Rozdział 6

208 19 11
                                    

Perspektywa Postirol:

Siedzieliśmy na kolejnym ,,zebraniu". Tym razem Netheo i Smoffek się nie pojawili. W sumie nie dziwie się im...

 Okej wracając. Nie zdobyliśmy nic. Żadnych informacji. Nie wiemy gdzie jest Macho, czy ma ludzi, jakieś plany. Nic. Po prostu nic. Relacje między nami stały się ostatnio ,,burzliwe". Nie tylko między Białymi Wilkami. W Lidze też są problemy.

Lufer mówił coś do mnie, ale ja myślami byłem gdzie indziej.  Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Brajan podszedł do taty i odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę. Jednak to nie poskutkowało.

-Tato musimy porozmawiać- powiedział poważnym tonem.

-Brajan nie teraz-odpowiedział Lufer

- To naprawdę ważne.

-Powiedziałem: NIE TERAZ- jednak nawet się do niego nie odwrócił.

- Przestań się tak zachowywać!

Ta rozmowa zdecydowanie nie idzie w dobrym kierunku.

Lufer wstał i stanął naprzeciw syna.

-Jakiś głupi dzieciak nie będzie mi mówił co mam robić!

-Nie powiedział byś tak, gdyby mama tu była.

-Ale jej nie ma!

-To prawda nie ma ale wiem że nie takiego człowieka kochała!

Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. ZA SZYBKO.

Perspektywa Brajana:

Poczułem ogień na policzku. Przez chwile zrobiło mi się ciemno przed oczami... 

Nie mogę uwierzyć. Uderzył mnie. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Spojrzałem z wyrzutem na ,,przywódce Białych Wilków". Wyszedłem z budynku. Łzy płynęły mi po policzkach.

Perspektywa Postirola:

Mały trzasnął drzwiami. Spojrzałem na Luferka. Nie było mu przykro. Przeciwnie. Miał wkurzoną minę. Widziałem że znów chce gdzieś uciec. Pomyślałem sobie ,,Teraz albo nigdy".  Złapałem go za ramie.

-Czego?- warknął odwracając się.

-Powinieneś go przeprosić i pomyśleć nad tym jak ostat-

-Odwal się- przerwał mi.

-Próbuje ci tylko pomóc.- powiedziałem spokojnie ale stanowczo.

-Nie potrzebuje pomocy! TWOJEJ ANI NIKOGO INNEGO!-wrzasnął.

-Dobrze-powiedziałem ze spokojem- Ale jednak radze przemyśleć swoje zachowanie. Bo jeśli będzie tak dalej TO ANI Z TWOJEJ DRUŻYNY. ANI Z TWOJEJ RODZINY, NIC NIE ZOSTANIE!

Pod koniec uniosłem się. Nie będę się narzucał z pomocą. Ale mogę dać do myślenia. Chociaż w tym przypadku... Nie wiem czy to coś da.

Perspektywa Brajana, kilka godzin później:

Siedziałem w pokoju na łóżku. Łzy zniknęły już dawno. Dokładniej wtedy gdy uświadomiłem sobie  okrutną prawdę. Wziąłem w ręce gitarę elektryczną i zacząłem śpiewać, prosto z serca:

Gdy skończyłem usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili odezwał się znajomy głos:

-Hej. To ja... Mogę wejść- usłyszałem głos wujka Stownheada.

-Wejdź- odpowiedziałem.

Wujek wszedł do pokoju i usiadł na brzegu łóżka. Westchnął i zaczął:

-To co się dzisiaj stało... Ah. Nie wiń za to swojego taty. On ma ostatnio gorszy czas w życiu, nie chciał tego zrobić- powiedział Stown

Uśmiechnąłem się smutno.

- Nie winię za to swojego ojca- spoważniałem- Bo to już nie jest mój ojciec...- powiedziałem beznamiętnym głosem.

Serum Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz