Rozdział 3

39 1 14
                                        


Nazajutrz z samego rana coś huknęło, rypnęło i z głośnym stukotem spadło na ziemię. Otworzyłam szeroko oczy, gotowa do ataku, ale nagle wspomnienia z wczoraj uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą.

Moja noga wciąż nie wyzdrowiała, po tak szybkim wybudzeniu byłam lekko otumaniona, a kura, z którą wczoraj rozmawiałam, jakby była kompanem do picia nagle zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki. Moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok, bowiem Cayde trzymał coś na wzór klucza francuskiego i patrzył na mnie zdziwiony, jakbym była eksponatem w muzeum. Do tego dochodziła kwestia nowego gościa w biało-czarno-pomarańczowej zbroi z futerkiem na ramionach i kołnierzu oraz jednym rogiem, gdzie drugi został ułamany.

- Chyba jestem upoważniona do tego, żeby wiedzieć co tu się dzieje? - spytałam niepewnie, bo może zaraz się okaże, że to nalot i trzeba spieprzać. No w moim wypadku czołgać.

- Tak! Echo, to jest Lord Shaxx – powiedział szybko Cayde, wskazując na rosłego Exo. - Zarządza Tyglem i takie tam.

- Takie tam? - spytał niskim głosem drugi mężczyzna. - Zapewniam cię młoda damo, że Tygiel to nie „takie tam" rzeczy, a prawdziwa walka o honor.

- Zaczyna się... - Cayde załamał ręce, ale widać było, że informacja, że jego kura była już bezpieczna, nieco go podbudowała. Exo wziął zwierze na ręce i stanął obok wysokiego mężczyzny. - W skrócie chodzi o nawalankę. Wiesz, pełno wybuchów, mordownia i w ogóle odpał.

- Czyli coś w twoim stylu? - łypnęłam na Exo sugestywnie.

- Dokładnie!

Do pomieszczenia wpadła zdyszana Hawthorn, opierając się o drzwi obiema rękami, aby nie upaść.

- Sytuacja zażegnana – uśmiechnął się pół rogaty Exo, wspierając dłonie na bokach.

- Myślałam, że się pozabijacie – kobieta weszła do środka. - Wpierw krzyczycie na całą Farmę, a potem demolujecie jej kolejną część! Zachowanie gorsze niż dzieci, a jesteście dorośli... - tu spojrzała na Cayde'a, wciąż głaskającego kurę. - Pomijając tą jednostkę. Ty, Shaxx jesteś dorosły i mądrzejszy.

Cayde spojrzał na mnie.

- Poczułem się urażony.

Wzruszyłam ramionami.

- Wiesz, że głupszemu się ustępuje – kontynuowała kobieta.

- Znów poczułem się urażony.

Shaxx zaśmiał się tubalnie i wyszedł z Hawthorn na zewnątrz, prowadząc żywą rozmowę na temat obiadu. Odprowadziłam ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli za drzwiami, a potem patrzyłam jak Exo, który został, siada w fotelu obok kanapy.

- Shaxx chciał ugotować Pułkownika – powiedział cichym głosem, ale widząc moją niezrozumiałą minę, wytłumaczył, że kura, która za nim wszędzie chodzi, awansowała z Szeregowego gdaczącego, na Pułkownika pierzastego.

Cóż, musiałam przyznać, że w pewnym stopniu mnie to rozbawiło, a sam Exo wydawał się w miarę normalny.

- I o to ta cała kłótnia? Chciałeś go zatłuc kluczem francuskim?

- Zatłuc to za dużo powiedziane – zastanowił się, błądząc wzrokiem gdzieś po pomieszczeniu.

W międzyczasie wygramoliłam się spod cieplutkiego koca, oglądając zabandażowaną nogę. Musiałam zmienić opatrunek jak najszybciej, bo krew zdążyła już w dużym stopniu zaschnąć, a jak zechcę ją oderwać, to przyjdzie mi to zapłacić ciężkim bólem.

Echo || DestinyWhere stories live. Discover now