Rozdział 8

137 6 1
                                    

Minęły dni od mojego pogodzenia się z Ashem. Znów byliśmy w szkole nierozłączni. Odkąd mieszkam z moim ojcem muszę bardziej się pilnować, co za tym idzie: wszelkie imprezy czy wyścigi odpadają. Rzadko kiedy rozmawiamy. Ciągle jest zajęty: swoimi sprawami na komendzie, delegacjami, szkoleniami, spotkaniami z kolegami etc. 

Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Zgarnęłam komórkę z łóżka i włożyłam do kieszeni. Zeszłam powolnym krokiem na dół, jednak zatrzymałam się na schodach, słysząc podniesione głosy.

- Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty tu robisz, do jasnej cholery? - usłyszałam poniesiony głos ojca.

- Chyba znasz odpowiedź na to pytanie.

- Zabieraj się, bo inaczej..

- Bo inaczej.. co? - spytałam schodząc powoli do nich.

- A ty gdzie się wybierasz? - poczułam silny uścisk na przedramieniu.

- Wychodzę, ta informacja powinna Ci wystarczyć. 

- Dobrze, w takim razie nigdzie nie idziesz - coś się we mnie zapaliło

- Chyba sobie kpisz. Puść mnie, słyszysz?!

- Tessa nie rób scen. Wracaj grzecznie na górę - odepchnęłam go z całej siły, co nie było łatwe, po czym podeszłam do wieszaka i zdjęłam kurtkę.

- Nie jestem jakimś twoim podwładnym, żebyś mi rozkazywał. Będę robić co chce, kiedy chce i jak chce, a ty - dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową - nic nie będziesz mógł z tym zrobić. A wiesz dlaczego? Bo jesteś dla mnie nikim, słyszysz? Nikim?! I powiem ci więcej.. Udawana troska, ciągła kontrola nade mną lub wysłanie swoich ochroniarzy, - na wzmiankę o nich, jego brwi powędrowały do góry, w geście zdziwienia - nie uczynią z ciebie nagle wzorowego, kochającego ojca. Spóźniłeś się. O jakieś 5 lat.

Zapanowała cisza. 

Oboje patrzyli na mnie, zszokowani moim wybuchem. 

Ubrałam swoje skórzane buty i podeszłam do Asha.

- Idziemy? - ten skinął na znak, że się zgadza. Przyjaciel wziął mnie za rękę i ruszyliśmy do jego samochodu.


Pędziliśmy przez ulicę miasta. Rockowa muzyka była ukojeniem dla moich uszu i myśli. Siedziałam na przednim siedzeniu z głową opartą o zagłówek. Za oknem krajobraz był rozmazany. Ciałem byłam w Audi R8, ale moje myśli były daleko stąd. 

Ręka Asha jak zwykle spoczywała na moim kolanie. Chłopak w końcu chrząknął znacząco.

- O czym myślisz, Księżniczko?

- Nie rozumiem jego zachowania. Czy on nie może dać mi wreszcie świętego spokoju? Czy to tak wiele? - mój głos stał się donośniejszy. Przełknęłam głośno ślinę. - Nienawidzę go. Nienawidzę ich wszystkich - usłyszałam jak wzdycha. 

- Tess.. - chciał mi przerwać, lecz nie pozwoliłam mu na to.

- Gdyby nie ty i Ally, nie miałabym nikogo na świecie - blondyn zacisnął mocno rękę na kierownicy.

- Mówisz tak, jakbyś była biedną sierotką, mieszkającą pod mostem. Dziewczyno masz dwoje zdrowych rodziców, którzy, na swój dziwny sposób, kochają ciebie. Dzięki nim masz co jeść, gdzie spać.. - wziął głęboki oddech, po czym dodał trochę ciszej - Nie każdy ma tyle szczęścia co ty.

Wiedziałam, jaka sytuacja panuję u niego w domu. Złapałam za jego rękę i ścisnęłam ją mocno. Postanowiłam trochę spuścić z tonu.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Ja po prostu.. - zastanowiłam się chwilę, jak odpowiednio dobrać słowa - Bardzo chciałam mieć kiedyś rodzinę, ale to nie jest możliwe. Oni się zmienili, ja się zmieniłam. Nie chcę, nie potrzebuję ich fałszywej miłości. Chce się od tego po prostu...

- Odciąć? - dokończył za mnie z kpiną. Ashton wziął szybki zakręt i nagle stanął na poboczu - Czyli, co? Przeczekasz te kilka miesięcy, a potem uciekniesz? Jak zwykły tchórz?

- Ja.. 

- Ja, ja, ja.. A pomyślałaś może o nas? O Ally, mnie? Jak myślisz, co by na to powiedział Alan? Jesteś pieprzoną egoist..- przerwał mu odgłos plaśnięcia. 

Ash złapał się za czerwony policzek i spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem. 

Odpięłam pasy, po czym wybiegłam z auta. 

Moje nerwy zostały dziś wystarczająco nadwyrężone. Miałam dość. Musiałam ochłonąć, szybko. Nie było mi to dane, gdyż po chwili mój przyjaciel trzymał mnie w ramionach. Szarpałam się, krzyczałam, żeby mnie puścił, on jednak przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać mnie po głowie.

- Przepraszam, przepraszam. Byłem wściekły. Zasłużyłem. Możesz mnie bić, wyzywać, ile chcesz, tylko proszę cię, nie płacz - stanęłam, jak wmurowana. Powoli podniosłam swoją dłoń. Dotknęłam swojego policzka. Ash miał rację. Łzy płynęły mi ciurkiem. Starłam je rękawem i pociągnęłam nosem.

- Ja też przepraszam. Nie powinnam byłam cię uderzyć - skierowałam swój wzrok na jego policzek - Musimy przyłożyć ci coś zimnego, bo będziesz miał siniaka.

Blondynek zaśmiał się pod nosem.

- Przecież to nic takiego.

- Nie dyskutuj ze mną -pogroziłam mu palcem.

 Ashton pocałował mnie w kącik ust.

- Tak jest, moja pielęgniareczko.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Dawno mnie tu nie było. Wracam do Was z nowym rozdziałem. Troszkę krótko, ale mam nadzieję, że Was zachęcę do dalszego czytania ;)

Czekam na wasze opinię, komentarze i głosy.

Pozdrawiam cieplutko,

LadyDark



Dziękuję, Przepraszam, ŻegnajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz