3

195 24 4
                                    

Po tygodniu ścierania kurzy, ustawiania alfabetycznie książek i uzupełniania dokumentacji, wreszcie dałam radę otworzyć bibliotekę i musiałam przyznać, że nie spodziewałam się, że będzie w niej aż tak pusto. Przez cały dzień odwiedziła ją tylko jedna osoba, moja mama, która również nic nie wypożyczyła. Przyszła jedynie po to, by zapytać, jak mi mija dzień. Potem sama musiała iść do pracy. Pomagała przy hodowli roślin na ostatnim piętrze, jedenastym. Wytrzymałam w bibliotece do końca dnia, nie odpuszczając, mimo że cała moja praca była bezsensowna. Wyszłam, gdy ludzie zza szyb pomieszczenia przestali się pokazywać, już nikomu nawet nie chciało się chodzić po korytarzu, mimo że zegar wybił dopiero ósmą wieczorem. Poddałam się i zamknęłam bibliotekę, wychodząc na korytarz, który po siódmej zazwyczaj zalewał się zielonym światłem, dając nam złudzenie wieczoru lub nocy, choć pod ziemią nie było pór dnia.

Gdy byłam w połowie drogi do domu zielone światła zgasły, ale bunkier nie pogrążył się w ciemności. Podłużne lampy, chowane w rogach, gdzie sufit krzyżował się z boczną ścianą korytarzy, może i zgasły, ale na ich miejsce zapalono jedną okrągłą i całkiem sporą lampę, która łudząco przypomniała księżyc, obok którego drobne żarówki pełniły funkcję gwiazd. Nawet sufity korytarzy miały swoje drobne lampki, powbijane w kamienie. Mimowolnie się uśmiechnęłam, przyglądając urokowi bunkra. Miałam ochotę położyć się na ziemi i oglądać to wszystko, tak jak robiłam to na powierzchni, ale tym razem nie miałabym szansy, by leżąc dostrzec coś poza sufitem własnego piętra. Musiałam to zrobić, spojrzeć na podziemne gwiazdy, ten pierwszy i ostatni raz, ale jedyną szansą było oglądanie sufitu z samego dna, widząc cały bunkier w pełni jego nocnego uroku. Szczerząc się do siebie, pobiegłam do domu, mało nie potykając się o własne nogi. Z podekscytowania nieco zbyt mocno trzasnęłam drzwiami, przez co moja mama aż podskoczyła ze strachu.

— Marcy, co ty wyprawiasz? — zapytała oburzona, ściszając mały telewizor, na tyle, by móc mnie usłyszeć.

— To przez przeciąg — skłamałam, ale mojej mamy szczególnie to nie interesowało. Jedynie pokręciła głową i chwyciła pilota w rękę, włączając jakieś inne nagranie, którymi sprzęt był wypełniony. Nie zapowiadało się, by w najbliższej przyszłości zaczęły powstawać nowe filmy, mecze czy seriale, nawet wiadomości były stare, a mimo to w większości domów były odbiorniki.

— Jak było w pracy? — zapytała, znajdując czarno-biały serial. — Pojawił się ktoś?

— Nie. Tylko cisza i spokój — odpowiedziałam, zastanawiając się, jak mam zrealizować swój plan.

Żeby dostać się na jedenaste piętro potrzebna była specjalna karta, która otworzy drzwi. Mieli ją wszyscy pracownicy, zajmujący się hodowlą zwierząt i roślin, ogólnie wszystkim, co tam jest. Moja mam też ją miała. Musiałam odnaleźć kartę i pożyczyć, najlepiej tak, by nikt nie zauważył zniknięcia. Poszłam do swojego pokoju, bo jakbym od razu zaczęła się rozglądać za jej własnością, mogłoby to się wydać podejrzane. Mama mogła trzymać kartę w swetrze, może na półce u siebie w pokoju, a nawet w kieszeni spodni... Nie, gdyby trzymała ją w kieszeni, karta mogłaby się połamać, a tego moja mama by nie ryzykowała. Niezauważalnie wyszłam z pokoju, otwierając drzwi, najdelikatniej jak potrafiłam i równie delikatnie i cicho je zamknęłam, szurając kolanami po ziemi. Zakradłam się do wieszaków i włożyłam rękę do długiego swetra mamy, grzebiąc po kieszeniach, żeby znaleźć kartę. Za pierwszym trafem odnalazłam jej własność. Wstałam, oglądając zdobycz i uśmiechałam się do siebie z radości, że tak dobrze znam swoją rodzinę. Na moje nieszczęście, byłam dla mamy nawet bardziej przewidywalna niż ona dla mnie, bo telewizor nagle zgasł, a ja zdenerwowana schowałam kartę za plecy.

— Skarbie, co ty knujesz? — zapytała, pochodząc do włącznika i zapalając światło.

— Nic! Nic nie knuję. Jedynie zgubiłam książkę, którą wzięłam dla siebie z biblioteki. "Moby Dick", widziałaś ją gdzieś może? Wiesz, jak bardzo lubię starocie, szkoda byłoby zgubić tak dobrą książkę, której tylko szukam — usprawiedliwiałam się, wciąż trzymając jedną rękę za plecami.

Omega; Bunkier 211Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz