_______________________________
A skoro źle jest dziś, to nie na wieki
Tak będzie. Kiedyś także Muzę śpiewem
Zbudzi Apollo, nie zawsze okrutnie
Łuk tylko tęży.
_______________________________Hermiona ze zirytowaniem popukała końcówką pióra o pergamin, jeszcze bardziej romazując i poszerzając wielkiego, czarnego kleksa, który początkowo miał być artykułem do pisma, które zamierzała założyć.
Hermiona Granger nie osiadła bowiem na laurach. Albo inaczej: najpierw osiadła, potem zaś rozejrzała się wokół i zerwała jak poparzona, widząc, ile jeszcze jest do roboty. Przede wszystkim, należało coś zrobić z tymi wszystkimi śmieciowymi gazetami — a jako że kobieta nie miała mocy, by je zlikwidować, postanowiła chociaż sprawić im konkurencję.
Kolejna zgnieciona kartka uderzyła o ziemię.
— Zupełnie nie rozumiem, dlaczego to robisz, Miona — westchnął jej narzeczony, Ron Weasley, który właśnie wszedł do kuchni, gdzie urzędowała dziewczyna. Ta tylko spojrzała na niego ponuro, biorąc kolejną kartkę.
— Musimy coś zrobić — odparła, przykładając końcówkę pióra do białego pergaminu. — Rozejrzyj się. Nie widzisz, co się dzieje?
Weasley wzruszył ramionami.
— Jakoś się to z czasem ustabilizuje, Herm — odparł. — Swoją drogą, chyba ktoś robi sobie z nas żarty, patrz, co wysłali. — Dopiero teraz dziewczyna dostrzegła, że rudzielec trzyma w dłoni rozerwaną, oficjalnie wyglądającą kopertę z pieczęcią Ministerstwa Magii. Ujęła list w dwa palce, odbierając go narzeczonamu.
— Szanowni państwo Hermiona Granger i Ron Weasley — przeczytała na głos, przebiegając wzrokiem po pajęczym piśmie jakiegoś urzędnika. — W związku z nowo wprowadzoną ustawą o odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, prosimy państwa o stawienie się w Ministerstwie Magii dnia trzynastego marca o godzinie piętnastej w charakterze świadków w sprawie pana Dracona Malfoya. Podpisano Dwight Rosenblatt, Minister Magii. — Podniosła wzrok znad tekstu. — Rosenblatt to ten, który wygląda, jakby lada moment miał zejść na gruźlicę?
Ron skinął głową.
— To nie jedyny list, tak à propos — dodał. — Wysłali jeszcze jeden, dokładnie taki sam pod względem treści, tylko z nazwiskiem Harry'ego.
Hermiona zamarła.
— Tego Harry'ego, Ron? — zapytała, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. — Naszego Harry'ego?
— Mhm. — Ron włożył ręce do kieszeni. — Jeżeli masz na myśli tego w okularach, z którym się przyjaźnimy od jakiś ośmiu lat, który zabił Sama-Wiesz-Kogo i który aktualnie bawi się w związek z tym Malfoyem, którego dotyczy poprzedni list, to obawiam się, że chodzi nam o tego samego człowieka.
Hermiona prychnęła z niedowierzaniem.
— To śmieszne — warknęła, odrzucając włosy do tyłu. — Zbrodnie wojenne? Harry? Nie, coś się musiało im pomieszać.
Rudzielec wzruszył ramionami, po czym pochylił się nad listem i wskazał na odpowiedni fragment.
— Tak właśnie myślałem, że żartują, ale patrz. Według tej ustawy — popukał palcem w list. — Wszyscy, którzy przyjęli Mroczny Znak, automatycznie muszą zostać postawieni przed sądem. A Harry ma go wytatuowanego na połowie twarzy i ciężko tego nie zauważyć. Jeżeli wziąć to pod uwagę, ten list zapewne jest napisany na serio. Zresztą, pieczęć Ministerstwa wygląda dość autentycznie, nie uważasz?
— Niby tak, ale Harry n i e p r z y j ą ł Mrocznego Znaku. — wycedziła Hermiona.
— Nie warcz na mnie, Herm. — Ron wyprostował się i przeczesał rude kłaki dłonią. — To nie ja to wprowadziłem i nie ja napisałem ten list. Usiłuję po prostu zrozumieć, dlaczego nam go wysłali i dlaczego uwzględnili w nim Harry'ego. Wydaje mi się, że to będzie czysta formalność. Wiesz, żeby nie było, że są stronniczy i go pomijają, pomimo takiego zapisu w ustawie, to wezwą go, uniewinnią i wszyscy będą zadowoleni. Mówię, czysta formalność.
CZYTASZ
Zwycięskie Przywileje
Fanfiction[Trzecia i ostatnia część "Ślizgońskich Praw"] "Muszę przyznać, że to zwyciestwo ma cierpki smak porażki, ale to chyba da się zmienić, prawda?" Świat po Wielkiej Wojnie Czarodziejów. Nowe rządy. Nowe prawa. Nowy świat. Ale ludzie... ludzie wciąż ci...