Rozdział 11

233 17 0
                                    

Biegłam ile sił w nogach.
Na szczęście dom Luki nie znajdywał się za daleko od mojej kamienicy.
Nie miałam pojęcia jak zamierzam wytłumaczyć się chłopakowi.
Ale nie chciałam myśleć teraz o tego typu rzeczach. Im szybciej załatwię tą sprawę tym lepiej. Oby tylko był w swoim pokoju...
Na moje szczęście ( czy też nieszczęście ) nie myliłam się.
Czarnowłosy siedział na swoim łóżku grając na gitarze. Patrząc na niego przez okno, przypomniałam sobie że jestem w stroju Biedronki. Już miałam się przemienić kiedy pomyślałam o czymś. Czy to na pewno dobry pomysł? Już nawet nie mówię o tym, czy jest on moją jedyną, najlepszą opcją, bo tak było. Ale czy nie lepiej byłoby zrobić tak, jak to było wcześniej z Adrienem? Ukryję swoją tożsamość, Luka się nigdy niczego nie dowie, a ja sama będę mogła żyć dalej z nim jako Marinette bez szansy na to, że niebieskooki kiedykolwiek się dowie.
Nie...
To nie w porządku. Nie z Luką...
Adrien dostał miraculum pośrednio przez Mistrza. W prawdzie zanim odebrano mu pierścień, nigdy w życiu nawet nie wiedział go na oczy.
Nie wiedział prawie nic o innych miraculach oraz kwami, jedyne co wiedział o jako takim zagrożeniu dla Paryża, z powodu jakiego musiał go chronić, były złowrogie motylki i twarz jakiegoś kolesia, jeden jedyny raz pokazana nad wieżą Eiffla, zbudowaną z tych oto motylków.
Ta niewiedza nie była dla niego bynajmniej wygodna, co nie pomagało nam we współpracy...
Ech. Chociaż we współpracy z Adrienem było całe mnóstwo czynników, które nam ją utrudniało.
Starałam się o nim nie myśleć kiedy dam miraculum czarnowłosemu, ponieważ to dwie zupełnie inne osoby.
Jednak. Nie mogę popełniać ciągle tych samych błędów. Bo przyznać kiedyś przed sobą i tak muszę, że ja sama nie byłam świetna od początku. Kiedy po raz pierwszy otrzymałam miraculum, popełniłam całą masę błędów, których do dziś żałuję.
Część z nich dotyczyła mojego byłego partnera. Nie mogłam zrobić tego samego nikomu, a już na pewno nie Lucę. Zasługuje na prawdę.
Poza tym...
Nawet gdybym starała się ukryć przed nim fakt, że jestem Marinette, to i tak by się domyślił. Bo z jakiego niby powodu Biedronka miałaby dawać miraculum jakiemuś obcemu człowiekowi, którego umiejętności zupełnie nie zna, a widziała go tylko raz w życiu? Właśnie. Musiałabym być kimś, kogo zna.
Obiecałam Lucę być zawsze z nim szczera. Nie mogę go zawieść. I nie łamię damych obietnic.
Trochę zżerał mnie stres na myśl o tym, co za chwilę się wydarzy.
Ale byłam pewna swojego wyboru.
Jeżeli on nie będzie dla mnie najlepszym partnerem, to nikt nie może być. Tak musi być. -
- Z tą myślą, wypowiedziałam słowa formułki i zmieniłam się w Marinette, wchodząc bez słowa przez otwarte okno.
Chłopak podniósł głowę znad swojej gitary i skierował wzrok na mnie.
- Marinette? - spytał lekko skołowany.
- Co ty tutaj robisz?
- Echhh, wiesz... Mam do ciebie sprawę, a właściwie dużą przysługę.
Pamiętasz jak mówiłam ci o tym, co mnie martwi? Że zostałam sama z pewną robotą i muszę jak najszybciej znaleźć partnera?
- Pamiętam.
- Otóż... Rzecz w tym, że sytuacja wymkneła mi się z pod kontroli, i naprawdę potrzebuje pomocy.
- Marinette. - Wstał z łóżka i w pare sekund był już przy mnie trzymając mnie za ręce. - Oczywiście że ci pomogę. Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się mi powiedzieć i poprosić o pomoc. A wogule... Jak tu weszłaś?
- Cóż... To jest część tego, co zaraz ci powiem. A właściwe pokażę.
Patrz.
- Mówiąc to, wypowiedziałam słowa formułki, po czym zamiast własnych ubrań na swoim ciele pojawił się obcisły, przylegający czerwony kostium z lateksu w czatrne kropki, a twarz ozdobiła maska.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Luka stał nadal w tym samym miejscu, wpatrując się we mnie tym swoim przeszywającym na wskroś wzrokiem, przyglądając mi się od stóp do głów. Nic nie powiedział. W jego tęczówkach pojawił się jakiś dziwny, nieznany mi dotąd błysk.
Chcąc przerwać tą niezręczną ciszę, odezwałam się pierwsza.
- Luka, ja... Jestem Biedronką. I... - Nie do końca wiedziałam co powiedzieć, czy od czego zacząć.
Chłopak chyba po zauważeniu mojego zakłopotania, odezwał się.
- Nie do wiary... A więc to byłaś ty. Od początku do końca. To ty jesteś tą bohaterką Paryża... To... Niesamowite.
Jestem w szoku. - Niebieskooki założył ręce na piersi oraz zaczął się nad czymś zastanawiać, gładząc palcami bodbródek. - Jestem w czystym szoku...
- Spojrzałam się na niego zaskoczonym spojrzeniem, z pełną, szczerą ufnością.
- Nie jesteś na mnie zły?
- To przywróciło Lukę do rzeczywistości, który spojrzał na mnie karcąco ściągając mocno brwi.
- O czym ty mówisz, Marinette.
- Ja myślałam... Myślałam, że będziesz wściekły, bo nigdy ci o tym nie powiedziałam i cię okłamywałam przez ten cały czas. I że nie będziesz już chciał mnie znać. Rozumiem, jeśli tak się czujesz, naprawdę bardzo bardzo cię przepraszam! Ale musiałam ci w końcu powiedzieć. Nie miałam wyjścia, potrzebuję pomocy...- - Stop. Marinette, przestań wygadywać głupoty, bo nie mogę tego słuchać. - Przerwał mi nagle niebieskowłosy, podchodząc do mnie bliżej i łapiąc za ramiona.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. - Pochylił się nade mną.
- Nigdy. Przenigdy. Nigdy w życiu bym cię nie odtrącił ani nie zostawił. Jesteś dla mnie zbyt cenna. - Spojrzałam się jeszcze raz w głębię jego oczu, doszukując się w nich jakiejkolwiek oznaki oszustwa. Tak jak myślałam. Nie znalazłam w nich nic, poza jego uwagą skupioną w całości na mnie, z takim skupieniem i troską, że wszystkie moje wcześniejsze obawy zniknęły, tak jakby ich nigdy nie było.
Luka nigdy mnie nie oszukał. Nigdy, nawet raz. Wierzyłam mu bezgranicznie, a jego słowa tylko mnie uspokoiły oraz utwierdziły w przekonaniu, że podejmuję właściwy wybór. Zarówno w wyborze na partnera w walcę z przestępczością, jak i wybierając go, zamiast Adriena czy Nathaniela. Był moją najlepszą opcją, jaką kiedykolwiek wybrałam, najlepszą podjętą przeze mnie decyzją. Po raz kolejny udowodnił mi, że jest godny mojej miłości, godny mojej wiary i nadziei w niego pokładanych, jakkolwiek nie myślał by, że według niego jest inaczej.
- Powinnaś być z siebie dumna. Prawdopodobnie jesteś nie tylko najodważniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem, ale również najodważniejszą dziewczyną w Paryżu.
Przez tyle lat poświęcałaś swoje bezpieczeństwo, zdrowie i życie ratując żywych ludzi... Musiałaś ukrywać kim jesteś przed swoimi przyjaciółmi i rodziną. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co musiałaś do tej pory przejść. Przez to, podziwiam cię jeszcze bardziej. Bo pomimo tych wszystkich sekretów, każdego dnia nadal byłaś moją Marinette. Uśmiechałaś się szczerze, troszczyłaś się i pomagałaś innym... - Chłopak podniosł lekko mój podbródek zmniejszając jeszcze mocniej dystans pomiędzy nami. -         Byłaś przy mnie. Nawet kiedy na to nie zasługiwałem. Nawet kiedy powinnaś zatroszczyć się o siebie... Jesteś wspaniała. Cudownie wspaniała... Jestem z ciebie dumny.
- Nie pozwoliłam już mu mówić dalej.
Jeszcze jedno słowo z jego ust, a bym się rozpłakała. Jego słowa były jak miód na moje serce. Zbliżyłam swoją twarz do jego o ostatnie centymetry, łącząc nasze usta w rozpaczliwie słodkim pocałunku, po czym on objął moje plecy, a ja jego szyję, trwając tak razem jak najdłużej się dało. Z nim, nie miałam bladego pojęcia ile czasu mi mijało. Nie wiedziałam, czy całowaliśmy się sekundy, czy też minuty, ale nie mogłam powstrzymać uczucia, że z nim jestem bezpieczna. Że z nim, wszystko się ułoży, że tylko tkwiąc wtuleni w siebie wszystko jest na swoim miejscu, tam, gdzie powinni być. Że czas nam nie straszny, bo będąc razem mogliśmy przezwyciężyć wszystko, zagłębiając się w sobie.
Ledwo powstrzymywałam łzy. Nareszcie znał prawdę.
Nareszcie nie musiałam nic przed nim ukrywać. Nareszcie miałam kogoś, kto znał moje tajemnice, i mogłam z nim o nich rozmawiać i wspierać się nawzajem. Tak musiało smakować szczęście...
W końcu oderwaliśmy się od siebie tracąc dech. Po uspokojeniu się naszych ciał, zaczęłam mówić:
- Pomożesz mi uratować miasto?
- Tak.
- Naprawdę??
- Zrobiłbym wszystko, abyś nie była narażona na niebezpieczeństwo. Wiem, że jesteś Biedronką, ale mimo wszystko, wolałbym być zawsze z tobą żebym mógł się ochraniać. - Uśmiechnęliśmy się do siebie, wpatrując się wzajemnie w swoje tęczówki z uwielbieniem. Od naszych połączonych ciał biło ciepło i zgoda.
- Poza tym - Wtrącił z figlarnie uniesionym jednym kącikiem ust, oraz znajomym, wesołym blaskiem w oczach - Paryż jest w niebezpieczeństwie. A razem z nim ty, moja rodzina i przyjaciele, oraz ja. Nie mógłbym ci odmówić. To zbyt ryzykowne. - Złapał za moje dłonie łącząc je ze swoimi, przyciągając do siebie i kładąc w miejscu, w którym biło jego serce. Uśmiechnęłam się do niego blado. - Powiedz mi tylko, co mam robić.
- Rozumiem. - Powiedziałam bardziej poważnym tonem. - Miejsce, które zaraz odwiedzimy jest niedaleko stąd.
- W takim razie ruszajmy. - Rzucił, łapiąc mnie za rękę i prowadząc do wyjścia..
Kiedy byliśmy już na zewnątrz uświadomiłam sobie, że nie dam rady przenieść nas razem yo-yem, byłoby mi za ciężko. Posłałam Lucę niepewne spojrzenie.
Chlopak widząc je poprostu się uśmiechnął, dodając mi otuchy.
- Prowadź, Mari.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym wzmocniłam uścisk i rzuciłam się pędem w ulicę po prawej, kierując nas biegiem w stronę obiektu masażu i akupresury, należącego do pewnego starca.
~*~
Byliśmy już na miejscu.
Aktualnie wpatrywałam się wyczekująco w Mistrza Fu, który odblokowywał szkatułę.
Po chwili, która według mnie dłużyła się w nieskończoność, postawił przed czarnowłosym otwarte pudełko z miraculami.
- To są właśnie miracula. Dają one posiadaczowi kontrolę nad danym atrybutem, który każdy z nich reprezentuję. Marinette, jak już wiesz, jest użytkowniczką miraculum Biedronki, jednego z dwóch najpotężniejszych, dających jej moc tworzenia czegoś z niczego. Jej atrybutem jest szczęście.
Ja jestem w posiadaniu dziewiętnastu miracul, każde z nich jest inne i posiada inne kwami. Kwami to mistyczne stworzenia, dzięki którym użytkownik może się przemieniać, i są wspomagaczami mocy. Mieszkają w biżuterii, która jest bardzo cenna, dlatego trzymam ją pod kluczem.
Krótko mówiąc, walczymy z Władcą Ciem, który przywłaszczył sobie miraculum Motyla i przeistoczył je w miraculum wytwarzające zło. Ten człowiek używa miracula do opętywania i przejmowania kontroli nad zwykłymi ludźmi, wykorzystując ich chwilowe słabości, jak złość, smutek, wstyd, czy rozczarowanie.
Obiecuje im spełnienie swoich marzeń w zamian za przyniesienie mu miraculum Biedronki, Marinette, oraz Czarnego Kota, które trzymam w zamknięciu. Potrzebuje ich obu aby uzyskać wielką moc, i móc wypowiedzieć jedno życzenie.
Władca Ciem nie troszczy się o innych ludzi tylko o swoje własne cele, i robi wszystko by je wypełnić. Jest przestępcą. Dzisiaj opętał kolejną osobę. Na szczęście jeszce nie wie, że posiadacz miraculum Czarnego Kota odszedł, oddając mi je. Na razie mamy lekką przewagę. Marinette ostatnio starała radzić sobie sama, ale dzisiejsza ofiara jest zbyt silna by mogła temu podołać. Potrzebuję partnera na stałe... Rozumiesz, młody człowieku? - Spojrzał na Lukę.
- Rozumiem. - Westchnął.
- Przyjmujesz to zadanie?
- Spojrzeliśmy na siebie znacząco.
- Przymuję. - Powiedział pewnym siebie tonem.
- A więc dobrze. Luka Couffaine, od dnia dzisiejszego jesteś wybrańcem walczącym ze złem u boku posiadaczki miraculum Biedronki.
Obowiązuje cię obowiązek czuwania nad bezpieczeństwem mieszkańców Paryża. Masz moje pozwolenie, na samodzielne wybranie miracula.
- Mistrz przysunął pudełko w jego stronę. Nie widziałam, czy mam mu wyjaśnić jak każde z nich działa, czy wolałby sam wybrać, kierując się intuicją. Zdecydowałam, że pozwolę mu działać.
Czarnowłosy przysunął się i zaczął przyglądać się każdemu miraculum z osobna uważnie. Myślałam, że będzie potrzebował jeszcze chwili do namysłu, co nie poszłoby na naszą korzyść, bo zegar tykał a nadal nie widziałam co robi Ilustrachorka.
Lecz ku mojemu zdumieniu, chłopak wybrał bardzo szybko.
Wyjął miętowe miraculum, i upewnił się pytając:
- To miraculum Węża?
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Kiedyś interesowałem się mitologią chińską. - Rzucił krótko, po czym nie namyślając się dłużej, powiedział:
- Wybieram te.
- Znakomicie. - Rzekł starzec. -
- Macie mało czasu. Lepiej już idźcie, zanim będzie za późno. - Powiedział równie poważnie Mistrz.
Posłuchaliśmy go. Wyszliśmy z pomieszczenia. Będąc już w wąskim, tak dobrze znanym mi korytarzu przed drzwiami, spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
Luka otworzył malutkie pudełeczko, po czym na chwilę zaświeciło oślepiające światło, z którego uformowało się małe, miętowe stworzonko, z dużymi białymi kłami, przypominające budową węża.
- Proszę proszę, kogo my tu mamy...
Nowy posiadacz? A, to ciekawe...
Witaj, jam zwie się Sass, jestem kwami miraculum Węża. - Przemówiło stworzenie, szczerzące się tajmeniczo w stronę niebieskowłosego.
- Witaj. - Powiedział zaciekawiony nastolatek, przyglądając mu się z fascynacją. - Ja jestem Luka. I tak, powierzono mi to miraculum
- W takim razie wyśmienicie. - Zasyczał wąż. - Atrybutem Węża jest mądrość i rozważność. Dam ci moc prastarej siły intuicji oraz chytrości. Jakąkolwiek będziesz miał broń, zapewne będzie służyć do omamiania przeciwnika, więc miej to w głowie używając jej. - Pouczało go stworzenie. - Twoją specjalną mocą będzie " Potęga hipnozy ", i to jest pewne. Jedyne co chcę ci jeszcze powiedzieć to to, żebyś uważał.
Nie wkładaj w zaklęcie zbyt wielkiego gniewu, bo wtedy staję się bardziej potężne i może przy okazji obezwładnić twoich sprzymierzeńców. Po użyciu mocy będziesz miał mało czasu do przetransformowania się, więc bądź czujny. To wszystko. By się przemienić, powiedz: "Sass, pokaż łuski".
- Sass, pokaż łuski!
Na Lucę pojawił się turkusowy kostium, stworzony z czegoś twardszego niż mój lateks, coś w rodzaju niebieskiej łuski. Na jego oczach pojawiła się maska w tym samym kolorze, a w ręce pojawiła się
turkusowa lira.
- Łał... Luka, wyglądasz... świetnie. - Nie mogłam wydusić z siebie odpowiedniego słowa.
Chłopak uśmiechnął się zadziornie.
- Tikki, kropkuj! - Po czym ja również się przemieniłam z powrotem.
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
- Od dziś, mam nowego partnera. - Zachichotałam cicho pod nosem.
- Jak się nazywasz, nieznajomy? - Roześmiałam się.
- Nazywam się Viperion, moja pani. - niebieskooki złapał moją dłoń i szarmancko ją ucałował.
- Liczę na owocną współpracę... - Mrugnął do mnie zalotnie, na co ja się zarumieniłam.
Popchnęlimy drzwi i wyszliśmy z budynku, przygotowując się na stawiennie czoła nieznanemu.
Razem, trzymając się za ręce.

C.D.N.



Marinette: Ścieżka bohatera ~ Miraculum [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz