Rozdział 24.

192 20 24
                                    

Dalijskie elfy, zwące samych siebie elvhen, to istoty moralnie wypaczone.
Strzeżcie się ich, a jeśli takowego obaczycie, uciekajcie nie oglądając się za siebie. Ne proście o litość, ponieważ takowej nie znają. Pokrętne są to bowiem stworzenia, mające więcej wspólnego z demonami.
Żyją w klanach, plugawe związki kazirodcze zawierając i orgyje urządzając  w świetle księżyca. Porywają dzieci, by składać je w ofierze swoim okrutnym i fałszywym  bogom. Albowiem jeden jest bóg prawdziwy – Stwórca. A istnienie elvhen jest obrazą dla jego dzieła, dlatego świętym obowiązkiem bogobojnych jest uwolnienie świata od ich świętokradczej obecności.
~ Kazanie IX, Anonim

***

– Wybierzesz się ze mną na przejażdżkę? Falon jest obrażony, że kiedyś na wyprawę wzięłam bojowego rumaka zamiast niego. 

Spojrzała na Cullena, który ściągał wodze młodego, narowiastego ogiera, chcąc zatrzymać go w miejscu. Miał zamiar dosiąść go by sprawdzić, jak reaguje na ruch. Przyszli do stajni ocenić wierzchowce, które przybyły do nich od cesarzowej Celene. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, gdy w drzwiach pojawił się posłaniec.

– Inkwizytorko.

Wojsko wciąż nie wróciło, Doradcy jednak byli na miejscu. Dlatego prawie całe dnie spędzali w sali narad. Eliandir dużo również rozmawiała z Morrigan i z jej synem, którego matka chciała mieć ciągle na oku. Nie to, żeby elfka się jej dziwiła.

Skierowała zmęczone spojrzenie na młodego chłopaka, którego sylwetka odcinała się na tle wielkiego wejścia do stajni. 

Czy powinna zostać i powrócić do męczacego wiru pracy? Zdecydowanie. 

Czy chciała? Za nic w świecie. 

Uśmiechnęła się szeroko. Wybiła się mocno i jednym, płynnym ruchem znalazła się w siodle. 

– W nogi! Pędź, Falon! 

Wierny jeleń nie potrzebował większej zachęty, by ze zrywem ruszyć z miejsca. W mgnieniu oka  minął posłańca, który musiał uskoczyć żeby nie zostać stratowanym, minął dziedziniec, zewnętrzną bramę Twierdzy, mknąc jak wicher ku wolności.

Głośny śmiech Eliandir porwał wiatr, zanosząc go do Cullena, który został w tyle. Szybko jednak dosiadł wierzchowca i nadrabiał odległość. 

Cóż, najwyraźniej miał wykonać jazdę próbną w terenie.

Wiedziała, że za nią podąży. On również lubił ich wspólne przejażdżki, bardziej lub mniej szalone. Stanowiły skradzione chwile, w których mogli przynajmniej udawać, że są zwykłą parą zakochanych w sobie osób. Poza Twierdzą, gdzie wszystko nie przypomminało o Inkwizycji i obowiązkach, łatwiej było udawać, że wojna może poczekać a Koryfeusz gdzieś się krył przygotowując na... coś. 

Ona również coś przygotowała. Dla siebie i Cullena, popchnięta przez uczucie, że być może był to ostatni raz by to zrobić. Niepewność jutra sprawia, że podejmowanie ważnych kroków i decyzji przychodziło łatwiej. By zdążyć. 

Poza tym... W końcu panowała nad własnym umysłem. Po spotkaniu z Flemeth głosy i szepty jakby ucichły. Wciąż tam były, ale potrafiła je zrozumieć i zepchnąć na obrzeża świadomości.

Dotknęła juków przytwierdzonych do lekkiego siodła. Trochę dlatego, żeby sprawdzić czy tam były, lecz przede wszystkim dlatego, że nie mogła się doczekać. Niecierpliwość i pełne nerwowej ekscytacji oczekiwanie wypełniały jej pierś, wprawiały dłonie w leciutkie drżenie oraz sprawiały, że chciało jej się śpiewać. Albo śmiać się głośno. 

[Dragon Age: Inkwizycja] Światło i mrok ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz