12

111 14 24
                                    

Czułam się gorzej z każdą minutą siedzenia w miejscu i dopracowywania w głowie planu. Siedziałam tonąc ciemnościach, tłumionych jedynie przez gasnącące już światełka chemiczne. Mama była u siebie w pokoju, zapewne wpatrując się w zegarek na nadgarstku, aż wybije czwartą godzina awarii i obie będziemy musiały zameldować się w sali sportowej. Wszystkie pary drzwi w mieszkaniu miałyśmy uchylone, nie było mowy, byśmy domknęły którekolwiek, wciąż mając w myślach obraz tego razu, gdy nie można było ich otworzyć. Gdy byłam zdenerwowana, nie umiałam skupić się na niczym. Te same myśli pojawiały się w mojej głowie raz za razem. Nie potrafiłam dodać do nich już nic nowego. Nie wiedziałam, czy mi się uda, nie byłam do końca pewna, co zaplanowali chłopcy, bo wyszłam, nim zaczęli ustalać dokładny plan. Będę zmuszona, żeby częściowo ich zdradzić, a to mogło zaboleć ich bardziej, niż bym chciała. Nie pierwszy raz działałabym za ich plecami. Jak często mogę liczyć na ich wybaczenie?

Mama wyszła z pokoju, kiwając na mnie głową, dając znać, że już najwyższy czas wstać. Awaria ciągnęła się tego dnia od drugiej po południu, a teraz miałyśmy piętnaście minut, żeby stawić się u celu. Wpuszczano nas do środka piętrami, co znaczyło, że ten godzina się przesuwała, a im niżej się było, tym później można było wyjść z mieszkania. Moja nieobecność zostanie usprawiedliwiona, ale co takiego powie Jon? Stanęłam z mamą w długiej kolejce, a gdy wypatrzyłam młodszego Ryanga, który wybiegł gdzieś z tłumu, powiedziałam jej, że zapomniałam wziąć identyfikatora i muszę się po niego wrócić. Ruszyłam za Jonathanem, mając w kieszeni coś, za co również mogłam zostać oskarżona.

Praca jako uczennica kogoś pełniącego funkcję psychologa, psychiatry i kryminalistyk w jednym, miała swój plus w postaci dość łatwego dostępu do leków. Devorah musiała zauważyć brak jednej strzykawki z lekiem usypiającym. Nie zdziwiłoby mnie nawet to, że mogła zauważyć moment, gdy jej ją kradłam, mimo tego, że kilka razy upewniałam się, czy mnie nie widziała. Minął już ponad tydzień, odkąd przechowywałam skradziony przedmiot i do tej pory nie wyciągnęła żadnych konsekwencji. Jeżeli naprawdę wiedziała, że to ja, musiała chcieć, bym dalej miała przy sobie strzykawkę. Szybko dogoliłam Jonathana. Szedł powoli, żeby nie zwracać na siebie uwagi, więc nie miałam z tym większego problemu. Skradałam się za nim, dopóki nie doszliśmy do miejsca, gdzie nie było nikogo. W porównaniu do Ryanga, ja spogladałam za siebie. On był wyjątkowo nieostrożny.

— Co ty tu robisz? — zapytał zdziwiony Jonathan na mój widok.

— Przepraszam — mruknęłam, a on spojrzał na mnie spod przymrożonych brwi.

Wyciągnęłam strzykawkę z kieszeni i wbiłam mu ją w szyję, powoli naciskając tłoczek. Lek działał natychmiastowo. Był przeznaczony dla osób mogących stanowić zagrożenie zdrowia lekarki, która go podawała. Sekundę po tym, gdy pierwsza kropla dostała się do organizmu chłopaka, jego mieście stawały się coraz to słabsze. Jon padł mi w ramiona, ale nie puściłam strzykawki, dopóki ze środka nie zniknął cały płyn. Zatkałam mu ręką usta, żeby nie mógł krzyczeć. Patrzył na mnie wściekły i zdradzony. Czułam się z tym okropnie, ale tak przecież będzie najlepiej, inaczej nie mogłam mieć pewności, żeby żadna kara nie spotkała go za mnie. Jaka by to nie była, na pewno bym sobie tego nie wybaczyła. Teraz może być na mnie wściekły, może się do mnie już nigdy nie odezwać, może nie chcieć mnie znać za wbicie mu noża w plecy, ale przynajmniej będzie bezpieczny. Zauważyłam na jego uchu jakiś dziwny sprzęt. Cokolwiek to było, wyglądało, jakby wyszło spod ręki Charliego. Nieco bardziej zaawansowana wersja walkie-talkie. Założyłam metalową słuchaweczkę i zaczęłam wołać o pomoc. Nie chciałam zostawić chłopaka samego. Usłyszałam kroki i zaczęłam uciekać.

— Jonathan? Jesteś już na miejscu? — usłyszałam głos Charliego w słuchawce.

— Powiedzmy, że nie do końca, ale tak, zaraz będę — odezwałam się.

Omega; Bunkier 211Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz