Rozdział 14.

249 23 22
                                    

Obudziła się nagle i boleśnie. Upiorny, zielony blask zalewał wszystko wokół, wdzierający się do uszu wrzask rozrywanej Zasłony zdawał się wypełniać umysł, kaleczyć go. Był jednak inny niż zawsze, bardziej... odległy. Jakby wprost z Pustki. Przez zasłonę łez Eliandir spojrzała na Kotwicę. Nie widziała jej, nie widziała nic oprócz tej napastliwej zieleni, która pulsowała w szaleńczym rytmie uderzeń jej serca.

Otworzyła usta do krzyku, który narastał w gardle, w płucach, w całym ciele. Lecz ból dławił ją, dusił, zacisnął bezlitośnie na szyi, oplótł swoimi mackami całe ciało, wprawiając je w drżenie. Słyszała potępieńcze wycie demonów, czuła ich obecność bardzo blisko, tuż tuż. Czekały, aż Zasłona pęknie. Aż elfka ją rezerwie używając mocy, która obudziła w sobie w Wycome i której nie zdołała do końca opanować.

Wyobraźnia podsuwała jej krwawe obrazy, wypaczając racjonalne myśli.

Był tylko ból. I wrzask.

Elia szarpnęła ciałem, zderzenie z zimną podłogą wyrwało z niej głuche stęknięcie. Złapała się za przedramię, gęsta siateczka szmaragdowych linii zdawała się parzyć od środka, żyły omal nie zostały rozerwane agresywną magią Znamienia, z którą zwykłe, śmiertelne ciało nie potrafiło sobie poradzić. Nie należała bowiem do śmiertelnych istot, nie powinna należeć.

To było tak, jakby jej żyły wypelniała gotująca się smoła. Gęsta, lepka i topiąca ciało od środka.

Czołgała się. Każdy ruch okupiony kolejną falą bólu, kolejnymi łzami. Serce uderzało o klatkę żeber, jak gdyby miało zaraz pęknąć. Zasłona wrzeszczała, demony syczały i wyły zniecierpliwione, zieleń stawała się coraz jaskrawsza. Łapczywie łapiąc powietrze, Inkwizytorka sięgnęła do byle gdzie porzuconego wieczorem pasa. Złapała za wystającą rękojeść, mocując się z nią by wyszarpnac sztylet. Nie myślała nad konsekwencjami. Chciała tylko pozbyć się bólu. I nie pozwolić demonom wejść do świata żywych, do Podniebnej Twierdzy. Ofiar byłoby wiele. A pierwszą byłaby ona.

Czerwień znacząca posadzkę, rozbryzgana wściekłymi, krwawymi plamami na ścianach, szczątki ludzkie porozrzucane dookoła. Odór krwi i śmierci.

Już to widziała, najpierw w domenie demona zazdrości, później w koszmarach które nawiedziały ją niemal każdej nocy.

Armia demonów.

Może to właśnie ona miała ją sprowadzić i zgubić Inkwizycję? Może to ona unicestwi świat?

Mythal dopomóż!

Czy jeśli wbije ostrze w znamię, to przestanie stanowić zagrożenie?

Zawyła z bólu i frustracji, gdy sztylet wciąż tkwił w pochwie. Z gardłowym, prawie zwierzęcym krzykiem szarpnęła ponownie, całą sobą. W końcu zatrzask puścił. Z nienawiścią spojrzała na upiorną, splugawioną i niebezpieczną dłoń, drugą uniosła do ciosu. Ostrze zalśniło, odbijając blask księżyca jednej strony i szmaragdowy blask z drugiej.

Elia zacisnęła zęby tak, że aż zabolały dziąsła. Była gotowa oderżnąć całą rękę, byle tyle tylko pozbyć się tego... czegoś.

Nagle coś chłodnego złapało ją za rękę, unieruchamiając ją.

- Nie rób tego - głos również jakby dobiegał z oddali. Był znajomy, dawał ukojenie.

Dłoń z całej siły dzierżąca sztylet, zadrżała.

- Zasłona... - Głos Eliandir był zdławiony strachem i cierpieniem.

- Twierdza ją utrzyma - powiedział Cole głosem przywodzącym na myśl szmer strumienia płynącego pomiędzy kamieniami. - Nie chce tu demonów. Starożytna magia jest silna. Jesteś bezpieczna. Wszyscy są.

[Dragon Age: Inkwizycja] Światło i mrok ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz