Rozdział 10

139 19 16
                                    

Następnego dnia o świcie :Perspektywa Stownhead:

Stałem i przypinałem ostatnią torbę do boku konia. Ja miałem jechać na bułanym, a Macho na skarogniadym. Byłem ubrany w czarne jeansy i brązową zamszową kurtkę. Na plecach miałem przewieszoną strzelbę, a przy pasku kieszonki z amunicją. W wysokich kozakach miałem ukryte dwa noże do rzucania. Macho był ubrany w swój czarny płaszcz, ale tym razem kaptur nie zasłaniał jego twarzy. Miał przy sobie kuszę i długie sztylety przymocowane do spodni.  Skończyłem i wsiadłem na konia. Mój towarzysz zrobił to samo. Spojrzałem na niego i dostrzegłem cień strachu w jego oczach. Nie wiedziałem czym był spowodowany i narazie nie chciałem pytać.

-Prowadź- powiedziałem. 

Wziął głęboki oddech i ruszył a ja podążyłem za nim. Już po chwili cwałowaliśmy w kierunku chatki Marychy.

Time Skip: 4 Godziny : 

Właśnie zatrzymaliśmy się przed jej miejscem zamieszkania . Była to mała, stara chatka, wokół której na palach były rozmieszczone głowy zombie i tabliczki z napisami typu ,,Odejdź" i ,,Nie zbliżaj się" napisanymi krwią. Nie ma co, przyjemny widok. Zsiedliśmy z koni. Zacząłem iść kamienną ścieżką uważnie się rozglądając. Zatrzymałem się uświadamiając sobie, że nikt za mną nie idzie. Odwróciłem się i spostrzegłem że Macho nadal stoi przy koniach i nie ruszył się nawet o krok. Posłałem mu zdziwione spojrzenie z jedną brwią uniesioną do góry. 

-Jaa... Może lepiej jeśli zostanę i popilnuje koni?-zapytał niepewnie

-Okej... A o co naprawdę chodzi ?- zapytałem zakładając ręce, niczym rodzic patrzący na niesforne dziecko. Po chwili milczenia zdecydował się przemówić.

-Ostatnim razem kiedy tu byłem... nie zachowałem się wobec niej najlepiej-wyznał- Nie miałbym odwagi spojrzeć jej teraz w oczy... Zwłaszcza po tym wszystkim co się stało- dokończył po czym spuścił wzrok.

Mój wyraz twarzy od razu zelżał. Spojrzał na mnie zeszklonymi oczami. Skinąłem głową na znak że zgadzam się na to, aby został. Odwróciłem się i ponownie poszedłem kamienną ścieżką. 

 Domyślam się że nie jest mu łatwo teraz. Nie cofnie biegu zdarzeń... Nie wymaże błędów,słów, które powiedział... I nie odzyska straconego zaufania, a nawet jeśli, to i tak już nigdy nie będzie ono takie jak za pierwszym razem. 

Stanąłem przed drzwiami i odgoniłem zbędne myśli. Teraz muszę się skupić na czym innym. Niepewnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. 

Szczerze mówiąc dom nie prezentował się najgorzej. Wszystko w miarę doprowadzone do porządku. Może nie była to nowoczesna architektura ale wnętrze reprezentowało się całkiem ładnie.   Rozejrzałem się dokładniej. Po prawo była kuchnia, po lewo chyba sypialnia z łazienką, a naprzeciwko jakiś magazyn. Ostatecznie wybrałem ostatnią opcję. Gdy wszedłem do pokoju moim oczom ukazał się wysoki, drewniany regał. Były na nim ustawione różnokolorowe  fiolki, rośliny, zioła i Bóg wie co jeszcze. Do regału została dostawiona drabina, na której stała dość niska kobieta.Jej włosy były związane luźno w kucyk, przewieszony przez prawe ramie. Czerwone końcówki już lekko wyblakły. Miała na sobie długi szary sweter i czarne leginsy. Właśnie przeglądała słoiki z jakimiś ziołami. Nagle się odezwała:

-Miło Cię znów widzieć StownHeadzie- powiedziała Marycha po czym spojrzała na mnie przez ramię. Jak ona to?!

-Taa? A mi ciebie nie bardzo- odpowiedziałem 

-Przyszedłeś ratować przyjaciela. Szlachetnie- rzekła wracając do przeglądania słoików. Okej to się zaczyna robić dziwne. 

-Powiesz mi jak to zrobić?-zapytałem z nadzieją.

Ona natomiast wzięła jeden ze słoików w rękę i zgrabnie zbiegła po schodkach, po czym udała się w stronę drzwi skracających drogę do kuchni.

-Nie idziesz?- zapytała na odchodnym. Chcąc nie chcąc podążyłem za nią. 

Po przekroczeniu progu nie kryłem zdziwienia. Ściany pomalowane na biało, ozdobiona tapetą w kwiaty, staromodna kuchenka na drewno, regał z książkami, a przy oknie stolik z dwoma krzesełkami. Wszędzie przeważała biel , idealnie dopełniona drewnianymi elementami. Przy kuchence stała Marycha. Skinieniem głowy wskazała miejsce przy oknie. Usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem aż przyjdzie. Szczerze mówiąc stresowałem się i niecierpliwiłem z każdą sekundą.Jednak ona spokojnym krokiem podeszła i postawiła na stole dwa kubki. Spojrzałem podejrzliwie na mój napój. Nie wiedziałem czy wypić bo przecież zawsze mógł być...

- Wiem o czym myślisz. Serio? Podaj mi choć jeden powód dla którego miałabym cie otruć- powiedziała wyraźnie rozbawiona. Zaśmiałem się lekko.

-Jesteś naprawdę przewidująca, wiesz?

-Wiem -odparła

Upiłem łyk napoju, który okazał się być jakiegoś rodzaju herbatą. W dodatku nawet dobrą. Spojrzałem na Marychę i dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo się zmieniła. Miała cienie pod oczami. Jej twarz może nie zbladła, ale wyraźnie straciła kolory. Ten szaleńczy błysk, który zawsze posiadała w oczach, znikł. Wyglądała na bardzo zmęczoną życiem. 

-Przyszedłeś tutaj z pytaniami i zapewne żądasz odpowiedzi, więc... pytaj-powiedziała.

- Może na początek serum.

-W dzień, kiedy Macho powrócił do Ligi Cienia i napadł Luferka... najpierw przyszedł do mnie. A raczej wtargnął do mojego domu i zażądał abym dała mu serum. Na początku się nie zgodziłam się,  wiedziałam że sprawy zaszły zdecydowanie za daleko... Ale on zaczął grozić mi bronią i krzyczeć że zabije mnie, wiec dałam mu to czego chciał. Domyślam się, że wstrzyknął mu wszystko za jednym razem?

Pokiwałem głową.

-Kiedy... kiedy duża dawka dostanie się do krwiobiegu człowieka powoduje ogromny ból... porównywalny z płonięciem, tyle że od środka. Najsilniej pali serce i mózg bo właśnie tam serum powoduje największe zmiany. Człowiek trwa w agonii, która zatrzymuje się po jakimś czasie. Wtedy ciało dostaje dawkę adrenaliny i siły ale podświadomość człowieka zostaje wyłączona. Następnie adrenalina znów spada. Ciało potrzebuje czasu na regeneracje i całkowite wchłonięcie serum. Kiedy ten czas minie, człowiek odzyskuje przytomność, ale nie jest już taki sam. Serum trawi jego umysł niczym demon. Podświadomość coraz częściej się wyłącza. Aż w końcu człowiek staje się istotą stworzoną do nienawiści...

-Ale jak sprawić by to przestało działać? Jak sprawić by Lufer znów był taki jak dawniej?- zapytałem. Marycha spojrzała mi w oczy.

-Nie da się- powiedziała- Nawet jeśli serum zniknie z organizmu... To nic nie zmieni. Duża dawka wywołuje za duże zmiany w umyśle. Tego już się nie da... odwrócić. Przykro mi...

Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. To nie mogło się tak skończyć... Pierwsze łzy spłynęły po mojej twarzy. 

-Dlaczego to wszystko musiało pójść w tą stronę?-zapytałem głosem pełnym bólu-Dlaczego podawałaś Machowi serum?

-Chyba pora opowiedzieć historię Legionu Z. Naszą Historię...


Ps. I jak oceniacie? XDD 

Ps.V2. Dziękuje za ponad 100 gwiazdek <3



Serum Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz