Rozdział 7

161 6 1
                                    

- I naprawdę to zrobił?

- Tsa, jestem w czarnej dupie - wymamrotałam 

- To mało powiedziane.. Boże, czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - zapytała lekko wkurwiona Ally.

No cóż, nie dziwię się jej. Dopiero teraz, opowiedziałam przyjaciółce, co stało się, u mnie w domu. 

Westchnęłam.

- No cóż.. jakoś tak wyszło. Nie było czasu i no wiesz.. - próbowałam się nieudolnie wytłumaczyć.

- O nie kochaniutka. Tak bawić się nie będziemy! Czuję się wielce urażona twoim postępowaniem - przewróciłam oczami na te słowa.

- Czy naleśniki rozwiążą sprawę? - blondynce zaświeciły się ślepka

- Na początek wystarczy - pokręciłam głową i zaśmiałam się. Uwielbiam ją. 

- Dobrze, w takim razie idziemy po nasze rzeczy.

Poszłyśmy razem do wspólnej szafki. Pociągnęłam za drzwiczki, od razu tego pożałowałam. Na moją głowę spadły zeszyty, książki i parę kosmetyków.

- Ally!! - mój krzyk słyszeli chyba na końcu korytarza. - Mówiłam Ci, że masz tu posprzątać. Chociaż raz powinnaś mnie posłuchać.

- Oj tam, przesadzasz. Z resztą, to też twoja szafka. 

- Ale większość tych pierdół jest twoja.

- No dobrze, posprzątajmy ten bajzel szybko, bo mi w brzuchu już burczy.

Westchnęłam kolejny raz tego dnia, po czym zabrałam się do pracy. Nagle moją uwagę przykuła mała, niebieska kartka leżąca na podłodze.

                           Musimy pogadać. 

Spotkajmy się o drugiej, tam gdzie zawsze.

                                                                                                           Eva

Serca zabiło mi szybciej. Spojrzałam na zegarek, na moim nadgarstku. Cholera, zostało mi dziesięć minut.

- Przepraszam, ale musimy odwołać nasze małe rendez-vous. Muszę załatwić pilną sprawę.-dziewczyna zmarszczyła brwi - Wyjaśnię Ci to później - dodałam szybko, pocałowałam ją w policzek i ruszyłam w stronę wyjścia.

Czas sobie coś wyjaśnić.

         Czekałam na poddaszu opuszczonego domu od 15 minut. Byłam już lekko zirytowana, więc odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się nim. Czułam, jak powoli ulatuje ze mnie zdenerwowanie. Spojrzałam na widok za wybitym oknem. Na niegdyś pięknym podwórzu, znajdował się zarośnięty chwastami ogródek, zardzewiała huśtawka i porastający bramę, bluszcz. Za nią natomiast, rozciągał się kolorowy las. Niektóre drzewa, całkowicie pogubiły swoje liście, stając się dużymi, łysymi badylami, straszącymi w nocy.

Skierowałam się na balkon z uszkodzoną balustradą. Usiadłam na jego krańcu. Moje nogi wisiały w powietrzu, dwa piętra nad ziemią. Machałam nimi na zmianę do przodu i do tyłu. Z boku wyglądałam pewnie, jak mała, zagubiona dziewczynka. Może faktycznie nią byłam? 

Moje przemyślenia przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Obróciłam się w tamtą stronę. Za mną stał wysoki chłopak, a właściwie już mężczyzna. Miał na głowie blond czuprynę, jak zwykle ułożoną w artystyczny nieład. Jego bursztynowe oczy, patrzyły na mnie przenikliwie, z nutą troski, której nie mogłam zrozumieć. Na jego lekko opalonej twarzy gościł firmowy uśmieszek, który miał najprawdopodobniej odwrócić uwagę, od rozciętej wargi oraz spuchniętego oka. Czarna, skórzana kurtka była poszarpana, w paru miejscach, a ciemne jeansy rozcięte na kolanie, z którego nawiasem mówiąc sączyła się krew.

Moja brew powędrowała do góry. Wzięłam kolejnego bucha, a na moją twarz, wpłynął kpiący uśmieszek.

- Ale się wystroiłeś kopciuszku, tylko za dużo makijażu, jak na mój gust - wróciłam do poprzedniej pozycji. Nie chciałam na niego patrzeć.

- Też stęskniłem się za tobą, księżniczko - Ash usiadł koło mnie i zabrał mi moją miłość z ust, po czym lekko mnie w nie cmoknął - Powinnaś przestać truć się tym świństwem.

- Zjawiłeś się tutaj, by prawić mi morały? - spytałam się kpiąco, zabierając mu z powrotem peta.

- Wiem, że zachowałem się, jak kretyn, nie odzywając się przez te kilka dni..

- Oh, w sumie, nie dawałeś znaku życia, przez 17 dni, ale kto by liczył.. - odparłam od niechcenia.

- Tess, miałem swoje powodu.

- Tak, ciekawe jakie? - milczał. Czy byłam zaskoczona? Ani trochę. Mój przyjaciel miał przede mną wiele tajemnic. Zdarzało mu się znikać na parę dni lub przyjść do mnie z zadrapaniami na ciele, z czasem przestałam pytać, jednak to nie oznacza, że się nie martwiłam. Dziś jednak zdecydowanie przesadził.

Westchnęłam i wyrzuciłam niedopałek.

- Wiem, co chcesz mi powiedzieć, księżniczko. Przepraszam, ale na razie nie mogę Ci tego wytłumaczyć. 

Teraz, to ja milczałam. Nie chciałam, żeby dostrzegł w moich oczach, strach, złość i bezradność, które owładnęły moje ciało, przez te kilka tygodni.

Blondyn widząc moją reakcję, pociągnął mnie na swoje kolana i przytulił mocno do piersi. Chciałam się wyrwać, powinnam się wyrwać z jego objęć, jednak potrzebowałam go.  

W tym momencie oboje wiedzieliśmy, że kolejny raz, wybaczyłam mu mimo wszystko.

Znów mu uwierzyłam.   

- Obiecaj, że mnie nie zostawisz.. Nie zniosę, kolejnej straty, rozumiesz? Już nikt mnie nie uratuje - szeptałam gorączkowo słowa w jego tors.

----------------------------------------------------------------------

Witam Was po krótkiej przerwie!

Mam nadzieję, że chociaż trochę stęskniliście są za mną xD

Postaram się, aby rozdziały pojawiały się raz/dwa razy w ciągu dwóch tygodni.

Czekam na wasze opinię, komentarze i głosy.

Pozdrawiam cieplutko,

LadyDark





Dziękuję, Przepraszam, ŻegnajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz