rozdział 8.

428 40 20
                                    

Josephine

Cisza trwała przez całą drogę i choć była uciążliwa, to żadne z nas się nie odezwało. Sytuacja, która wydarzyła się dzisiaj w nocy, wciąż pojawiała się w moich myślach. Była intymna, przerażająca i naginała wszelkie zasady. Jednak to, co się wydarzyło, nie odrzucało mnie od Logana. Wręcz przeciwnie – przyciągało. Pożądałam tego strachu, zupełnie innego, niż zwykle. Logan wzbudził uśpione przez Matta emocje, za którymi tęskniłam.

Samochód zwolnił, zatrzymaliśmy się na terenie filharmonii przy wejściu dla muzyków. Logan wysiadł, otworzył drzwi i podał mi dłoń. Nie powinien tego robić jako szofer. Nie powinnam przyjmować tego gestu od kogoś innego niż własnego męża. Ale zrobiłam to. Ujęłam jego dłoń i wysiadłam, uważając na długą suknię.

– Zapraszam cię na widownie. – Odezwałam się, patrząc na niego.

– Moje miejsce jest za kulisami. – Odpowiedział mało przekonywująco.

– Życzę sobie, żebyś był na widowni – Powtórzyłam dobitnie. Byłam nieustępliwa. Ominęłam go, nie czekając na to, co ma do powiedzenia i ruszyłam do środka. Wiedziałam, że jest tuż za mną.

Makijażystka zajęła się mną bardzo sprawnie. Logan stał niedaleko, opierając się o ścianę garderoby i nie spuszczał ze mnie wzroku. Mój mąż miał wielu wrogów, ale dzięki Loganowi czułam się bezpieczna. Mimo że był on sam jeden. Jego postara i chłód odstraszał ludzi. Nie był wysokim, bardzo umięśnionym facetem, ale miał to coś w spojrzeniu. Nawet makijażystka nie odważyła się na niego zerkać.

Gotowa do występu, zostałam na kilka minut w garderobie. Towarzyszył mi Logan, cały czas w roli ochroniarza. Jak wykuty w skale.

– W pierwszym rzędzie miejsce ósme będzie puste. Jest dla ciebie. – Odezwałam się, siedząc nadal przed lustrem.

– Boisz się mnie? – Powoli podszedł bliżej i ułożył ręce na oparciu krzesła. Pochylał się tuż nad moim uchem. – Przeraziłem cię w nocy?

– Tak – odważnie patrzyłam mu w oczy w odbiciu lustra. – Ale teraz się nie boję.

– Wybacz... – Przesunął palcami lewej dłoni po mojej odsłoniętej szyi. Przymknęłam powieki, zaciskając uda. Och, Jezu...

– A ty czujesz strach? – Wyszeptałam.

– Oczywiście, Josephine. – Mówił wprost do mojego ucha, wywołując dreszcz za dreszczem. – Inaczej byłbym tchórzem. Strach jest potrzebny, by czuć odwagę. Jeśli pokonam ten strach, zwyciężę i nikt, ani nic nie stanie mi na drodze. Ale przecież ty to wiesz, jesteś odważna i walczysz każdego dnia.

– Logan, nie chcę o tym mówić. – Odwróciłam wzrok od lustra. Na samą wzmiankę o potędze Matthew, oblewał mnie zimny pot.

– Skurwysyn. – Syknął w złości. Nie spodziewałam się tego, bo przecież dla niego pracował. Był z podobnej gliny... Czy myliłam się? – Niszczy dar, który ma w rękach.

– Ja jestem tym darem? – Zadrwiłam. – Jestem towarem, Logan. Mój ojciec nalepił cenę i pięć lat temu wystawił mnie na sprzedaż. Zgadnij kto mnie kupił.

Podniosłam się gotowa do wyjścia na scenę. Logan chwycił mnie w pasie mocnym i zdecydowanym ruchem.

– Nigdy tak nie mów. Jestem straceńcem, ale ciebie będę doceniał. – Z powagą spojrzał mi w oczy.

– Straceńcem? – Wyszeptałam z niedowierzaniem, Dlaczego w ogóle tak o sobie myślał? – Logan...

– Idź. – Puścił mnie. – Będę na widowni.

Desperado [psycho LT] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz