10

134 16 28
                                    


Żadna podjęta akcja nigdy nie zostaje bez reakcji. Kilka godzin po odkryciu nadprogramowego mieszkańca bunkra, nie mogłam spać. Miałam mieszane uczucia co do wszystkiego, co działo się wcześniej. O trzeciej nad ranem stwierdziłam, że już nie zasnę i chciałam poczytać książkę, próbowałam włączyć światło, ale nic się nie działo. Prąd znowu zniknął. Chciałam wyjść, sprawdzić na korytarzu, czy może nie trwała kolejna awaria. Strażnicy powinni patrolować korytarze, gdyby tylko do niej doszło. Naciskając na klamkę, zorientowałam się, że ktoś zablokował drzwi do mojego mieszkania. Zaczęłam się bać, że może ktoś jest w środku i czai się gdzieś w cieniu. Przerażona i na skraju płaczu wciskałam włącznik, wiedząc, że światło się nie zapali, bo ktoś wyłączył prąd, a przy awarii w pokojach nie było zielonej powiaty czy kamiennych gwiazd.

W czasie każdego braku w dostawie prądu dwieście jedenastki, drzwi zawsze pozostawały otwarte. Elektryczno-magnetyczne zamknięcia powinny pozostać nieaktywne, ponieważ tylko instytucje miały drzwi zamykane na zwyczajny klucz. Ktoś musiał zamknąć je zdalnie i teraz napawać się moim strachem. Pozwoliłam dopuścić do siebie myśl o tym, co miało stać się dalej. Ktoś chciał wykluczyć mnie z gry i dziś miało mu się to udać, a jak na złość, moja mama też wyłoniła się ponad tłum, ratując Nane, więc nas obie miała spotkać kara. Akcja, reakcja, proste. Jak mogłam tego nie przewidzieć? Nie chciałam marnować czasu, żeby budzić mamę, może udałoby mi się poradzić samej i wyrywanie jej ze snu jej mimowolnie byłoby bezcelowe. Od razu zaczęłam szukać świateł chemicznych, ale robiłam to na tyle głośno i chaotycznie, że obudziłam ją przypadkiem.

— Skarbie, co się dzieje? — zapytała, stojąc w drzwiach.

— Prąd nie działa, drzwi są zablokowane. Cokolwiek się zaraz stanie nie będziemy mogły wyjść — starałam się wytłumaczyć. — Muszę znaleźć światła chemiczne, a potem otwór, on musi gdzieś tu być tak jak w poprzednich pokojach.

Mamie spojrzała do jednej szuflady i od razu znalazła plastikowe pojemniczki wypełnione dwiema cieczami, które po zmieszaniu, dają światło. Myślała bardziej trzeźwo niż ja, pamiętała, gdzie je schowała, gdy rozdano nam światła chemiczne na niedługo po pierwszej awarii. Chwyciłyśmy za pojemniki i złamałyśmy je w połowie. Szkiełko w środku pękło, a pokój rozjaśnił się w słabym, żółtym świetle. Ona zaczęła szukać dziury, a ja chwyciłam za koce i zaczęłam zatykać szpary w drzwiach, na wszelki wypadek, gdyby dziura była w pokoju którejś z nas. W takim przypadku gaz zwyczajnie by się do nas nie dostał. Skończyłam i również zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie nie było śladu otworu.

W poprzednich przypadkach znajdowały się gdzieś przy suficie, gdzie był najłatwiejszy dostęp do rur z powietrzem, ale tym razem było tam czysto. Prawdziwy strach mnie ogarnął, gdy usłyszałam cichy syk. Gaz został wpuszczony, a ja krzyknęłam ze strachu. Mama mnie uciszyła i obie zaczęłyśmy szukać źródła dźwięku. Kazałam jej schować dolną część twarzy pod bluzkę czy zakryć ją rękawem, żeby wdychać jak najmniej gazu. Uspokoiłam się i nasłuchiwałam, a ona usiadła pod ścianą, powtarzając, że jest zmęczona. Kazałam jej nie spać i postanowiłam rękami odnaleźć otwór, przez który wylatywał gaz. Nigdzie go nie było. Miałam nadzieję, że naprawdę był w innym pokoju i nie uda mu się przedostać za bardzo przez zatkane szpary. Szarpałam za klamkę od drzwi, dając upust złości. Mama straciła przytomność, a ja resztkami sił zaczęłam szarpać jeszcze mocniej. Nie udało mi się ich otworzyć. W swoim ostatnim wspomnieniu jeszcze stałam.


Obudziły mnie otwierane drzwi, bo przesunięto mnie trochę z ich ruchem. Do pokoju wparowało dwóch strażników w białych mundurach, a tuż za nimi wpadł Jonathan. Podniosłam się na łokciach zbyt szybko i od razu zwymiotowałam żółcią. Okropnie bolała mnie głowa, a gdy spojrzałam na klamkę od drzwi, zobaczyłam na niej krew. Musiałam o nią zahaczyć, upadając, przez co rozbiłam sobie głowę i być może nabawiłam lekkiego wstrząsu mózgu. Wiedziałam, kim byłam i co tu robiłam, więc może nie było tak źle. Przetarłam twarz rękawem i przeczołgałam się po ziemi do mamy. Strażnicy przyglądali się po całym pomieszczeniu, widząc szmaty wetknięte w szpary. Obudziłam mamę.

Omega; Bunkier 211Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz