W sumie, naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego tak nagle zaczęłam rzucać w niego kamieniami, ujawniając przy tym swoja doskonałą kryjówkę i świetną miejscówkę do odpoczynku, w której zostawił mnie Ozyrys.
Jego słowa, że ktoś po mnie przyjdzie mogły okazać się prawdą w przypadku tego nad wyraz nieudolnego Exo, jednakowoż naprawdę chciałam wierzyć, że facet się pomylił, nawet kiedy był mądrzejszy od niejednego Wiedzącego.
Ze wszystkiego jednak cieszyłam się najbardziej, kiedy kupa żelaza dostała w łeb i padła jak długa. Uśmiechnęłam się pod nosem i z wymalowanym na twarzy wiwatem obróciłam się na pięcie, zeskakując z niewielkiej, kamiennej półki porośniętej złocistą trawą. Nie miałam zamiaru wracać gdziekolwiek. Jeśli Ozyrys mówił prawdę, to powinnam udać się do Wieży, ale...
- Po moim trupie! - ryknęłam i opadłam miękko, otulona naraz roślinami. Trawa była na tyle wysoka, że idealnie kryła moją pozycję, którą wcześniej tak idiotycznie zdradziłam. Teraz pozostała mi jedynie ucieczka, a to wychodziło mi najlepiej. - Lata treningu w dziczy nie pójdą na marne.
Poprawiłam w pochwie nóż i rzuciłam się do biegu, mknąc między drzewami o potężnych konarach. Z kroku na krok czułam, jak moje ciało nabiera gracji w każdym ruchu, jak wiatr szepcze mi wesołą melodię, świszcząc w uszach, jak każda komórka mojego ciała jest gotowa do działania na najwyższych obrotach.
Cieszyłam się jak dziecko, kiedy znów mogłam poczuć lekki dotyk trawy na moich dłoniach, jak moje oczy doskonale śledził każdy zaułek czy sytuację, z której mogły skorzystać i podpowiedzieć mi gdzie czmychnąć.
Ignorowałam wołanie Exo, który podjął pościg i razem z Duchem podążali moim tropem. Niczym lis umykający większej zwierzynie taranowałam sobie drogę pośród natury, która wspierała mnie w całej okazałej krasie. Ukazała mi doskonałą drogę, pokazała gdzie stanąć, gdzie lepiej nie i w końcu jak wydostać się z ukrytej doliny.
Otwarte pola były dla mnie jednak uciążliwe. To nie las jak w EMS, gdzie drzewa i inne rośliny mogły kryć moją pozycję a pole, gdzie byłam widoczna jak na widelcu. Jedyną opcją było skradanie się w wysokiej trawie, jednak tym sposobem Cayde zaraz by mnie dogonił.
Przykucnęłam, żeby od razu nie zostać zauważona, a potem na szybko zaczęłam kalkulować moje nikłe szanse na wydostanie się z tego w jednym kawałku. Odpadało dobycie broni, bo byłby to zamach na Strażnika i mogliby mnie postawić przed ich sądem i w efekcie tego wylądowałabym w Wieży od zaraz.
Kolejną opcją było ciche wymknięcie się w gąszczu trawy, ale tak jak sądziłam, Cayde zaraz by mnie złapał przy tym powolnym chodzie. Mogłam też skorzystać z negocjacji i wydobyć z niego to co chcę, jednak czy ja wiem na jakie sztuczki go stać?
- Kurczę – zagryzłam wargę, słysząc kroki.
Nie mogłam tu długo zostać. Musiałam coś na szybko wymyślić. Obróciłam się powoli w stronę skąd dobiegały mnie głosy, a potem otworzyłam szeroko oczy.
- Pułkownik?
I moje zbawienie objawiło się w pierzastej postaci zesłanej mi przez Boga Drobiu. Na sam widok Pułkownika ucieszyłam się tak bardzo, że aż pisnęłam.
- Echo!
Wzięłam kurczaka pod ramię i wstałam na równe nogi, dobywając noża z pochwy.
- Zbliżysz się, to będziesz wcinał dziś rosół na kolację.
- Pułkowniku!
Cayde zatrzymał się, a zaraz obok niego Duch. Patrzyliśmy sobie w oczy dość długo, bym doszła do wniosku, że jednak żaden sensowny plan nie przychodzi mi do głowy.
- Zostaw mnie w spokoju – powiedziałam ciężkim tonem. - Ja wrócę do siebie, ty do siebie i wszyscy będą szczęśliwi.
- Wolałbym odstawić cię do Hawthorne – wysunął ręce przed siebie, robiąc krok. - Wtedy będę mieć pewność, że mnie nie zabije, za to co ci się stało.
- A co mi się stało? - spytałam. Miałam nadzieję, że Cayde nie widział mnie z Ozyrysem.
- Nie byłaś ranna w nogę? - spytał Exo, wskazując palcem na moje udo, jednak gdy nic tam nie zobaczył, złączył dłonie. - No cóż. Mamy Cudotwórcę. Robiłaś kiedyś w tym fachu?
- Cayde – przerwałam jego bezsensowną paplaninę. Im szybciej stąd pójdę tym lepiej. - Mam dość uciekania.
Odłożyłam kurę na ziemię, która o krok się ode mnie nie ruszyła. Jeśli groźby nie działają, to wystarczy po dobroci.
- Zawieź mnie do domu. Jestem już zmęczona – albo wystarczyło grać damę w opałach.
- Chcesz wracać do swojej zdziczałej lepianki?
Podniosłam na niego zdziwiony wzrok, w którym jednak ukryło się trochę złości.
- Moja „zdziczała lepianka" jest MOIM domem, Cayde. Tam mi jest dobrze, znam tereny, mam tam przyjaciół. Może to nie Farma, ale jest mi tam dobrze i daje sobie radę.
- Tam jest niebezpiecznie. Po ataku Legionu pozostał zgliszcza. Nie został kamień na kamieniu i to dosłownie.
- Znam ludzi, którzy mogą mi pomóc. Cayde – westchnęłam. - Nie znam cię, ty nie znasz mnie, więc dajmy sobie spokój z tą farsą. Odstawisz mnie bezpiecznie do domu i po sprawie. Powiesz potem siostrze....Hawthorne, że jestem bezpieczna i wróciłam do przyjaciół.
Cayde patrzył na mnie zdziwiony i chyba lekko zmartwiony, bowiem jego twarz niekoniecznie współgrała z odczuwanymi przez Exo emocjami, dlatego też skrupulatnie próbowałam coś z niej wyczytać. Na marne.
- Proszę...
- Sun – odezwał się Exo.
Duch zmaterializował Wróbla, który lekko opadł na ziemię w gęstwinie złocistej trawy. W momencie wydawałoby się, że cały świat zamilkł i nie wtrącał się w niczyje sprawy, bo Exo właśnie uległ z czego byłam dumna, jak nic.
- Damy przodem – powiedział, odsuwając się na bok i wskazując ręką siedzenie. Sam zaraz usiadł za sterami i odpalił silnik.
Poczułam jak moje nogi odrywając się od twardej ziemi, a potem jak lewitująca maszyna zatacza koło i rusza – wpierw wolno, żebym mogła przyzwyczaić się do nowo zaistniałej sytuacji, a potem coraz szybciej.
