Rozdział 13

127 16 13
                                    

Perspektywa Stownhead:

Jechałem kilka godzin, aż wreszcie dotarłem na miejsce. Powoli zaczynało się ściemniać. Zostałem wpuszczony przez bramę. Odstawiłem konia do stajni. Właśnie szedłem dziedzińcem, ale nagle usłyszałem radosny krzyk:

-Stownhead!-krzyknęła BlackWings i zamknęła mnie w szczelnym uścisku-Martwiłam się- wyszeptała.

-Niepotrzebnie-odpowiedziałem, załapałem jej twarz w swoje dłonie i pocałowałem w czoło. 

-Słodkie-powiedziała Smoffek. Dopiero teraz zauważyłam że za Black stoją jeszcze: HotDog, Pixel, Postirol, Smoffek i Netheo.

-Dobra ale teraz do rzeczy-zaczął Pixel- Jakie jest lekarstwo?-zapytał.

Do moich oczu napłynęły łzy. Spojrzałem z bólem na BlackWings, po czym przeniosłem wzrok na resztę.

-Nie ma lekarstwa-  uśmiechnąłem się gorzko- Serum wywołało nieodwracalne zmiany w psychice. On już nigdy nie będzie taki sam- po mojej twarzy spłynęły łzy. 

Wszyscy byli zszokowani. Smoffek wtuliła się w Netheo. BlackWings zakryła usta dłonią, a reszta stała w bezruchu. Ja wpatrywałem się w ziemię. Wytarłem łzy wierzchem dłoni, po czym wziąłem głęboki oddech. Spojrzałem na nich z poważnym wyrazem twarzy,

-Musimy się zbierać- oznajmiłem.

-Co? Ale gdzie? I po co?-zapytał Postirol. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.

-Cóż Macho, postanowił spotkać się z Luferkiem i spróbować mu jakoś pomóc. Jednak wszyscy wiemy że jest to misja samobójcza. Sam napewno sobie nie poradzi. Musimy go uratować zanim Lufer go zabije.  

O dziwo wszyscy przytaknęli mi i ani jedna osoba nie zakwestionowała mojej decyzji. 

-Wiesz gdzie mogą być?- zapytał HotDog.

-Domyślam się - odpowiedziałem.

Perspektywa Macha:

Postanowiłem spróbować porozmawiać z Luferkiem na zniszczonym dziedzińcu Legionu. Wiedziałem, że jeśli powiem mu że chcę się pogodzić to się nie przyjdzie. Musiałem więc użyć dywersji. Napisałem dla niego wiadomość:

,,Spotkajmy się przed wschodem słońca na głównym placu Legionu i zakończmy to raz na zawsze. Walka wręcz. Proponuje tradycyjnie, za pomocą broni białej. Do zobaczenia  ~ IronMacho"

To powinno go sprowokować. Przynajmniej taką mam nadzieję.Teraz tylko zostało mi go znaleźć i to przekazać , jednocześnie unikając przedwczesnej konfrontacji.  Nic bardziej prostszego. 

Time Skip: Kilka godzin poszukiwań później:

Przeczesywałem kolejny hektar lasu gdy nagle usłyszałem charczenie zombie i dźwięk ostrza przecinającego powietrze. Chyba znalazłem to czego szukałem. Wspiąłem się na drzewo i zacząłem przemieszać w stronę odgłosów walki.  Nie myliłem się. Ujrzałem Luferka dobijającego ostatniego zombie. Chłopak wstał i poprawił włosy. Był cały w krwi zombie. Jego czerwone oczy błyszczały. Uśmiechnął się odsłaniając śnieżnobiałe zęby. Był widocznie zadowolony ze spustoszenia jakie zasiał.  Patrzyłem na niego w osłupieniu. Po chwili otrząsnąłem się i przypomniałem po co tu jestem. Delikatnie sięgnąłem po swoją kuszę i dołączone do niej strzały. Na jedną z nich nabiłem kartkę. Wymierzyłem dokładnie i napiąłem cięciwę. Strzała poleciała wraz z charakterystycznym świstem i wbiła się prosto w drzewo przed Luferkiem. Opuściłem łuk i czekałem na rozwój sytuacji. On natomiast rozejrzał się i niepewnie podszedł do drzewa. Zerwał wiadomość i zaczął czytać jej zawartość. Ja natomiast popędziłem w kierunku Bazy Legionu. Wolałem być tam wcześniej od niego.

 Po dotarciu na miejsce:

Wszedłem przez zniszczoną bramę. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak tamtej nocy. Jednak tym razem nie było płomieni, krwi i ciał.Przechadzałem się wzdłuż dróżek, przy których stały już dawno wypalone pochodnie. Spojrzałem w stronę wejścia do kopalni, zabitego deskami. Przeszły mnie ciarki. Nie mam ochoty wchodzić tam już nigdy więcej. Kierowałem się dalej przed siebie. Po mojej prawej stronie zobaczyłem zgliszcza ,,stołówki" Białych Wilków. Pamiętam jak Gangster i Groot donieśli mi, o tym że Netheo ją podpalił. Uśmiechnąłem się lekko, jednak po chwili uśmiech zniknął z mojej twarzy. Zatrzymałem się przy moim ,,domu".  Niepewnie wkroczyłem do środka. Łóżko nadal było niepościelone, a na stole leżały części od mojej metalowej ręki. Podniosłem ją lekko i zacisnąłem palce. Marycha zawsze ją naprawiała.  Rozejrzałem się po wokół. W kątach było mnóstwo pajęczyn, a na każdym meblu warstwa kurzu. Opuściłem dom i podszedłem do ogniska. Przed moimi oczami mignął obraz Legionu Z. Wszyscy byli szczęśliwi. Siedzieliśmy wspólnie przy ognisku. Nasz śmiech odbijał mi się echem w głowie. Oczy mi się zeszkliły. To przeze mnie zginęli...

Dość! Musze się ogarnąć. On już tu niedługo będzie a ja muszę być gotowy. Szybkim krokiem poszedłem na dziedziniec. Odczepiłem od spodni dwa zwykłe sztylety. Zakładam, że on będzie miał przy sobie swoje dwa Jagdkommando. Skąd wogule je wytrzasnął?! Wróciłem do oglądania mojej broni. Nie prezentowała się źle ale też nie poprawiała mojej pozycji w walce. Tak naprawdę mam nadzieję, że wcale do niej nie dojdzie. Odłożyłem sztylety na miejsce i zamknąłem oczy. Teraz pozostało mi czekać. Po kilku minutach usłyszałem głos:

-Nie przyprowadziłeś mnie tu tylko po to aby walczyć. Chcesz coś jeszcze prawda?

Otworzyłem oczy. Przedemną stał Luferek. Na jego ustach gościł kpiący uśmiech. Teraz już nic nie będzie takie samo...


Ps. Chyba nie muszę mówić do kogo odnosi się ta piosenka prawda? Tak właśnie rozpoczął się finał...

Teraz mam już napisane wszystkie rozdziały więc wy mówicie ja wstawiam...



Serum Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz