Wstanie z łóżka o szóstej rano, bolało. Musiałam podnieść się o tej godzinie, bo z tego, co mówił Jonathan, Charlie i jego mama właśnie wtedy wychodzą z pokoju. To znaczyło, że niewinny Louis pozostawał bezbronny wobec moich manipulacji. Nie wierzyłam w to, że starszy z braci zgodziłby się na mój plan zdobycia nagrania, więc wolałam, by i on i Ryang pozostali w błogiej nieświadomości. Miałam uchylone drzwi, ale nawet nie na tyle, by móc coś zobaczyć. Przystawiłam ucho do szpary, nasłuchując jakichkolwiek szmerów. Nieco przysypiając pod drzwiami, doszedł do mnie dźwięk, który zbliżając się coraz bardziej, brzmiał jak szuranie wózka inwalidzkiego. Albo bardzo chciałam, żeby tak brzmiał. Odczekałam dłuższą chwilę, po czym otworzyłam drzwi nieco szerzej. Zobaczyłam dwójkę ludzi, jednego na wózku i przestraszona szybko zamknęłam drzwi. Poczekałam trochę dłużej, nim wymknęłam się z pokoju te kilka mieszkań dalej.
Drzwi pięćset czterdziestki trójki były otwarte. Nikt nie dbał już o zakluczanie ich, monitoring załatwiłby sprawę każdego włamania, a w mieszkaniach i tak nie było za bardzo co kraść. Cicho weszłam do pokoju, w którym spał Louis. Chłopak wyglądał jak mały aniołek i może faktycznie takim był, dopóki się nie odzywał. Lubił się droczyć, ale jeszcze nie spotkałam się z tym, żeby powiedział komuś coś, co naprawdę mogłoby zaboleć. Próbowałam go obudzić, syczącym szeptem mówiąc jego imię. Nic to nie dało, ale wystarczyło, że lekko go dotknęłam i przerażony podniósł się do siadu. Przetarł oczy i rozejrzał się po pokoju, najpierw patrząc na zegar, wskazujący szóstą trzydzieści, a gdy dostrzegł mnie, położył się znowu, odwracając do mnie tyłem i nakrył się kołdrą nad głowę. Mruczał coś pod nosem o budzeniu człowieka w środku nocy.
- Technicznie rzecz biorąc, w bunkrze nie ma dnia i nocy. - Przyłapałam się na tym, że brzmiałam jak Charlie. - Wstawaj Lou, mamy misję.
- Co to niby za misja? - zapytał spod kołdry.
- Muszę zakraść się do pokoju z nagraniami z monitoringu, żeby zobaczyć... jedną rzecz. Potrzebuje, żebyś mi z tym pomógł.
- Ale dlaczego ja? - Obrócił się w moją stronę.
- Bo Charlie i Jonathan nie mogą się o tym dowiedzieć. Więc ani słowa okej?
- Może się zgodzę. Tylko co z będę z tego miał?
- Dam ci paczkę Oreo, którą wzięłam w ramach bagażu do bunkra.
Nie było szansy, by się nie zgodził, tego już nie można było po prostu kupić. Na każde mieszkanie, przynajmniej na szóstym piętrze, przypadało pięćset kilogramów wyposażenia. W tym musiały znaleźć się meble, poza łóżkami, szafą i sprzętami elektronicznymi. Piętnaście kilogramów swojego bagażu zmarnowałam na książki i kilka paczek oreo, przez co spora część moich ubrań pozostała na powierzchni. Byłam pewna, że w wyposażeniu Coreyów znalazło się co najmniej pięćdziesiąt kilogramów metalu i zniszczonych zegarków.
- Zgadzam się!
Powiedziałam mu, jak to widziałam. Nie chciałam iść teraz, lepszym pomysłem było poczekać na ogłoszenie ciszy nocnej, a nawet poczekać te kilka godzin. Ustawiłam mu budzik na trzecią w nocy i teatralne odłożyłam urządzenie na stolik nocny. Charlie, z gratów walających się po całym mieszkaniu, skonstruował urządzenie, które potrafiło wstrzymać przepływ prądu na trzech piętrach. Wystarczyłoby, żeby młody je znalazł i pożyczył od brata, bez jego wiedzy. Widziałam, jak Louis buduje różne rzeczy, radząc sobie zaledwie odrobinę gorzej niż jego starszy brat, ale nie można mu było odmówić talentu. Twierdził, że poradzi sobie z zamontowaniem urządzenia. Uznałam, że najlepszym pomysłem będzie zainstalowanie ustrojstwa w toaletach na ósmym piętrze. Nie będzie zwracał na siebie uwagi, idąc do łazienki. Ponadto wewnątrz nie było kamer, a szumem wody móglby zagłuszyć podsłuchy. Wtedy na trzech piętrach zniknie prąd i powinno włączyć się zasilanie awaryjne.
CZYTASZ
Omega; Bunkier 211
Science FictionPowieść autorska. Praca została wyróżniona w konkursie literackim "Splątane nici" organizowanym przez @glnozyce w kategorii Science-Fiction. Kometa Omega zbliżała się do Ziemi z każdym dniem. Zagrożenie z kosmosu wydawało się nierealne, przecież gwi...