Rozdział 10 part 3

270 19 2
                                    

Zajęcia plastyczne były jak zwykle ciekawe, miło mi się na nich spędza czas. Prowadząca zajęcia nauczycielka uczęszczała do akademii sztuk pięknych w jednej z najbardziej prestiżowych placówek Paryża.
Kobieta miała trzydzieści cztery lata, była bardzo empatyczną i miłą, ale również dość ostrą co do kryteriów osobą. Normalnie bardzo fajnie i szybko mijał mi z nią czas na zajęciach, potrafiła rozmawiać z młodymi ludźmi na wiele luźnych tematów i miała świetne podejście do młodzieży. Jej talent był powalający. Praktycznie każdy kto choć raz zobaczył ją w akcji przy modelowaniu rzeźb, surrealistycznemu rysowaniu , robieniu drzeworytów, czy też operowaniu farbami w spreju zapamiętywał tą kobietę i szok, no bo jak można umieć robić tyle przeróżnych tekchnik oraz wykonywać je tak doskonale? Wiele można było jej zazdrościć, a jeszcze więcej się od niej nauczyć. Jednak podstawową cechą jaką powinien się charakteryzować student, który chce się u niej nauczać, powinna być ogromna cierpliwość. Niektórzy ludzie przy pracy z nią po raz pierwszy byli pod wielką presją, ponieważ zazwyczaj pani Éclat nie patyczkowała się z nikim, nawet jeżeli po raz pierwszy ich widziała na oczy.
Ale zazwyczaj ja i moi koledzy ją rozumiemy i nie zwracamy uwagi na jej dziwactwa.
- I jak tam Marinette? Jakie masz plany na ferie? - spytała mnie siedząca po mojej prawej Jacqueline.
- Eeee tam. Nic wartego uwagi. Rodzice pracują całe ferie więc nigdzie nie wyjeżdżam. Poza tym, i tak bym nie miała ochoty. Mam dużo pracy w domu.
- Ooch, to szkoda że nie mają odpoczynku nawet przez chwilę. Naprawdę ciężko pracują, prawda?
- Tak.
- To niesprawiedliwe. Powinni się chociaż na trochę gdzieś wybrać. Widziałam się ostatnio z twoją mamą, biedna miała sińce pod oczami i zmęczoną twarz. Pewnie nie ma nawet czasu na sen... Moi rodzice chcieli was ostatnio zaprosić na ciasto, ale Tom powiedział że na nic nie macie czasu, i że pewnie byście się z niczym nie wyrobili na czas.
- To prawda. Zawsze jak widzę rodziców to są przy piecu, piekarniku, albo na kasie. Już nawet razem nie jemy posiłków. Ale no cóż, może będzie lepiej niedługo...
- Nie miała byś ochoty pojechać sobie nad morze do Hiszpanii? Ciepło tam teraz, chociaż ludzie mówią że zimno i chodzą w kurtkach gdy jest dwadzieścia stopni. Albo w góry, jak wszyscy? Nie chciałabyś sobie pojeździć na nartach? Powspinać się trochę?
- Niee.
- Serio?? Ja od grudnia już myślałam o tym gdzie by było super se pojechać, rodzice zabierają mnie do Karpacza w góry!
- A gdzie to jest?
- Polska. Słyszałam że mają tam niezłe sery i tory saneczkowe.
- A ty nadal na tym jeździsz? Nie za duża już jesteś?
- Tory saneczkowe są dobre w każdym wieku!!
- I co tam jeszcze jest?
- Noo, tam jakieś lasy są fajne. Słyszałaś może o Śnieżce? Taka duuuża góra?
- Coś mi się obiło o uszy.
- No! Idziemy tam! Znaczy, yy... będziemy się wspinać!
- Nigdy bym nie pomyślała że lubisz sport. Nawet nie mogę sobie wyobrazić ciebie wchodzącą na szczyt liczący ponad tysiąc metrów nad poziomem morza bez marudzenia, wołania ciągle o wodę i pytania " daleko jeszczeee??".
- A więc jednak słyszałaś!! I racja, nie lubię sportu. Aaale ferie to dobry czas na zadbanie o sylwetkę. Wiesz, codziennie bedę chodzić, chodzić i chodzić, jak nie po górach to po lasach, i tak całe święta!
- Taaaa, już to widzę...
- O czym gadacie? - przerwała nam Alex, siedząca po mojej lewej, aktualnie szkicująca martwą naturę, składającą się z dzbanka na herbatę, dwóch gruszek w misce, szklanki wody i wazonu z kwiatami, a pod spodem trzymała jakąś drugą pracę na której było coś różowego.
Już dawno skończyliśmy robić obiekty na płaszczyźnie, ale pewnie jej nie było na ostatnich zajęciach i teraz musi nadrabiać.
- O feriach. Gdzie jedziesz? - spytała brązowooka Jacqueline.
- Chciałam jechać do mojej babci na wieś, ale rodzice mi nie pozwolili i kazali się uczyć. - Powiedziała z grymasem wstrętu rudowłosa Alex.
Zwykłam nie lubić dziewczyny, bo lubiła użalać się nad sobą i nigdy nie była z niczego zadowolona. Ścięta na krótko, piegowata Alex tak naprawdę nie lubiła rysować, czy robić cokolwiek powiązanego ze sztuką, ale lubiła się przechwalać swoimi umiejętnościami, i nie cierpiała gdy ktoś potrafił zrobić coś lepiej. Tak naprawdę, to do dzisiejszego dnia nie rozgryzłam tego, dlaczego ona wogule wybrała kierunek plastyka?
- Ja jadę z rodzicami do Polski w góry! - powiedziała z radosnym uśmiechem Jacqueline. Była ona moją koleżanką z dzieciństwa, no i mieszkałyśmy długo obok siebie, dopuki jej rodzina się nie wyprowadziła do bogatszej dzielnicy, na osiedle Agrestów. Zawsze było miło z nią pogadać, była bardzo energiczną i wygadaną osobą, uwielbiającą zakupy i inne dziewczyńskie rzeczy, ale również serdeczną oraz niewinną duszyczką. Raczej miała w sobie trochę naiwności jeżeli chodzi o wierzenie ludziom we wszystko co jej powiedzą, i w to, że każdy jest dobry, ale nie można było ją przez to nie lubić. Jej ciekawość świata i nigdy nie spełzający z twarzy promienny uśmiech sprawiały, że było mi z nią tak jakoś lekko. Nie można było oczekiwać od niej za częstych rozmów na poważne tematy, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało. No... Prawie nikomu.
- Do Polski?? Ach! Byłam tam w zeszłym roku w Krakowie na wakacjach! Nudy jak flaki z olejem.
Płynęłam też kajakami z takim jednym przystojnym instruktorem, miał ŚLICZNE seledynowe oczy!
Ale większość mężczyzn jakich tam widziałam miało okropnie brzydkie twarze!
I te dziewczyny, o mój Boże. To było dno, totalne dno.
- Ja słyszałam że kobiety są tam bardzo piękne, zresztą to Słowianie. - odpowiedziała ciemna blondynka.
- To źle słyszałaś. Och, Marinette! Długo cię tu nie widziałam, myślałam że zrezygnowałaś z zajęć! - wyszczerzyła się w moim kierunku niebieskooka.
- Ja również Cię długo nie widziałam Alex. André mówił że musiałaś zostać w domu, bo ciotka nie chciała cię wypuścić.
Mina rudowłosej automatycznie zmieniła się na grymas znudzenia.
- To tylko złośliwe plotki. Nie słuchaj byle głupot które ci powiedzą chłopaki, wiesz jacy oni są niedojrzali w tym wieku.
- Zaczesała grzywkę do tyłu i oblizała leniwie wargi.
- A ty co? Nadal ślęczysz nad tą marną Biedronką? Nie uważasz, że za długo ci ona zajmuje czasu? Przy tak długim okresie bezsensownej roboty powinnaś już dawno zrezygnować. - zmieniła temat Alex kierując spojrzenie na koleżankę.
- O czym ty mówisz? Biedronka ma się świetnie. Tylko jeszcze usta, ucho oraz nadgarstek do poprawienia i będzie można już malować! - stwierdziła z uśmiechem brązowooka przybliżając nam pod nosy swoją pracę.
Przedstawiała ona mnie jako Biedronkę, ratującą miasto przed złym gościem na drugim planie.
- Ten przestępca jest brzydki! Kim on właściwie jest? Facetem ubranym cały na czarno, z kominiarką i pistoletem?
Tak nie wyglądają super złoczyńcy!
Mają kolory! Stroje o różnych kształtach i motywach! Epickie bronie! Osobowość! A to co jest? Złodziej ratujący bank? Ci superbohaterowie jak już kogoś wogule ratują, to tylko i wyłącznie przed takimi gośćmi. Zwykłymi przestępcami zajmuję się policja.
Co nie, Marinette??
- Nie zawsze. - odpowiedziałam chłodnym tonem. - Biedronka nie da nikomu skrzywdzić mieszkańców Paryża, taka już jej praca, że nie może dopuścić nikogo do zranienia i naruszenia porządku wśród obywateli. Nie chodzi tylko o super przestępców. Przecież kiedy Biedronka patroluje miasto, to patroluje wszystko, a nie tylko szuka jakiegoś kolorowego kiczu strzelającego w samochody z Wieży Eiffla.
- Na serio. - Powiedziała z przekąsem niebieskooka.
- Słuchaj, Jacqueline. - Wskazała na mężczyznę w czerni na pracy brązowowłosej. - Zrób lepiej tego złoczyńcę tak spektakularnego jak Ilustrachor. On jest prawdziwym geniuszem zbrodni i najlepiej wyglądającym ze wszystkich super złoczyńców jakich widział Paryż! Jeżeli naprawdę chcesz żeby to jakoś wyglądało, to zrób tutaj Ilustrachora!
Zapewniam, że się opłaci. -
- No nie, a ta znowu gada o Nathanielu. Już słuchać tego więcej nie można. Co tylko spotkasz Alex, chcąc czy nie chcąc, rozmowa ZAWSZE zejdzie na Ilustrachora.
Ona ma wprost obsesję na jego punkcie! Ilustrachor to, Ilustrachor tamto, siamto... Aż uszy więdną.
Cały czas tylko mówi o tym, jak ona to go podziwia, jaki on jest przystojny, jak on cudownie wygląda i mówi, jak chodzi, jak atakuję, jakiej broni używa, a to opowie trochę o jego technikach i jego umiejętnościach...
Normalnie jak gdyby wiedziała o nim wszystko. No... prawie wszystko.
Bo o tym, że wszystko co robił, robił dla mnie i abyśmy razem chodzili, nigdy się nie dowie.
I bardzo dobrze. Bogu dzięki za to, bo jej zazdrosna natura tylko by nabrała na sile, i pewnie by już nie starała się udawać że rozmawia sobie ze mną tak miło.
- Ale on wtedy przysłoni Biedronkę, a to ona ma być na pierwszym planie, bo to ją podziwiam i ją chciałam namalować!
- Echhh. No to widać się nie znasz, bo nie doceniasz prawdziwej sztuki i prawdziwego wizjonera. To koniec tej rozmowy. Żegnam. - Udała obrażenie i wróciła na swoje stanowisko koło mnie.
Ale nie było nam dane już dokończyć w pełni tamtej rozmowy, bo po chwili w całej sali słychać było tylko krzyki między wściekłą rudowłosą, a oburzoną panią Éclat.
- Że niby MÓJ fleming jest brzydki?? Jak dla mnie jest całkowicie w porządku!! - Super. Alex znowu kłóci się z nauczycielką, nawet nie wiadomo po cholerę. I to nie pierwszy raz, żeby nie było.
- Alex, powiedziałam, że jest nieprawidłowy. Ja ci tylko pokazuję gdzie masz błędy i jak je poprawić, bo to moja praca! Jak myślisz, jak inaczej mam Cię przygotować do Akademii sztuk pięknych? I nic nie mówiłam o tym, że twój fleming jest brzydki.
No już nie wymyślaj, Alex!
Może chciałabyś się ze mną zamienić i to ty będziesz prowadzić zajęcia, a od dziś będziesz się ze mną ciągle użerać?!
- Ho ho ho! Że co proszę? Że JA niby histeryzuję i że to ZE MNĄ się pani ciągle użera??? Bo mnie pani niby WOGULE nie dręczy i nie wywiera presji? Jak pani wykonuje swoją pracę krzycząc na uczniów?!
- O czym ty teraz mówisz Alex?!
Ja wywieram na tobie presję? To czemu TY się nie przykładasz do swojej pracy i ciągle nie przychodzisz na zajęcia?? Przecież ja tutaj dla ciebie poświęcam swój czas i nie jadę sobie gdzieś na ferie odpocząć, za to próbuje cię czegoś nauczyć!
Jednak ty ciągle masz jakieś wymówki!
Jak możesz oczekiwać, że będę brać Cię na poważnie, kiedy ty nie bierzesz mojej pracy na poważnie! A ty, młoda damo, nie pouczaj mnie o mojej pracy bo nie jesteś moim szefem! Trochę więcej szacunku do starszych.
- Jaka pani jest... !!! -
- ALEX!! DOSYĆ. Wyjdź proszę z klasy i ochłoń trochę. Masz się teraz porządnie zastanowić czy to, po co tu przychodzisz jest dla ciebie ważne, a czy poprostu marnujesz mój, a przede wszystkim swój czas siedząc tutaj i przeszkadzając mi, oraz twoim kolegom w pracy. Bo to już nie jest pierwszy raz kiedy chcąc wyprowadzić mnie z równowagi zabierasz mi czas, który muszę przeznaczyć jeszcze na innych studentów! Bardzo proszę... - nauczycielka wskazała dłonią na drzwi od pracowni, ale chyba niepotrzebnie.
- NO I SUPER! I tak nikt tutaj nigdy nie doceniał mojego talentu! A pani mam już serdecznie dość! Nie mam zamiaru tego już dłużej słuchać.
To ja odchodzę! DO WIDZENIA.
- przy wychodzeniu teatralnie trzasnęła drzwiami. Co za diva.
Nie myliłam się twierdząc, że Alex dużo lepiej sprawdziłaby się w teatrze, niż w roli plastyka.
Ciekawe czy jeszcze ją zobaczę.
Oczywiście nie tutaj, bo znając jej charakter już nigdy więcej nie będzie chciała postawić stopy w tym miejscu.
Ludzie wrócili do pracy, rozmawiając między sobą o Alex, i o tym, jaka to ulga, że już nie będzie tu przychodzić.
W przeciwieństwie do poprzednich dziewczyn, których nie lubiłam, to Chloe zawsze przyjaźniła się z Sabriną i zawsze na niej polegała, a Lilę od zawsze każdy lubił. Za to Alex nikt nie lubił, nie miała żadnych dobrych znajomych. Jedyne co tak na serio chyba lubiła, to przekomarzanie się z każdym kogo spotkała, podchodzenie do każdego z nas w pracowni i zaczepianie go poprzez komentowanie jego pracy lub coś podobnego. Absolutnie nie dziwię się tym ludziom, że za nią nie przepadali.
Jednak los mnie już nauczył, że nieważne jak źle ktoś się zachowuję i jak cię nie cierpi, nie znam go w całości, oraz nie mogę go tak frywolnie oceniać. W końcu przekonałam się, że Chloe nie jest w cale zła, a z Lilą zostałyśmy dobrymi przyjaciółkami. Ale raczej nie zdołam już bliżej poznać niebieskookiej. Jedyne co o niej wiedziałam to to, że chodziła do tego samego liceum co moja koleżanka. Jeszcze przez ostatnie sekundy obserwowałam przez okno jak rudowłosa w furii opuszcza budynek przeklinając siarczyście.
- O jeju, wiedziałam że Alex jest tym typem dziewczyny, ale nie wiedziałam że będzie w stanie urządzić wokół siebie taką dramę. - Stwierdziła Jacqueline odwracając się w moją stronę. Ja tylko posłałam jej niesforny uśmiech i w ciszy wróciłam do swojej pracy. Pani Éclat przez moment przechadzała się po klasie patrząc na postępy uczniów, po czym poszła na zaplecze aby przygotować sobie herbatę.
Właśnie zbliżaliśmy się do końca zajęć, kiedy z radia zamiast nastrojowej muzyki z nienacka dobiegł nas kobiecy głos prezenterki, ogłaszający nagły atak akumy w pobliżu naszej ulicy. Z odbiornika słychać było ostrzeżenia żeby nie wychodzić z domów lub budynków, w których się znajdujemy, oraz żeby nie wzniecać niepotrzebnej paniki. Nie słuchałam już dłużej tylko podbiegłam szybko do drzwi krzycząc do nauczycielki, że muszę szybko iść do toalety. Ale chyba jej było teraz wszystko jedno, byleby dopilnować żeby nikt nie opuścił placówki.
W toalecie szybko przemieniłam się w Biedronkę i ruszyłam przez okno na chodnik, w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Długo szukać nie musiałam, bo przed moimi oczami pojawiła się owa postać. Na pierwszy rzut oka rozpoznałam w niej Alex.
Nosiła na sobie strój i broń Ilustrachora. Wyglądała praktycznie tak samo poza dziewczęcą budową ciała i dłuższym włosami.
- Nazywam się Ilustrachorka, i nie pozwolę już nigdy więcej nikomu lekceważyć mojego talentu!!
Ale zanim zemszczę się na tej ślepej Éclat, oddaj mi Biedronko swoje miraculum!
- Serio? Chcesz moje miraculum? To je sobie weź! - Powiedziałam, po czym odwróciłam się prędko na pięcie i zaczęłam uciekać zawieszając jo-jo na dachach budynków tak energicznie, że praktycznie cały czas latałam w powietrzu, szybko prąc naprzód.
Dziewczyna nie miała szans mnie dogonić, nawet na stworzonym przez siebie motorze, co kupiło mi trochę czasu. Nie minęło pięć minut i już ją zgubiłam. Schowałam się między budynkami i zaczęłam się zastanawiać.
"I co teraz?". 
Mogę sobie cały czas uciekać, ale to nie powstrzyma jej przed atakowaniem cywili. Nie powiem, jest silnym przeciwnikiem.
Władca Ciem nie próżnował, obdarował ją dokładnie tak samo mocnymi siłami co Nathaniela kilka lat temu. Wciąż pamiętam to starcie, w końcu pokonałam go z kimś. A mianowicie z Czarnym Kotem.
Sama nie dam jej na pewno rady, nie ma nawet o czym dyskutować.
Potrzebuję pilnie pomocy. I to teraz!
Ale skąd ja teraz wytrzasnę partnera?? Mistrz Fu jedyne co może zrobić, to dać mi miraculum jakie sobie zażyczę i to wszystko! A czas ucieka. Ludziom może się coś stać.
Szczególnie pani Éclat. Echhhhh!!!
I co ja mam teraz zrobić???
Po dłuższej chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że nie mam większego wyboru, i muszę teraz powierzyć życie oraz zdrowie cywili człowiekowi, któremu ufam najbardziej.
Musi być silny, z umiejętnościami i rozsądkiem, potrafiący bystrze myśleć oraz umieć ze mną współpracować.
Kogoś, komu ufam najbardziej.
Kogoś, komu ufam najbardziej.
Komu ufam najbardziej...
...
...
...
...
Już wiem.

Czym prędzej skierowałam się w drugą stronę i po chwili byłam już w drodzę.

Musiałam go znaleźć.

C.D.N.

Dobry wieczór ^^ !
Już dzisiaj dodaję nowy rozdział w ramach rekompensaty za dłuższy czas zwlekania z rozdziałami.
Szczerze przyznam, że ten rozdział jest już trochę lepszy od poprzedniego.
Co sądzicie? ;) Napiszcie jeśli wam się jak narazie podoba, lub jeśli zrobiłam jakiś błąd. Dziękuje za każdego czytelnika :D :D :D
Pozdrawiam cieplutko <3
M.W ~~~~

Marinette: Ścieżka bohatera ~ Miraculum [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz