Rozdział 7.

251 26 41
                                    

- Myślicie, że będziemy musieli bronić Eli przed Komendantem Loczkiem? - zapytał konspiracyjnie Varric. - Trochę głupio by było, gdyby ją zatłukł, ledwie przekroczymy bramę.

Cassandra posłała mu z wysokości swojego bojowego rumaka ponure spojrzenie. Chyba nie doceniła doskonałego żartu. Cóż za niespodzianka, niech ją piorun trzaśnie.

- Powiemy Solasowi, żeby trzymał na niej najsilniejszą tarcze, jaką uda mu się wyczarować - odparła po krótkiej pauzie, ku zaskoczeniu zarówno Varricka, jak i Doriana, który jechał po jej drugiej stronie. Z tym, że o ile ten pierwszy potrafił ukryć swój szok, Dorian aż rozdziawił usta ze zdumienia. Nieelegancko, czyli zupełnie niepodobnie do siebie.

- Poszukiwaczko, czy ty właśnie... - Aż się zapowietrzył. - Zażartowałaś? - Nagle wyprostował się jak struna, ściągając łopatki i potoczył dookoła śmiertelnie poważnym spojrzeniem. - Moi drodzy, wracamy do Twierdzy, nie ma sensu się męczyć ze smokiem, świat i tak się kończy! A ja przynajmniej chcę się jeszcze napić aromatycznej i z takim trudem zdobytej kawy, zanim wszyscy zginiemy.

Słowa tevinterczyka wywołała skrajne reakcje. Kobieta wydała z siebie oburzone i zniesmaczone warknięcie, Varric zaś ryknął nieskrępowanym śmiechem.

- No wiecie co - odezwała się nagle Eliandir, doganiając ich. Ciekawe, jak długo trzymała się z tyłu. Varric miał nadzieję, że dopiero co podjechała i nie słyszała jego pytania. - Cass często żartuje, dajcie jej święty spokój.

Obaj mężczyźni obejrzeli się przez ramię jednocześnie, jak na komendę. Dorian komicznie uniósł jedną z brwi, jak tylko on potrafił. Nikt nie potrafił wyrazić teatralnego sceptycyzmu tak, jak on. Po mistrzowsku wręcz.

- Czasem... - dodała elfka już mniej pewnie, drapiąc się w kark. A oni dalej patrzyli. Dalej milczeli w pełnym niedowierzania oczekiwaniu. Westchnęła. - No dobra, raz na jakiś czas - bąknęła żałośnie, posyłając ciemnowłosej przepraszające spojrzenie przywodzące na myśl szczeniaka, który coś zbroił.

- Wystarczy - parsknęła w końcu Poszukiwaczka, z iście królewską godnością zadzierając podbródek. - Nie musisz mnie bronić, tym bardziej, że tak nieudolnie to robisz.

Elia aż się zająknęła, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.

Auć.

Niemniej, to było dobre. Varric aż musiał ściągnąć usta, by na jego twarzy nie pojawił się szeroki uśmiech. Dobrze, że Żelazny Byk trzymał się na samym końcu wraz z większością swoich Szarżowników, on z pewnością by nie potrafił się powstrzymać.

- Skoro wy wszyscy jesteście tutaj, ja idę na przód kolumny - dodała czarnowłosa kobieta po chwili ciszy, jaka zapadła po jej przytyku. - Chociaz jedna osoba musi być skupiona na trakcie, nie na durnych żartach.

Pospieszyła konia, nie zaszczycając towarzyszy nawet przelotnym spojrzeniem. Varric jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że kąciki ust drgnęły Poszukiwaczce w pełnym złośliwej satysfakcji uśmiechu. A może mu się zdawało?

- Zawsze w Poszukiwaczce Penthagast najbardziej doceniałem poczucie humoru - uznał Dorian, odprowadzając wojowniczkę wzrokiem i zakręcając wąsik na palec.

- Za to jak już przywali... - Varric zawiesił głos, wciąż szczerząc się jak mysz do sera.

- Myślicie, że żartowała? - zapytała Eliandir z nadzieją.

- Pewnie - pocieszył ją krasnolud. - Choć fakt, nie popisałaś się, Iskierko.

- Dzięki - bąknęła, wbijając wzrok w zaciśnięte na łęku siodła dłonie.

[Dragon Age: Inkwizycja] Światło i mrok ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz