Rozdział 5.

410 42 12
                                    



Logan

Klub, do którego wszedłem przypominał spelunę. Smród stęchlizny przebijał się przez odór alkoholu i papierosów. Ludzie tutaj niekontrolowalni się, odcinali od rzeczywistości i logicznego myślenia. To samo działo się ze mną, gdy byłem w kasynie – traciłem rozsądek. Ale ich mogło spotkać tutaj wszystko i zareagowaliby obojętnością, bo byli otumanieni. Z odrazą spoglądałem na pary, które kopulowały niczym zwierzęta na obskurnych kanapach. Przebijałem się przez ten brudny, odrażający tłum do baru, mając za sobą swój cień w postaci Zayna Malika. Jako mój stróż, miał pilnować mnie przy wykonywaniu próbnego zadania. Oboje byliśmy bardzo zadowoleni z tego powodu.

Stanąłem przy barze z niesmakiem spojrzałem na klejący blat. W swoim życiu wielokrotnie miałem puste kieszenie, ale w takim miejscach nie kończyłem.

– Szukam Alison. – Rzuciłem do grubego barmana, który nalewał piwo.

– Alison obsługuje. – Spojrzał na mnie obojętnie, po czym oddał kufel klientowi.

– Gówno mnie to obchodzi. – Odparłem chłodno i odsłoniłem broń za paskiem. To podziałało na niego, jak kubeł zimnej wody. Pokiwał głową i od razu się zreflektował. Chwilę później przytargał za ramię drobną brunetkę w kusej sukience z tacą w rękach. Spoglądała na mnie przerażona. Jej strach karmił moją duszę, uspokajał mnie i satysfakcjonował. Uśmiechnąłem się lekko i pochyliłem, spoglądając w jej duże, piwne oczy.

– Alison, zostałaś sprzedana. – Oznajmiłem.

– Co...co? – Wydukała. – Błagam, nie...

Jej mąż winny Matthew pieniądze, zaproponował w zamian swoją żonę, którą miałem dostarczyć do portu i upewnić się, że trafi na statek, który wiezie ją do trzeciego świata. Musiałem dokończyć transakcję, nie zważając na jej płaczliwe spojrzenie i błagania.

– Przestań błagać, bo zaraz sprowokujesz mojego kolegę i będziesz klęczeć przed nim. – Pogłaskałem ją po policzku. – Wyjdziesz o własnych siłach?

Spojrzała za mnie i chyba przeraziła się wyrazu twarzy Zayna, bo szybko potrząsnęła głową. Popchnąłem ją do przodu, potknęła się na wysokich szpilkach, ale szła dalej.

***

– Udało ci się. – Matthew z uznaniem skinął głową, siedząc za dębowym biurkiem w gabinecie własnej rezydencji.

– To nie było zbyt trudne zadanie, nawet taki idiota, jak on, dał radę. – Wtrącił zirytowany Zayn, wywracając oczami.

Podczas drogi do portu, mieliśmy krótką wymianę zdań, przy której zatrzymałem auto i kazałem mu wypierdalać na środku niczego. Najwidoczniej dalej nie wyniósł nauki i wciąż mnie prowokował. Posłałem mu wrogie spojrzenie. Wydaje mi się, że był bardzo zakompleksiony i chciał być chwalony. Co ciekawe, ja natomiast miałem za nic słowa pochwały Matta. Były gówno warte, jak on sam. Chciałem tylko pieniędzy.

– Obraź mnie jeszcze raz, a wyrwę ci język i wepchnę ci go do gardła

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Obraź mnie jeszcze raz, a wyrwę ci język i wepchnę ci go do gardła. – powiedziałem do Zayna z trudem opanowując głos. Praca nad emocjami trwała u mnie od lat i nie należała do łatwych.

– Chłopcy. – Matthew pokręcił głową, uciszając nas, jakbyśmy byli przedszkolakami. Moja nienawiść do niego wzrastała. – Spokojnie. Logan, nie dostaniesz dzisiaj pieniędzy, ale nowe lokum. Nad garażem jest piętro mieszkalne przeznaczone dla pracownika. Tym razem przypadło tobie.

– Rozumiem, że nie mam wyboru?

– Otóż to. Zamieszkasz tutaj i wszystko będzie łatwiejsze. Będę miał cię pod ręką. Ach, właśnie. Jutro masz wolne, żebyś mógł się przeprowadzić. Za to w sobotę pracujesz od rana do nocy, bo będziemy mieć w kasynie przyjęcie. Pełnisz funkcje kierowcy oraz ochroniarza Josie.

Odpowiedziałem skinieniem głowy. Tym razem było mi to na rękę. Dzięki temu nie musiałem opłacać mieszkania, a to oznaczało więcej pieniędzy. Rozumiałem zagranie Matta – chciał mnie kontrolować. Nie interesowało mnie to w żaden sposób, ważne, że zaoszczędzę. Byłem tutaj, bo chciałem grać, a żeby grać, potrzebowałem kasy. Poza tym praca zapewniała zajęcie i niwelowała nudę.

– Możesz iść. – Odesłał mnie machnięciem ręki.

Tłumiąc chęć odstrzelenia mu głowy, wyszedłem z gabinetu. Edward podał mi mój płaszcz i życzył miłego wieczoru. Chciałem otworzyć drzwi, gdy usłyszałem dźwięki pianina. Zmrużyłem oczy, powoli się odwracając i kierując do salonu, skąd dochodziła muzyka. Przystanąłem w progu. Josephine siedziała przy białym fortepianie, pochylona nad klawiszami i wygrywała smutną melodię. Taką, jaką lubiłem. Przygnębiającą. Patrzyłem wprost na nią, słuchając i napawając się muzyką, która docierała do zakamarków mojego umysłu. Josephine wyglądała, jak anioł o złotych włosach, grający diabelskie kompozycje. Podniosła głowę i napotkała mój wzrok, tym samym gwałtownie urywając muzykę i odbierając mi przyjemność słuchania. Patrzyła na mnie z lekkim przerażeniem, choć nie odezwałem się słowem, a wcześniej nie wyczuwałem od niej strachu. Zauważając lustro ozdobione złotą ramą, wiszące po prawej stronie, zerknąłem w nie i ujrzałem moją twarz. W tym momencie lekko popielatą z widocznymi sińcami pod oczami, z rozszerzonymi źrenicami. Czy tak wyglądałem, gdy muzyka przejmowała kontrolę nad moim umysłem, czy po prostu byłem tak bardzo zmęczony?

– Logan. – Do moich uszu dotarł jej dźwięczny głos. Wyczułem, że stoi tuż za mną. – Dobrze się czujesz?

– Tak. – Szepnąłem, patrząc w lustro. – Proszę, zagraj jeszcze. Graj. – Zamknąłem oczy i dotknąłem palcami swoich skroni. Ból zaczynał tlić się z tyłu głowy.

Josephine wysłuchała mojej prośby i natychmiast usiadła do fortepianu. Zagrała dla mnie długą kompozycję ,tym razem ta była żwawsza, szybsza, radośniejsza. Uspokoiła bicie mojego serca i gdy spojrzałem ponownie w lustro, ujrzałem siebie.

– Lo...

– Do zobaczenia. – Przerwałem jej i jak najszybciej wyszedłem z tego piekielnego domu.

Od autorki: Hejka! Przychodzę z piątką, trochę mroczną, trochę nie? Co uważacie? :)

Desperado [psycho LT] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz