Rozdział 21.

254 20 28
                                    

O pięknie bitwy można mówić tylko i wyłącznie wtedy, gdy jeszcze się nie rozpoczęła.

Wypolerowane zbroje stojących w idealnym szyku żołnierzy aż zmuszały do zmrużenia oczu. Sztandar z godłem Inkwizycji z głośnym łopotem falował na wietrze szarpany porywistym, choć ciepłym wiatrem.

Inkwizytorka Lavellan, Komendant Sił Zbrojnych Inkwizycji Rutherford oraz Poszukiwaczka Penthagast zajmowali miejsce w pierwszym rzędzie, wysunięci lekko w przód niczym grot włóczni. Nie cofali się przed walką. Nigdy. Narażali się tak samo, jak żołnierze, a nawet bardziej. W nieskazitelnych, bogato zdobionych zbrojach wyraźnie odznaczali się od tych, którymi dowodzili. Nie z próżności lecz po to, by wydawali się niepokonani. To na nich miały skierować się oczy żołnierza, który nie ma już siły walczyć, zaś uniesienie miecza do kolejnego ciosu wydaje się przekraczać jego możliwości. A jednak gdy widzi dowódcę, który choć ociekający krwią swoją I wrogów, niezmordowanie wyprowadza kolejne ciosy, w nim również budzą się nowe pokłady energii. Dopóty oni walczyli, nie było mowy o złożeniu broni.

Często to właśnie morale decydują bowiem o największych bitwach.

Wiedzieliśmy, że w chwilach największego chaosu będziemy wypatrywać ciężkiej zbroi postawnego mężczyzny w hełmie z pióropuszem przypominającym lwią grzywę. Płaszcza w kolorze wina Komendant pewnie miał pozbyć się, gdy tylko walka rozpocznie się na dobre by nie krępował ruchów. Ktoś, kto posługiwał się półtoraręcznym mieczem oraz masywną tarczą nie mógł pozwolić sobie na dodatkowy ciężar.

Poszukiwaczka Penthagast prezentowała się skromniej. Stanowiła ciemnosrebrny punkt z symbolem Inkwizycji na napierśniku. Nie było najmniejszej wątpliwości, że dla wielu miał to być ostatni widok przed śmiercią.

Inkwizytorka zaś... Stwórco, wystarczyło na nią spojrzeć by móc sobie pomyśleć, że walczymy w słusznej sprawie. Jakby światło miało walczyć z cieniem i ciemnością. Dosłownie.

Elfka, zwykle widziana w skromnych tunikach i płaszczach podróżnych, teraz cała skąpana była w bieli i srebrze. Nie nosiła żadnego nakrycia głowy, więc jej włosy kładły się ciężkim, srebrzystym sznurem warkocza na plecach. Ciężki, biały płaszcz spływał z ramion i przykrywał zad potężnego jelenia, którego dosiadała.

Po raz pierwszy ujrzałem, jak wygląda mag przygotowany na wielką bitwę.

Naramienniki, karwasze i delikatna kolczuga dopasowana do ciała jak koszula lśniła srebrnym blaskiem wśród białego materiału szat, nadawały majestatu. Herold Andrasty kojarzyła się bardziej z duchem kroczącym wśród umierających by dać im ukojenie oraz szybką, litościwą śmierć. I opłakującym tych, którzy zginęli.

Przysięgam, jak nie jestem osobą skłonną do wzruszeń, tak przez chwilę poczułem w gardle ucisk.

***

– Elia, miałas nie rzucać się w oczy... – stwierdził Cullen z wyrzutem.

Choć musiał przyznać, że wyglądała niesamowicie. Zwykle starała się nie wyróżniać, zarzucając czarny lub ciemnoszary płaszcz podróżny, zwykłą tunikę i spodnie. Teraz natomiast... Cóż. Nie mógł oderwać oczu. I chyba nie tylko on, sądząc po spojrzeniach żołnierzy. I ciszy, jaka zapadła, gdy tylko Inkwizytorka wyszła z namiotu dowodzenia i zwinnie dosiadła swojego wierzchowca. Jakim cudem nie zaplątała się w ciężki i długi materiał płaszcza, Cullen nie miał pojęcia. Josie pękałaby z dumy, gdyby nie została w Twierdzy wraz z Lelianą.

– Wielu z nich nie widziało na oczy tego, z czym walczymy – oznajmiła z goryczą, patrząc przed siebie. – Czerwonych templariuszy, behemotów, venatori z ich magią, demonów... mogłabym tak długo. Potrzebują jakiegoś światła w długim i ciemnym tunelu w jakim się znajdą.

[Dragon Age: Inkwizycja] Światło i mrok ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz