Następna awaria złapała mnie kilka kroków od mieszkania Jonathana. Obiecałam jego siostrom, że co jakiś czas będę opowiadać im bajki, ale wyszło na to, że będą musiały poczekać ten jeden dzień dłużej. Miałam przy sobie światło chemiczne, na wypadek, gdyby zielona poświata kiedyś postanowiła się nie pokazać. Musieliśmy mieć je zawsze przy sobie i chociaż do tego zalecenia się przystosowałam. Reszta przepisów nieco straciła dla mnie wtedy na znaczeniu. Już kilka razy mignęła mi w oczach półka skalna, która musiała powstać przez przypadek, w czasie budowy bunkra, a może celowo, żeby wspomóc instalację. Nieraz mnie kusiło, żeby się na nią wspiąć i choć nikt nie powiedział, że nie można, wolałam nie próbować. Ludzie wycofali się do pokoi, a ja z opuszczoną głową szłam do rusztowania, będącego częścią konstrukcji bramy. Już raz udało mi się na nie wspiąć, teraz utrudnieniem była tylko lekka ciemność. Pod bramą złamałam szkiełko w dwudziestocentrymertowym patyczku i załapałam za pierwszy pręt.
Nie dałabym rady wspiąć się jedną ręką, więc światło chemiczne musiałam trzymać w zębach. Światło, które oświecało korytarze, było zbyt słabe, bym mogła dostrzec wszystko, a bałam się, że nie dostrzegę jakiegoś pęknięcia i runę na ziemię. Wspinałam się z patykiem w zębach jak pies i najpewniej z równą gracją, ale nie było nikogo, kto w tamtej chwili by mnie oceniał. Byłam tchórzliwa, ale na całe szczęście mój strach wiązał się raczej z socjalnymi rzeczami. Uwielbiałam wysokość, głębię oceanów czy ciemność, co u zwyczajnych ludzi potrafiło wywołać atak paniki, ale bałam się zapytać o godzinę przypadkowego przechodnia, gdy śpieszyłam się na autobus.
Półka była tuż przy bramie, ale wiedziałam, że nie uda mi się na nią podciągnąć. Weszłam ponad nią i byłam już dobrze na wysokości sześciu metrów nad pierwszym piętrem. Bałam się, że mimo wszystko, nie uda mi się do skoczyć, więc weszłam nawet wyżej, niż to było potrzebne, bo wiedziałam, że z lotem zwiększy się odległość. Nie miałam jak wziąć rozbiegu, jedynie ostrożnie odwróciłam się w stronę półki, by nie spadać na nią plecami. Puściłam obie ręce i wybiłam się najmocniej, jak potrafiłam. W moim przypadku nie było to zbyt mocno, ale wystarczyło, bym uderzyła o miejsce, w którym chciałam się znaleźć. Upadłam, gdy tylko zetknęłam się z ziemią, podarłam sobie spodnie, miałam pełno zadrapań, a od wspinaczki bolały mnie ręce. Mimo wszystko cieszyłam się jak głupia, że mi się udało. Odłożyłam światło chemiczne, za niedługo i tak zaczęłoby gasnąć, a jak z latarnią, wszystko poza jego światłem pokryje się w mroku. Mogłam podziwiać bunkier w pełni, pogrążony w głuchej ciszy i zielonym świetle nadającej mu tajemniczości. Byłam tylko cztery metry poniżej nowego nieba.
Uwielbiałam uczucie, gdy żołądek podchodził mi do gardła, gdy stałam na krawędzi przepaści. Było dość nisko, gdybym spadła skończyłoby się na złamaniach, ale i tak miałam w głowie głupie myśli, przez które miałam ochotę rzucić się w przepaść, tylko po to, by poczuć przyjemny wiatr na skórze. Posłuchałam tych, które kazały mi tu wejść, ale nawet nie miałam zamiaru dopuścić tych mówiących, by stąd spać. Po prostu tam były, żądne adrenaliny. Nie mogłam stać na małym urwisku zbyt długo. Spodziewałam się, że awaria może trwać nawet kilka godzin, ale lepiej było nie ryzykować. Tym razem miałam miejsce na rozbieg, dzięki czemu udało mi się bez problemu do skoczyć z powrotem do rusztowania, po czym zeszłam i jak każdy grzeczny obywatel, skierowałam się do mieszkania.
☄
Mijając korytarze na dziewiątym piętrze, Jonathan przyjrzał się drzwiom, znajdując cztery numery należące do wszystkich Whiteów na jednych z nich. Chcieliśmy przeszukać ich mieszkanie, musięliśmy zdobyć dowody na winę Nathaniela, czy nawet całej rodziny. Do tego potrzebne nam było szczęście, które da nam chwilę na rozejrzenie się, gdy żadnego z nich nie będzie w domu, a kamery nie będą działać. Sztuczka z wieczornym zakradaniem się nie zadziała. Nie będzie wolnej chwili, by zainstalować ustrojstwo pozbawiające kilka pięter elektryczności. Na jakąkolwiek okazję musieliśmy czekać dwa miesiące, które niewiele różniły się od poprzednich. Średnia długość awarii się zwiększała, a strażnicy wciąż nie odnaleźli sprawcy. Wprowadzono nowe zarządzenie, w przypadku, gdyby doszło do kolejnej awarii na dłużej niż cztery godziny. Po takim czasie wszyscy mieli się zbierać w salach sportowych, zaopatrzeni w śpiwory, światła chemiczne i jakieś drobiazgi, które miały umilić nam czas.
CZYTASZ
Omega; Bunkier 211
Science FictionPowieść autorska. Praca została wyróżniona w konkursie literackim "Splątane nici" organizowanym przez @glnozyce w kategorii Science-Fiction. Kometa Omega zbliżała się do Ziemi z każdym dniem. Zagrożenie z kosmosu wydawało się nierealne, przecież gwi...