. —Jedźcie szybciej!

— Zośka, oni strzelają do naszych! Alek tam jest i Anoda i...

— Rudy mi umiera na rękach, a ty mi teraz o Niemcach? Nasi sobie sami poradzą, a on nie! — zerknął na przyjaciela, którego ułożył ostrożnie na swoich kolanach.

— Tutaj zginie jeden człowiek, a tam kilkanaście, Zośka zawracamy! — krzyknął Mały.

— Masz jechać na przód! Do mojego mieszkania. Taki był plan i nie będziemy teraz go zmieniać! On potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej — krzyczał, powoli panikując. Jego głos mimo wszystko był bardzo stanowczy.

— Ale Zośka...

— Cholera jasna! Jedź, szybko! — krzyknął po raz ostatni. Więcej nie potrafił ani wymówić, ani tym bardziej wykrzyczeć.

Pochylił się tylko nad głową Rudego i wyszeptał:

— Janek, słyszysz mnie? Chcę prosić cię tylko o jedno, tylko o jedną rzecz... Wytrzymaj jeszcze trochę — delikatnie przejechał palcem po twarzy Rudego, wycierając własne łzy, które spływały na twarz chłopaka — Wytrzymaj, wytrzymaj dla mnie — dodał.

Dʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ? // Rᴜᴅʏ x Zᴏśᴋᴀ Kamienie na SzaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz