Obudziła się nagle i boleśnie. Upiorny, zielony blask zalewał wszystko wokół, wdzierający się do uszu wrzask rozrywanej Zasłony zdawał się wypełniać umysł, kaleczyć go. Był jednak inny niż zawsze, bardziej... odległy. Jakby wprost z Pustki. Przez zasłonę łez Eliandir spojrzała na Kotwicę. Nie widziała jej, nie widziała nic oprócz tej napastliwej zieleni, która pulsowała w szaleńczym rytmie uderzeń jej serca.
Otworzyła usta do krzyku, który narastał w gardle, w płucach, w całym ciele. Lecz ból dławił ją, dusił, zacisnął bezlitośnie na szyi, oplótł swoimi mackami całe ciało, wprawiając je w drżenie. Słyszała potępieńcze wycie demonów, czuła ich obecność bardzo blisko, tuż tuż. Czekały, aż Zasłona pęknie. Aż elfka ją rezerwie używając mocy, która obudziła w sobie w Wycome i której nie zdołała do końca opanować.
Wyobraźnia podsuwała jej krwawe obrazy, wypaczając racjonalne myśli.
Był tylko ból. I wrzask.
Elia szarpnęła ciałem, zderzenie z zimną podłogą wyrwało z niej głuche stęknięcie. Złapała się za przedramię, gęsta siateczka szmaragdowych linii zdawała się parzyć od środka, żyły omal nie zostały rozerwane agresywną magią Znamienia, z którą zwykłe, śmiertelne ciało nie potrafiło sobie poradzić. Nie należała bowiem do śmiertelnych istot, nie powinna należeć.
To było tak, jakby jej żyły wypelniała gotująca się smoła. Gęsta, lepka i topiąca ciało od środka.
Czołgała się. Każdy ruch okupiony kolejną falą bólu, kolejnymi łzami. Serce uderzało o klatkę żeber, jak gdyby miało zaraz pęknąć. Zasłona wrzeszczała, demony syczały i wyły zniecierpliwione, zieleń stawała się coraz jaskrawsza. Łapczywie łapiąc powietrze, Inkwizytorka sięgnęła do byle gdzie porzuconego wieczorem pasa. Złapała za wystającą rękojeść, mocując się z nią by wyszarpnac sztylet. Nie myślała nad konsekwencjami. Chciała tylko pozbyć się bólu. I nie pozwolić demonom wejść do świata żywych, do Podniebnej Twierdzy. Ofiar byłoby wiele. A pierwszą byłaby ona.
Czerwień znacząca posadzkę, rozbryzgana wściekłymi, krwawymi plamami na ścianach, szczątki ludzkie porozrzucane dookoła. Odór krwi i śmierci.
Już to widziała, najpierw w domenie demona zazdrości, później w koszmarach które nawiedziały ją niemal każdej nocy.
Armia demonów.
Może to właśnie ona miała ją sprowadzić i zgubić Inkwizycję? Może to ona unicestwi świat?
Mythal dopomóż!
Czy jeśli wbije ostrze w znamię, to przestanie stanowić zagrożenie?
Zawyła z bólu i frustracji, gdy sztylet wciąż tkwił w pochwie. Z gardłowym, prawie zwierzęcym krzykiem szarpnęła ponownie, całą sobą. W końcu zatrzask puścił. Z nienawiścią spojrzała na upiorną, splugawioną i niebezpieczną dłoń, drugą uniosła do ciosu. Ostrze zalśniło, odbijając blask księżyca jednej strony i szmaragdowy blask z drugiej.
Elia zacisnęła zęby tak, że aż zabolały dziąsła. Była gotowa oderżnąć całą rękę, byle tyle tylko pozbyć się tego... czegoś.
Nagle coś chłodnego złapało ją za rękę, unieruchamiając ją.
- Nie rób tego - głos również jakby dobiegał z oddali. Był znajomy, dawał ukojenie.
Dłoń z całej siły dzierżąca sztylet, zadrżała.
- Zasłona... - Głos Eliandir był zdławiony strachem i cierpieniem.
- Twierdza ją utrzyma - powiedział Cole głosem przywodzącym na myśl szmer strumienia płynącego pomiędzy kamieniami. - Nie chce tu demonów. Starożytna magia jest silna. Jesteś bezpieczna. Wszyscy są.
CZYTASZ
[Dragon Age: Inkwizycja] Światło i mrok ✔︎
FantasiTrylogia Szaleństwa - Część III Gdy dłonie pokryte są krwią, a odpowiedzialność stanowiska przytłacza, łatwo jest zapomnieć o tym, co dobre i piękne. Zupełnie, jakby świat zredukował się jedynie do zniszczeń, wszechobecnej śmierci i niepewności jutr...