Ostatni dzień, na kilka godzin przed tym, gdy zamykano bramę, wpuszczano ostatnie osoby. Wśród nich byli państwo Schneider, którzy teraz stali na scenie, przerażeni czekając na werdykt tłumu. Tego dnia było najgorzej. Wielu wiedziało o istnieniu bunkra, przez co dostanie się do tego miejsca musiało być niemalże niemożliwe. Strażnicy stali z przyszykowaną bronią, wiedząc, kogo mogą wpuścić a kogo nie. Walka o wejście trwała długo, a wielu skończyło z kulką w głowie. Nie był to żaden z mieszkańców bunkra. Pan Schneider opowiadał historię, bo jego żona była zbyt roztrzęsiona, by móc się odzywać. Mówił, że w tłumie ktoś pociągnął go za rękę, ale nie zaatakował. Zaciekawiło go to, więc się odwrócił. Zobaczył kobietę, trzymającą na rękach, na oko czteroletniego chłopczyka i patrzyła na niego błagalnym wzrokiem. Panował chaos, tłumy biegły to w jedną to w drugą stronę, więc wykorzystał to, przykucnął, znikając wszystkim z oczu wśród plontaniny nóg. Wyrzucił z plecaka co miał, wziął z rąk kobiety dziecko i ukrył je w środku. Potem zginęła od strzału w głowę, gdy tylko wstał, bo jeden ze strażników zauważył, że stała zbyt blisko pzyszłego mieszkańca i zareagował, jak mu kazano.
Może tak było dla niej lepiej? Przynajmniej nie musiała stanąć twarzą w twarz z prawdziwą tragedią, a zmarła z nadzieją, że jej dziecku uda się przeżyć. Zbyt wiele się działo tego dnia, wszystko działało zbyt szybko i zbyt niedokładnie, by zamartwiano się o perfekcyjne sprawdzenie każdego bagażu. Schneiderowi udało się przemycić plecak, a przerażony dzieciak nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, dopóki w pokoju nie pozwolono mu wydostać się z bagażu. Wszystkie instrumenty inwigilacji włączono wraz z zamknięciem bunkra. Podsłuchy mogły być niezwykle przydatną rzeczą, ale ktoś musiałby zainteresować się konkretnie z tą rodziną, by zauważyć rozmowę rodziców z dzieckiem. Nawet jeżeli nie była w tym samym języku, bo przecież nikt nikomu nie zabraniał rozmawiać w domu po swojemu. Byli z czwartego piętra, kobieta uczyła w szkole, a jej mąż pracował w szklarniach. Właśnie stamtąd podbierał jedzenie, ale po takim czasie zorientowano się, że braki w zbiorach były zbyt duże, by mogło to pozostać niezauważone. Przeszukano nagrania na kamerach i winny się znalazł, a gdy straż przyszła po mężczyznę do mieszkania, na jaw wyszła również inna zbrodnia.
— Nie możecie nas ukarać za to, że uratowaliśmy życie dziecku. Nane zasłużył, by tu być. Jest zdrowy i inteligentny, tak samo, jak my wszyscy.
— Złamałeś prawo Klausie Schneider, nawet jeżeli twój czyn był szlachetny, a teraz musisz stawić czoła konsekwencjom — odpowiedziała mu pani prezydent, stojącą od niego na tyle daleko, by móc zareagować, gdyby chciał ja zaatakować. Strażnicy mierzyli w stronę pary z broni laserowych. Jeden promień i po nich. Broń też była jedną z najbardziej zaawansowanych technicznie rzeczy, które można było spotkać pod ziemią.
— Nie o siebie się martwię, pani prezydent, ale o niego — kiwnał na dziecko, kulące się w ramionach jego żony.
— Wobec niego zostanie rozpoczęte głosowanie. Decyzja o przyjęciu chłopca do społecznści, pozostanie w rękach wszystkich mieszkańców. Mam rozumieć, że do wszystkiego się pan przyznaje?— Tak.
Pani Schneider stała obok niego, szlochając i powtarzała, że od początku wiedziała, że to się źle skończy i nie powinni byli tego robić. Mężczyzna był niewzruszony i stał z wypiętą piersią, dumny z tego, co zrobił. W moich oczach zdobył się na bohaterski czyn i gdyby to zależało ode mnie, nie ukarałabym go za wykroczenie. Nie był to jednak jedynie mój wybór. Podzielono nas, przeprowadzono głosowanie i większość osób zagłosowała za karą, na całe szczęście nie była to kara śmierci. Wcześniej para mieszkała na czwartym piętrze, ciesząc się dobrą pracą i uznaniem. Teraz przeniesiono ich na dziesiąte, do pokoju jednej ze zmarłych rodzin. Kobieta przeraziła się na samą myśl, jakby w pomieszczeniu teraz straszyły duchy. Dziurę załatano i pilnowanio, by niemożliwe było, żeby cokolwiek przez nią znowu przeszło, a pokój znów był sterylny i zdalny do życia. Sama wiedza o tym, co się tam wcześniej zdarzyło, najwidoczniej wystarczała do paniki. Odebrano jej prace nauczycielki, a jej role przejęła jej terminatorka, młodsza ode mnie, zaledwie ucząca się, by móc pracować w tej profesji. Pana Klausa natomiast czekała zmiana kariery z ogrodnika na dozorcę.
CZYTASZ
Omega; Bunkier 211
Science FictionPowieść autorska. Praca została wyróżniona w konkursie literackim "Splątane nici" organizowanym przez @glnozyce w kategorii Science-Fiction. Kometa Omega zbliżała się do Ziemi z każdym dniem. Zagrożenie z kosmosu wydawało się nierealne, przecież gwi...