Kolejny deszczowy, zimny dzień nie sprzyjał jego i tak nie najlepszemu samopoczuciu. Zamiast siedzieć teraz w domu z kubkiem gorącej ulubionej herbaty i oglądać ulubiony program przyrodniczy, stał pod budynkiem i mókł na deszczu.
Nie mógł się ruszyć, wszystko powstrzymywało go od postawienia nogi w tym szatańskim w jego przekonaniu miejscu. Nie miał najmniejszej ochoty na to, aby tam wejść i gdyby nie to, że musi ochronić swojego Jungkooka, nigdy nie pomyślałby nawet, że mógłby, a raczej musiałby tutaj być.Swoją drogą karcił się w myślach za to, że tak długo zajęło mu wpadnięcie na ten pomysł. Skąd dowie się wszystkiego o nijakim Jiminie jak nie z jego pracy? Może to nie być jednak takie proste, aczkolwiek nic nie stoi mu na przeszkodzie, aby chociaż spróbować. Oprócz kilku stopni i ogromnych czarnych, metalowych drzwi, których wcale nie chciał przekraczać.
„Dasz radę." powtarzał w myślach, dodając sobie otuchy.Pokonał kilka zaniedbanych kamiennych schodków i stanął oko w oko z diabelskimi wrotami. Wahał się, przez myśl przeszło mu nawet, żeby uciec i przyjść innym razem, jednak ostatecznie nacisnął na ciężką, mosiężną klamkę.
Szedł dumnie z podniesioną głową przez ciemny korytarz, umierając w środku ze strachu.
W końcu znalazł się w miejscu na kształt recepcji. Nie było tutaj nikogo. Ciemne ściany i meble wyglądały tam bardziej niż przerażająco, a mrugające białe światło tylko dodawało trwogi.- Bu! - usłyszał nagle nad uchem, na co krzyknął i odskoczył gwałtownie, mało co nie tracąc przytomności. - Haha, wystraszył się pan.
Stał przed nim nieco grubszy mężczyzna w średnim wieku. Wyglądał naprawdę przyjaźnie, Kim zaczynał mieć nawet wątpliwości, czy aby napewno znajduje się w dobrym miejscu, czy może pomylił adresy.
- Dzień dobry - wysapał, próbując unormować swój oddech.
- Co pan się tak czai, zapraszam do mnie! - krzyczał entuzjastycznie i wskazał ręką na czarne drzwi od prawdopodobnie jego gabinetu.
Taehyung podążył za nim. Mężczyzna okazał się nie być taki straszny jak samo to miejsce, co dodało mu nieco odwagi.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, które wyglądało jak typowy biurowy gabinet. Znajdowało się tu duże biurko z laptopem, fotele, sofa, szafki, wszystko jednak pozostawało w czarnym kolorze.- Co pana tutaj sprowadza? - spytał, poprawiając na nosie swoje małe okulary z kwadratowymi szkiełkami.
Zastanowił się. Co go tutaj sprowadza, o co tak naprawdę chce go poprosić? Ma brnąć w to jeszcze bardziej czy po prostu zapytać się o Jimina?
- Chciałbym zlecić zabójstwo na pewną osobę... - zaczął, wybierając możliwie najlepszą lub najgorszą opcję.
- Jakieś specjalne wymagania? Błagam, niech pan tylko nie mówi, że życzy pan sobie Parka Jimina, bo oszaleję! Biedny chłopak nie ma życia, ciągle musi latać z pistoletem, ach! Krew mu się litrami po dłoniach leje-
- Tak właściwe to tak, chciałem właśnie Jimina! - przerwał mu stanowczo, nie mogąc dalej tego słuchać. Samo mówienie o krwi przyprawiało go o mdłości, w dodatku uważał to za niestosowne w takiej sytuacji. - Słyszałem od zaufanych osób, że jest naprawdę godny polecenia. Dlaczego właśnie on?
- Jeszcze pan się pyta? Jest najlepszy w swoim fachu! Tyle lat na czarnym rynku i jeszcze nie wpadł, tym bardziej że jest jeszcze młody. Wszyscy w jego wieku są nierozsądni, ale on... To dopiero niesamowity morderca. Nawet pan nie wie, jaka mnie rozpiera duma, że działa pod moją opieką!
Jego entuzjazm w tej sytuacji był raczej zbędny, a to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że chyba nie jest normalny. Tak samo zresztą jak wszyscy, którzy tu pracują.
CZYTASZ
poison // kookmin
Romance„Skarbie, jestem socjopatą Słodkim seryjnym mordercą Bo kocham cię trochę za mocno..." kookmin; top!jk; angst; chaotic