Ty i tak cieszysz ryja z byle powodu.

463 34 17
                                    

-Gdzie on jest?-pytam sama siebie i patrzę na godzinę. Czekam na Miłosza przed domem, a jego nadal nie ma. Ma zawieźć mnie na rozpoczęcie roku szkolnego. Trochę się stresuje, nowa szkoła, nowi ludzie. Jedynym plusem są chłopcy i Klara. Na tą wspaniałą okazję ubrałam się w czarną, trapezową spódniczkę. Białą koszulę na krótki rękaw i czarne szpilki. Nie wyspałam się w ogóle, świadomość tego, że pięć razy w tygodniu czeka mnie wstawanie o szóstej jest okropna. Może jeszcze tydzień wakacji? Z moich rozmyśleń wyrywa mnie klakson samochodu. No nareszcie. 

-Hej.-witam się i zapinam pasy.
-Hej.-odpowiada. Kładę torebkę na kolana, patrzę w przez przednią szybę i czekam aż ruszymy. 
-Dlaczego nie jedziesz?-spojrzałam na niego z uniesioną brwią. 
-Nie przywitałaś się.-wydął dolną wargę i wskazał palcem na swój policzek. Ahh. Nachyliłam się i dałam mu szybkiego buziaka. 
-Zadowolony?-zaśmiałam się.
-Nawet bardzo.-odpowiedział i uśmiechnął się słodko.
-Jak z dzieckiem.-westchnęłam.
-Zobaczymy czy później też będziesz myślała, że jestem dzieckiem.-powiedział to tak cicho, ale i tak usłyszałam.
-Co?-zapytałam.
-Nic, nic. Jedźmy, zaraz się spóźnisz.-skończyliśmy tą dziwną wymianę zdań i ruszyliśmy w drogę.

-------------

-Nie jest tak źle jak myślałam, że będzie.-stwierdziłam. Wychodzę właśnie ze szkoły w towarzystwie czwórki chłopaków i Klary. 
-Mówiłem, że będzie spoko. Jak coś będzie nie tak zawsze możesz przyjść do któregoś z nas.-zapewnił mnie Wojtek.
-Jeju, dziękuje. Jesteście kochani.-zrobiło mi się cieplutko na serduszku gdy usłyszałam to z jego ust. Cieszę się, że mam tak wspaniałych ludzi. 
-Kamila jest w domu?-szepnął mi cicho na ucho gdy byliśmy już przy bramie.
-Tak, gdy wychodziłam jeszcze spała. Masz jakieś plany?-zapytałam i dźgnęłam go palcem w bok.
-Może i mam.-zaśmiał się. 
-A wam co tak wesoło?-za nami zjawił się Cody, obejmując nas. 
-To mamy płakać?-zapytałam.
-No nie, ale też chcę się pośmiać.-uśmiechnął się pokazując aparat. 
-Ty i tak cieszysz ryja z byle powodu.-powiedziałam, a reszta przytaknęła. Na parkingu zauważyłam Miłosza, opierał się o swój samochód i patrzył w telefon. 

-My jedziemy z Kondziem. Jak widać już czeka Romeo.-Piotrek dźgnął mnie w żebro. 

-Idźcie sobie! Mam was dość.-pokazałam im język, na koniec i tak się uśmiechając. Za bardzo ich lubię, żebym była zła. Idę w stronę dobrze znanego mi auta. 
-Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać.-powiedziałam stając na przeciwko chłopaka.
-A kto powiedział, że przyjechałem po ciebie?-zdjął okulary i się wyprostował. Spojrzałam delikatnie w górę. Nie ma teraz między nami dużej różnicy wzrostu, dzięki szpilkom które mam na stopach. 

-Aha. To cześć.-odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Szczerze? Nawet nie wiem w którą stronę do domu. 
-Żartowałem.-złapał mnie za dłoń i odwrócił mnie w swoją stronę. Głupio się uśmiechał.
-Nieśmieszny ten twój żart.-odpowiedziałam. Spojrzałam na dziewczyny które przechodziły obok nas. Zauważyły nasze dłonie. Szybko zabrałam swoją z uścisku i udawałam, że szukam czegoś w torebce. Każdy w tej szkole zna Miłosza i chłopaków. Muszę uważać na to co robię. Oby te dwie nie były jego fankami bo to się źle skończy, 
-Coś się stało?-zapytał. Ja w dalszym ciągu bez celu grzebałam w małej torebeczce. 
-Nie, szukam telefonu. O jest.-wyjęłam go z torebki.-Jedziemy?

-Wsiadaj.-otworzył mi drzwi. 

-Jedziemy do mnie, mama zaprasza cię na obiad.-powiedział. 
-Dobra.-odpowiedziałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie co on właściwie powiedział. -Co? Teraz? Ja nie jestem gotowa! Muszę się przebrać! -zaczęłam gadać jak najęta. Przecież to obiad z jego rodzicami. 

-Spokojnie.-położył dłoń na moim odkrytym udzie i pogładził delikatnie.-To tylko moi rodzice, poznałaś już ich. Nie zjedzą cię.-uśmiechnął się pocieszająco.
-Dziwnie się czuję. Ciekawa jestem czy ty byś się nie stresował przed obiadem z moimi rodzicami.
-Obiad obiadem. Bardziej bałbym się rozmowy z twoim tatą.-zrobił poważną minę. 
-Serio? Nie masz czego się bać. Nie jesteśmy razem.-odpowiedziałam, uśmiechając się.
-Właśnie, nie jesteśmy.-powiedział pod nosem i zabrał rękę z mojej nogi. Przez resztę drogi panowała między nami cisza. Cichy dźwięk wydawało tylko radio samochodowe. Dojechaliśmy pod dom Fergińskiego. Tak się stresuje. Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do drzwi, które otworzył.

-Jesteśmy!-krzyknął chłopak, po chwili w korytarzu pojawiła się kobieta a za nią ojciec chłopaka.
-Dzień dobry.-przywitałam się pierwsza, 
-Dzień dobry, Słońce. Pięknie wyglądasz.-przywitała mnie uśmiechnięta mama chłopaka. 
-Dziękuje.
-Wejdźcie. Obiad będzie gotowy za pół godzinki.-zdjęłam buty i poszłam za Miłoszem wgłąb domu. Udaliśmy się na górę, domyślam się, że do jego pokoju. Nadal nie rozmawiamy, denerwuje mnie to. Zamknął drzwi do swojego pokoju, usiadłam na łóżku. Chłopak podszedł do okna, które otworzył na szeroko. 
-Dlaczego nic nie mówisz?-zaczęłam pierwsza.
-Nie mam ochoty.-chciał mnie zbyć, o nie, musimy sobie wszystko wyjaśnić.
-Miłosz! Nie denerwuj mnie, o co ci chodzi?-podniosłam się z łóżka i ustałam na przeciwko chłopaka który opierał się o blat biurka. 
-O nic mi nie chodzi.-patrzył wszędzie tylko nie na mnie. Coś musi być na rzeczy. Stanęłam między jego nogami i złapałam jego twarz w obie dłonie.
-Patrz na mnie jak do ciebie mówię.-spojrzał na mnie, ma lekko rozchylone wargi. 
-Ja no, ja nie wiem.-plątał się w słowach. 
-Miłoszek. Spokojnie.-pogłaskałam go delikatnie po policzku, chcąc dodać otuchy.
-Chodzi o ciebie, o nas, ehh.-spuścił wzrok.
-O nas?-zapytałam i ułożyłam ręce wzdłuż swojego ciała. 
-Tak. Bo ty..-prawie powiedział o co chodzi, gdyby nie pukanie do drzwi.

-Dzieciaki, obiad na stole.-usłyszeliśmy głos kobiety.
-Chodźmy, dokończymy potem.-uśmiechnął się delikatnie i otworzył drzwi. 


----------------------------

MAM SERDECZNIE DOŚĆ TEJ SZKOŁY! 
ZERO CZASU DLA SIEBIE. 

BUZIAKI


If you know what I mean |FeliversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz