Rozdział 5

24 2 16
                                    

Piszę, żeby mieć przynajmniej jeden rozdział na przód, jednak wbijanie 600 mocy jest uciążliwe, a misje egzotyczne czasami wkurzające :D Dlatego pisanie idzie mi wolniej XDDD



 Zavala właśnie się dowiedział.

- No i nagle myk! - Cayde zagestykulował coś na miarę wybuchu. - Zniknęła!

Zavala przyglądał mu się w milczeniu, co chwilę kiwają głową. Jednak nie znaczyło to, że się z nim zgadzał. Po prawdzie mu nie wierzył i w sumie już miał mu to wygarnąć, ale uprzedziła go kobieta stojąca po jego prawej.

- Cayde – zaczęła. - Czy nie dostałeś czymś w głowę? - spytała nad wyraz poważnym tonem.

Naczelnik znów kiwnął głową z aprobacją. Pod jego rządami kwitnie kwiat zrozumienia idiotyzmu Exo.

- Zaraz ja cię mogę... - zaczął, zaciskając pięść. - Goniłem...znaczy, podążałem jej śladem, bo jedyne do czego mogę porównać jej tempo, to marsz ślimaka.

- Jakoś nie mogę w to uwierzyć... - Ikora załamała ręce.

- Ale to prawda. Pułkowniku!

Kura wstąpiła godnym króla, wolnym krokiem z dostojnie uniesionym dzióbkiem na stół. Tam była mapa Cayde'a.

A potem zaczęła zawile tłumaczyć całe zdarzenie. Z oburzeniem też oznajmiła, że nie ma zamiaru tolerować ich zachowania względem swojego oblubieńca i, że mają spadać.

- Dupicie fleki i tyle – mruknął Exo, krzyżując ręce na piersi i spoglądając gdzieś w bok.

- Właśnie dostałam ochrzan od kury... - powiedział dziwnym głosem Zavala.

- I to z wolnego wybiegu... - dodała smętnie Ikora. - Nie mniej jednak – kontynuowała kobieta – kim jest ta dziewczyna? Zwykły człowiek nie mający w sobie Światła?

I tu coś tchnęło Exo, zapatrzonego w krajobraz za oknem. Miasto powoli podnosiło się po sromotnym upadku, jednak do poprzedniego stanu było mu cholernie daleko. Musieli jeszcze wiele rzeczy naprawić, tu coś doskrobać, tam uporządkować...

- No wiesz – mruknął Cayde. Zaczynał sobie przypominać słowa Hawthorn. - Zaraz muszę spadać, bo mi autobus ucieknie.

I tyle go widzieli. Exo wziął nogi za pas i wyleciał z pomieszczenia razem z kurą pod pachą. Ta w ostatnim momencie spojrzała wrogo na zdziwionego Zavalę.

- Przecież my nie mamy autobusów – powiedziała spokojnie Ikora, patrząc na Naczelnika.

- Cayde!

*-*

- Hawthorne za mocno uderzyła mnie w głowę i teraz mam omamy – mruknęłam, opuszczając ręce. - Z jakiej beczki ja mam mieć w sobie Światło?

- Nie Światło – powiedział Ozyrys. - To raczej jego przeciwność. Mrok, cień, lub coś o wiele gorszego.

- No pięknie – wypuściłam z siebie powietrze. - A powiedz mi jeszcze, jak do tego doszedłeś?

Sagira włączyła się do rozmowy, tłumacząc swojego Strażnika.

- Utalentowany podróżnik o wiedzy większej, niż nie jeden Wiedzący? - uniosłam brew ku górze, splatając na piersi ręce. - Nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Nigdy nie czułam się jakoś bardzo wyjątkowa.

- Bo tkwiący w tobie Mrok nie został przebudzony – Ozyrys złapał mnie za ramiona. - Słuchaj, jeśli pozwolisz mu wyjść, to koniec. Polegniesz i ty i wszystko dookoła, a żeby temu zapobiec, musimy coś zrobić!

Echo || DestinyWhere stories live. Discover now