Rozdział 2

762 36 2
                                    

Po transformacji weszłam przez okno na balkon i po chwili skakałam po dachach budynków mieszkalnych mojego osiedla. Słońce zaszło już o czwartej, w końcu zaraz koniec listopada, a o tej porze roku jest już tak ciemno, że samej spacerować po ciemnych uliczkach jest trochę niebezpiecznie. Zwłaszcza, że w mojej okolicy ostatnio zepsuło się kilka latarni i nikt jeszcze nie raczył ich naprawić. Więc postanowiłam, że będę robić średnio 2 razy więcej patroli niż zwykle. Ktoś może się zgubić, zostać okradziony, porwany lub zaatakowany. W końcu zawsze gdzieś czai się paru dzielnicowych zbirów. W tej chwili kierowałam się w kierunku tych miejsc z zepsutym oświetleniem. Akurat tak się złożyło, że z dachu jednego z tamtejszych posiadłości, był przepiękny widok na błyszczącą wieżę Eiffla. Usiadłam obok dużego komina, który idealnie mnie zasłaniał przed przechodniami po drugiej stronie ulicy. W pewnym momencie zapomniałam o swoim obowiązku rozglądania się za hipotetycznym zagrożeniem i wpatrując się w blask budowli, zignorowałam cały zewnętrzny świat.

To niesamowite jak ludzie krzątający się u stóp wieży kupując pamiątki i robiąc zdjęcia, wydają się rozmiarów mrówek w porównaniu do tego wspaniałego zjawiska

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To niesamowite jak ludzie krzątający się u stóp wieży kupując pamiątki i robiąc zdjęcia, wydają się rozmiarów mrówek w porównaniu do tego wspaniałego zjawiska. Miałam wrażenie, jakby biło od niego całą zebraną człowieczą dobrocią. Jak gdyby te światło ludzkich serc było tak promieniste, że blask mógł dotykać nieba. Efektu dodawała rzeka, oraz ciepło świecące alejki pod budowlą.
Mimo, że widziałam ten widok niezliczoną ilość razy, to nigdy mi się on nie nudzi. Zawsze jak na niego patrzę, tli się we mnie nadzieja, że ludzkość nie jest aż tak przepełniona goryczą, zepsuciem, nienawiścią do drugiego, kłamstwami, tchórzostwem oraz głupotą. I wierzę w to z całych sił. Wiem, że nie należy się dawać wykorzystywać innym, ale opłaca się być dobrym. Cokolwiek inni myślą. Ludzie może i niepozornie, ale potrafią być wdzięczni. W tych czasach, każdy potrzebuję mieć, i być dla innych taką iskierką nadziei na lepszy świat, który my sami tworzymy. Jeszcze następne kilka minut obserwowałam las fontann przy drodze pełnej turystów, uspokajając umysł, a następnie wstałam z zimnej dachówki, ruszając przed siebie. Na moje szczęście, niebo było bezchmurne, a wieczór odkrywał przed moimi oczami gwiazdy. Cudowna noc. Mam nadzieję, że nie zepsuje jej żaden atak akumy, lub tym podobne przyjemności.
Moje myśli zmieniły swój tor, skupiając się całkowicie na powierzonym mi zadaniu. Spacerowałam spokojnie po krawędziach rynny, przeskakując co jakiś czas nad kafelkami. Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku. Większość mieszkańców siedzi teraz w swoich domach, skąd palą się światła, albo spacerują po centrum miasta w towarzystwie pupilów, znajomych lub bliskich.
Hmmmm... Gdybym nie wiedziała że jest listopad, to bym pomyślała, że są święta. Co prawda nie było żadnych ozdób świątecznych i śniegu, ale dekoracje nic ważnego nie znaczą, a w ciągu ostatnich lat w Paryżu nie ma mroźnych zim. Za to chłodno było napewno. Odczuwałam to przez mój cienki, lateksowy, czerwony kostium. Tak naprawdę, nie wyobrażam sobie jak poprzednie Biedronki w nich nie marzły. Co prawda, kostium superbohatera nie zawdzięcza swojego wyglądu tylko rodzajowi miracula, lecz także osobowości posiadacza.
Może inni bohaterowie mają ciepłe przebrania z miękkim futerkiem, ale ja jakimś niesamowicie durnym sposobem dostałam obcisłą szmatkę, opinającą każdą część mojego ciała, co było kompletnie nie w moim stylu. Już bardziej by to pasowało do jakiejś prostytutki czy coś w tym stylu. W dodatku z wyzywającą, wściekłą czerwienią. Wyglądałam zupełnie jak nie ja. Wolałam stonowane, dziewczęce, delikatniejsze kolory, bardziej uspokajające ale orginalne. Rozumiem, normalny czerwony, bordowy, truskawkowy, pomidorowy, wiśniowy, malinowy, karmazynowy... Ale żarówista czerwień?? Szczerze? Czuję się w moim kostiumie jak neonowe światło uliczne na autostradzie, pokazujące czy samochód ma jechać czy nie. No okej, skoro moje przebranie ma już się nie wtapiać w tło, jak każdy normalny kostium żołnierza, policjanta, czy jakiegokolwiek strażnika porządku, to niech przynajmniej będzie ciepłe... No, ale jak widać, nie zawsze ma się to co się chce. Czarny Kot wygląda całkiem przystojnie w obcisłym, czarnym kombinezonie, to bez wątpienia. A ja? Nie wiem kto to wymyślał. Ale to niesprawiedliwe, mój męski partner może wyglądać drapieżnie, a ja mam wyglądać jak kiepska imitacja owada. Bez obrazy dla biedronek, bo je lubię, ale mi jako człowiekowi zupełnie nie do twarzy upodobniając się do owadów.
Chloe jako pszczoła wygląda super stylowo. Co poradzić mam, kiedy lubię żółty? Hahahah. Och. Właśnie! Jeśli już mowa o moim partnerze, to gdzie podział się Czarny Kot??
Rozejrzałam się po bokach. To było dziwne, powinien już się ze mną spotkać... Miałam już zacząć go szukać, kiedy pojawił się przede mną pewien dachowiec.
- Witaj Księżniczko! - ukłonił się nisko.
- Witaj Kocie. Gdzie się podziewałeś?
- Obowiązki prywatne się przedłużyły. Sama rozumiesz.
- Yhm, rozumiem...
- Mamy dziś piękną noc, prawda? - zaczął obchodzić mnie dookoła z rękoma założonymi do tyłu. W końcu stanął obok mnie i spojrzał na ogromny księżyc.
- Tak, jest ślicznie - podążyłam za jego wzrokiem. - Mamy dzisiaj pełnię.
Księżyc błyszczał na srebrno, tworząc wokół siebie białą poświatę, rozświetlającą nieboskłon.
Przy nim gwiazdy bladły.

- Chciałabyś się gdzieś przejść, Moja Pani? Tylko ty i ja?- Przecież jesteśmy tutaj sami, tylko ty i ja

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Chciałabyś się gdzieś przejść, Moja Pani? Tylko ty i ja?
- Przecież jesteśmy tutaj sami, tylko ty i ja. Poza tym, mamy robotę do wykonania.
- A kiedy zamierzasz się zgodzić? To się już robi męczące, że cały czas muszę się wiecznie prosić. Widzisz jak jest dzisiaj pięknie? Nie wiadomo czy to się jeszcze powtórzy. Przecież nic się nie dzieje... Jest spokój i tak już będzie. Nic się nie stanie, jak cię gdzieś ze sobą zabiorę. Nie wspominając o tym, że robotę mogą za nas zrobić Pancernik, Ruda Kitka i Chloe, ych, znaczy Królowa Pszczół. Nie jesteśmy sami. No, dalej! Zgódź się. Prooooszę, Biedronsiu... - Zrobił te duże, urocze, słodkie oczka koteła.
Owszem, Kot był uroczy.
Ale był też ogromnie naiwny.
Zawsze taki był, i to ja zawsze musiałam mówić głosem rozsądku. Co nie zawsze było przyjemne, lecz on nie został bohaterem po to, by się ze mną integrować. A te jego końskie zaloty, czy też kocie, wcale nie ułatwiały sprawy.
- Ogłuchłeś? Powiedziałam, że nie i koniec. - Przewróciłam majestatycznie oczami. - Przestań w końcu chodzić z głową w chmurach - powiedziałam do niego tak samo, jak do mnie rano Lila. - Skoro tak bardzo masz ochotę na nocne spacery to wracaj lepiej do domu i idź sam. Ile ci mam razy powtarzać, że mnie nie pociągasz?! - Podniosłam nagle głos. - Zrozum to! Mamy ochraniać obywateli Paryża, a moi przyjaciele nie będą w stanie cały czas nam pomagać. Oni mają własne życia i obowiązki.
I przede wszystkim: żadne z nich nie posiada mocy przepędzania akum. Co dobrze wiesz. Nie, nie zamierzam się zgadzać! Więc, powtórzę to jeszcze ten setny raz, dla twojej wiadomości: Nigdzie się z tobą NIE wybieram - wykrzyknęłam. Jak, ja się pytam, on może być tak głupi?! Jest przecież silnym, dojrzałym chłopakiem, a zachowuje się jak rozpobudzony trzynastolatek, czy baba przed okresem. Znosiłam to tak długo, no ale ile można????
- Ech. Ranisz mnie Biedrona, a ty nawet sobie tego nie wyobrażasz. Czemu nigdy nie starasz się mnie zrozumieć?! Mam już dość. To tyle po mnie na dziś. Nara - wywarczał ostatnie słowo z pretensjonalnym spojrzeniem w źrenicy. Ach. No i znowu się obraziła, humorzasta królewna. To już nie pierwszy raz, kiedy się na siebie wkurzamy. Dużo się zmieniło między nami od gimnazjum. Zwykle to się kończy tak jak dzisiaj. Czyli - on mi wygarnia swoje najwyższej wagi, bardzo mnie obchodzące myśli, o tym jak JA się zachowuje, ja to realistycznie krytykuję, on się focha i rozdzielamy się w swoje strony. No i super. Co mnie obchodzi co on o mnie myśli?? Albo mnie toleruje i akceptuję taką, jaką jestem albo niech spada. Skoro tak bardzo mu się nie podobam, to niech sobie znajdzie inną Biedronkę i mnie z łaski swojej zostawi w spokoju!! Ale spoko. ZAWSZE później wraca, przeprasza, lub udaję że się już nie gniewa, przymila się do mnie, i znowu ze mną flirtuje. Zazwyczaj się wtedy poprostu nieoficjalnie godzimy. Do czasu. Teraz pewnie będzie i tak.
Kot odszedł ode mnie na odległość kilku metrów i po chwili za pomocą swojego kicikija przemierzał prędko drogę do własnego domu, zostawiając mnie samą, złą, rozdygotaną, odbierając mi spokój ducha zdobyty podczas podziwiania wieży Eiffla.
Skazując na długą, nieprzespaną noc w pustym łóżku.

Oto kolejny rozdział, trochę późno, ale długo się przymierzałam do tego rozdziału 😐. Miałam na niego zupełnie inną koncepcję, i chciałam dać trochę scen LadyNoir, ale uznałam że to by było trochę sztuczne, kiedy Mari cały dzień zachwycała się Adrieńskim. Planuję zmienić wiadomą nam relację między Biedronką a Kotem, ze względu na to, że oboje zmienili się na przestrzeni czasu, i dojrzali. Ostrzegam, że relacja między nimi będzie bardziej skomplikowana niż większość innych relacji w całej historii, przez dłuższą część książki. Więc shipowcy tego związku będą musieli jeszcze długo czekać na jakiekolwiek ich romantic moments ~.
Pozdrawiam i zapraszam do gwiazdkowania i dalszego czytanka ;)
M.W
<3

Marinette: Ścieżka bohatera ~ Miraculum [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz