Do mojego domu nie zostało już wiele drogi, ale razem z Exo postanowiliśmy nieco odetchnąć, bo ciągłe pilotowanie Wróbla było wyczerpujące i w dużym stopniu pochłaniało jego stuprocentową koncentrację, dlatego też zatrzymaliśmy się na obrzeżach wielkiego lasu.
Żadne z nas się nie odzywało. Ja, bo jakoś tak nie miałam nic do powiedzenia i nie chciałam za specjalnie dzielić się minionymi przeżyciami z robocikiem, a Cayde, bo chyba czuł się nie swojo i możliwe, że zraniłam jego dumę, jako honorowego łowcy.
Jedynie Sun, Duch Strażnika mamrotał coś co chwilę pod kolcami o tym, że nie powinniśmy długo tu zostawać, bo kto wie, Czerwony Legion wysłał już swoich zwiadowców i teraz nas obserwują.
- Sun, zamilcz w końcu. Daj mi trochę odpocząć.
Cayde oparł się placami o swojego Wróbla i ściągnął bardziej kaptur na optyki. Mimo uchodzącego za granice horyzontu słońca, to ostatnie promienie delikatnie oplatały jego oblicze, a ja dopiero teraz mogłam dostrzec ile blizn zdobi jego twarz. Blizn czy może raczej niewielkich zadrapań w metalu, wyżłobień i temu podobne.
Cayde był Strażnikiem więc co się dziwić, posiada rany wojenne – te widoczne i niewidoczne, a te drugie gorsze od swoich poprzedników, bo w głowie mogą cholernie namieszać.
- Jak to się w ogóle stało, że zostałeś Exo? - spytałam nagle zbyt pochopnie. Może Cayde nie chciał o tym rozmawiać, nie pomyślałam i palnęłam to co mi ślina na język przyniosła.
- Hmm – Exo się jednak chwilę zastanowił i przez dłuższy czas myślał, a jego głowa niezauważalnie drgała. - Podobno, kiedy umierasz, ale jesteś przydatny światu – czytaj, że Wędrowiec cię wybrał i świat jednak nie miał cię w dupie, jak zawsze uważałaś, bo zrobiłaś coś źle i karma wraca – twoja dusza trafia do ciała Exo. Gadasz, latasz pełen serwis.
- Czyli – zastanowiłam się przez moment, pocierając brodę palcem. - Umarłeś, ale tak na śmierć. Znaczy... - rozprostowałam palce, jakby chcąc się bronić przed swoją głupotą. - Byłeś człowiekiem i nie posiadałeś Ducha, dlatego umarłeś, ale tak na całego. A potem Wędrowiec cię wybrał i stałeś się Strażnikiem, tak?
- Dokładnie damo w opałach – potwierdził spontanicznie i zdjął kaptur z głowy prostując się.
- O! Wiewiórka! - krzyknął duch Exo i wleciał w krzaki.
*-*
- Myślę, że jeszcze godzina i będziemy w domy – mruknęłam, wsiadając na Wróbla Strażnika. Jakoś wciąż nie byłam przekonana co do tej maszyny, bo gdy podrywała się do lotu dziwnie się trzęsła i brzmiała, jakby zaraz się miała rozpaść na drobne kawałki. - Ten twój Wróble...Wszystko z nim w porządku?
Kiedy Exo ruszył, przyczepiłam się do jego pleców jak rzep – i to taki rzepowy rzep, którego w cholerę trudno się pozbyć, bo jak się przykleił to na amen.
- Taa – powiedział leniwo i zręcznie ruszył sterami, aby wyminąć drzewo, które znalazło się zbyt blisko nas. Zadrżałam. - Muszę go wrzucić na przegląd u Amandy, bo coś ostatnio hamulce nie stykały.
Kura, którą trzymałam między nogami zagdakała przerażona, a ja wybałuszyłam oczy wprost w plecy mężczyzny.
- Cayde... - jęknęłam zrozpaczona.
- Żartuję – zaśmiał się głośno. Gdyby nie to, że właśnie unosiliśmy się nad ziemią rozpędzeni do granic możliwości licznika maszyny, to Exo zostałby bez głowy. - Ale tak poważnie, to Wróbel idzie na przegląd, bo coś tam w nim nie styka, ale w porządku, damy radę odstawić cię na miejsce.