~9~ Przywilej głosu

1.3K 192 253
                                    

__________________________
Wy nie cof­nie­cie ży­cia fal!
Nic skar­gi nie po­mo­gą:
Bez­sil­ne gnie­wy, próż­ny żal!
Świat pój­dzie swo­ją dro­gą!
_____________________________

Harry był przed budynkiem sądu o wiele wcześniej, niż to było konieczne. Po głowie wciąż chodziły mu trzy opcje, o których pisał Draco: dwie zakładały ułaskawienie, a trzecia więzienie na jakieś dwa do pięciu lat.

Nie wyobrażał sobie, że mógłby stracić Draco na tyle czasu. Nigdy!

Zgłosił się do roli świadka u samego Rosenblatta tuż po swoim własnym procesie — który co prawda nie wyglądał tak, jak rzeczywista sprawą w sądzie, a raczej jak przesłuchanie przy udziale widowni, zakończone wydanym przez Ministra Magii wyrokiem — a mężczyzna jedynie uśmiechnął się do niego i odparł, że oczywiście, zeznania Harry'ego Pottera na pewno rzuciłyby odpowiednie światło na sprawę i on nie ma nic przeciwko. I chociaż to powinno uspokoić Wybrańca, wciąż czuł on jakiś niezrozumiały, podskórny niepokój, że coś może pójść nie tak.

W końcu świadek powinien zostać wezwany, do cholery, a nie dopraszać się łaskawie o audiencję, na Merlina!

Dracona ostatni raz Potter widział rano: blondyn wyszedł z mieszkania półtorej godziny wcześniej, tłumacząc się tym, że już nie może znieść czekania, zresztą i tak musi stawić się przed procesem, aby pouzupełniać jakieś sądowe papiery. Harry wolał na niego nie naciskać, więc pokiwał wtedy głową, że rozumie i nie pytał o nic więcej. Malfoy miał własne sposoby na radzenie sobie że stresem.

Teraz myślał, że to mógł być błąd: może powinien być z nim cały czas, jakoś go pocieszyć, zapewnić, że wszystko będzie dobrze... Tyle, że sam tego nie wiedział. Bo co jeżeli jednak zostanie skazany?

Nie, nie zostanie. Nie wolno mi nawet tak myśleć. Wszystko będzie w porządku.

— Nazywam się Harry Potter — powiedział Wybraniec, podchodząc do jednego z autorów, stojących w pobliżu wejścia do sądu. Nie sądził, aby przedstawianie się było konieczne, zrobił to raczej z czystej kurtuazji i żeby jakoś zagaić rozmowę. — Mam być świadkiem na procesie Dracona Malfoya. Gdzie powinienem się udać?

— O tak, pan Minister wspominał o panu — odparł mężczyzna. — Niech pan się uda na widownię.

Harry'ego aż wmurowało.

— Na widownię? — zapytał, mając nadzieję, że się przesłyszał. Uczucie niepokoju nasiliło się.  — Jest pan pewien?

— Tak, jestem. Takie jest polecenie Ministra. — Auror wyglądał na nieco urażonego insynuacją, że mógł się pomylić.

— Jasne, dzięki. — Skapitulował Harry, rozkładając ręce.

Świadek na sali rozpraw? Prawie prychnął śmiechem na tę myśl. Tego jeszcze nie grali. Co za głupota! To co się działo, naprawdę miało mało wspólnego z sądem! Ale w porządku, on się dostosuje, skoro Rosenblatt tak chce.

Hol budynku był wielki, na razie jednak mało zaludniony. Harry zdecydowanym krokiem podszedł do największych drzwi, które właśnie zostały otwarte, niemal na jego oczach.

— Niech pan odda różdżkę. Inaczej nie wpuścimy pana na widownię — sucho poinformował go jakiś patykowate auror, który wyrósł przed nim nie wiadomo skąd.

Harry z ociąganiem spełnił polecenie, krzywiąc się przesadnie. Mężczyzna podziękował skinieniem głowy, wręczył mu zawieszkę z numerem trzy i gestem wskazał, by Wybraniec udał się na salę rozpraw.

Zwycięskie PrzywilejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz