Minęły dni od mojego pogodzenia się z Ashem. Znów byliśmy w szkole nierozłączni. Odkąd mieszkam z moim ojcem muszę bardziej się pilnować, co za tym idzie: wszelkie imprezy czy wyścigi odpadają. Rzadko kiedy rozmawiamy. Ciągle jest zajęty: swoimi sprawami na komendzie, delegacjami, szkoleniami, spotkaniami z kolegami etc.
Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Zgarnęłam komórkę z łóżka i włożyłam do kieszeni. Zeszłam powolnym krokiem na dół, jednak zatrzymałam się na schodach, słysząc podniesione głosy.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty tu robisz, do jasnej cholery? - usłyszałam poniesiony głos ojca.
- Chyba znasz odpowiedź na to pytanie.
- Zabieraj się, bo inaczej..
- Bo inaczej.. co? - spytałam schodząc powoli do nich.
- A ty gdzie się wybierasz? - poczułam silny uścisk na przedramieniu.
- Wychodzę, ta informacja powinna Ci wystarczyć.
- Dobrze, w takim razie nigdzie nie idziesz - coś się we mnie zapaliło
- Chyba sobie kpisz. Puść mnie, słyszysz?!
- Tessa nie rób scen. Wracaj grzecznie na górę - odepchnęłam go z całej siły, co nie było łatwe, po czym podeszłam do wieszaka i zdjęłam kurtkę.
- Nie jestem jakimś twoim podwładnym, żebyś mi rozkazywał. Będę robić co chce, kiedy chce i jak chce, a ty - dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową - nic nie będziesz mógł z tym zrobić. A wiesz dlaczego? Bo jesteś dla mnie nikim, słyszysz? Nikim?! I powiem ci więcej.. Udawana troska, ciągła kontrola nade mną lub wysłanie swoich ochroniarzy, - na wzmiankę o nich, jego brwi powędrowały do góry, w geście zdziwienia - nie uczynią z ciebie nagle wzorowego, kochającego ojca. Spóźniłeś się. O jakieś 5 lat.
Zapanowała cisza.
Oboje patrzyli na mnie, zszokowani moim wybuchem.
Ubrałam swoje skórzane buty i podeszłam do Asha.
- Idziemy? - ten skinął na znak, że się zgadza. Przyjaciel wziął mnie za rękę i ruszyliśmy do jego samochodu.
Pędziliśmy przez ulicę miasta. Rockowa muzyka była ukojeniem dla moich uszu i myśli. Siedziałam na przednim siedzeniu z głową opartą o zagłówek. Za oknem krajobraz był rozmazany. Ciałem byłam w Audi R8, ale moje myśli były daleko stąd.
Ręka Asha jak zwykle spoczywała na moim kolanie. Chłopak w końcu chrząknął znacząco.
- O czym myślisz, Księżniczko?
- Nie rozumiem jego zachowania. Czy on nie może dać mi wreszcie świętego spokoju? Czy to tak wiele? - mój głos stał się donośniejszy. Przełknęłam głośno ślinę. - Nienawidzę go. Nienawidzę ich wszystkich - usłyszałam jak wzdycha.
- Tess.. - chciał mi przerwać, lecz nie pozwoliłam mu na to.
- Gdyby nie ty i Ally, nie miałabym nikogo na świecie - blondyn zacisnął mocno rękę na kierownicy.
- Mówisz tak, jakbyś była biedną sierotką, mieszkającą pod mostem. Dziewczyno masz dwoje zdrowych rodziców, którzy, na swój dziwny sposób, kochają ciebie. Dzięki nim masz co jeść, gdzie spać.. - wziął głęboki oddech, po czym dodał trochę ciszej - Nie każdy ma tyle szczęścia co ty.
Wiedziałam, jaka sytuacja panuję u niego w domu. Złapałam za jego rękę i ścisnęłam ją mocno. Postanowiłam trochę spuścić z tonu.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Ja po prostu.. - zastanowiłam się chwilę, jak odpowiednio dobrać słowa - Bardzo chciałam mieć kiedyś rodzinę, ale to nie jest możliwe. Oni się zmienili, ja się zmieniłam. Nie chcę, nie potrzebuję ich fałszywej miłości. Chce się od tego po prostu...
- Odciąć? - dokończył za mnie z kpiną. Ashton wziął szybki zakręt i nagle stanął na poboczu - Czyli, co? Przeczekasz te kilka miesięcy, a potem uciekniesz? Jak zwykły tchórz?
- Ja..
- Ja, ja, ja.. A pomyślałaś może o nas? O Ally, mnie? Jak myślisz, co by na to powiedział Alan? Jesteś pieprzoną egoist..- przerwał mu odgłos plaśnięcia.
Ash złapał się za czerwony policzek i spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem.
Odpięłam pasy, po czym wybiegłam z auta.
Moje nerwy zostały dziś wystarczająco nadwyrężone. Miałam dość. Musiałam ochłonąć, szybko. Nie było mi to dane, gdyż po chwili mój przyjaciel trzymał mnie w ramionach. Szarpałam się, krzyczałam, żeby mnie puścił, on jednak przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać mnie po głowie.
- Przepraszam, przepraszam. Byłem wściekły. Zasłużyłem. Możesz mnie bić, wyzywać, ile chcesz, tylko proszę cię, nie płacz - stanęłam, jak wmurowana. Powoli podniosłam swoją dłoń. Dotknęłam swojego policzka. Ash miał rację. Łzy płynęły mi ciurkiem. Starłam je rękawem i pociągnęłam nosem.
- Ja też przepraszam. Nie powinnam byłam cię uderzyć - skierowałam swój wzrok na jego policzek - Musimy przyłożyć ci coś zimnego, bo będziesz miał siniaka.
Blondynek zaśmiał się pod nosem.
- Przecież to nic takiego.
- Nie dyskutuj ze mną -pogroziłam mu palcem.
Ashton pocałował mnie w kącik ust.
- Tak jest, moja pielęgniareczko.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Dawno mnie tu nie było. Wracam do Was z nowym rozdziałem. Troszkę krótko, ale mam nadzieję, że Was zachęcę do dalszego czytania ;)
Czekam na wasze opinię, komentarze i głosy.
Pozdrawiam cieplutko,
LadyDark
CZYTASZ
Dziękuję, Przepraszam, Żegnaj
Roman pour AdolescentsZaciągam się kolejny raz Czuję jak moje płuca wypełnia dym Moje powieki powoli opadają Delektuję się tą chwilą Przed oczami przelatują mi nasze wspomnienia Krzyk Zapach twoich perfum Ból Ciepło twoich rąk, owiniętych wokół mojej talii Ł...