Właśnie zdałam sobie sprawę, że w tym fiku Draco jest albo w moim wieku, albo rok starszy: nigdy nie sprecyzowałam czasu, ile trwały pierwsza i druga część, stąd to wahanie.
____________________
Żyłem niedawno do miłości zdatny
I wojowałem wcale nie bez sławy
Dziś broń ma oraz wysłużona lira
Ozdobi ścianęKaplicy, w której mieszka morska Wenus.
_____________________Draco nie mógł usnąć. Czuł się całkowicie wyprany ze wszystkich sił, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, ale sen uparcie nie nadchodził, chociaż Malfoy wiedział, że skoro Harry już usnął, musiało być naprawdę późno.
Miał tylko dziewiętnaście lat, a czuł się potwornie stary. Jakby ciężar nieswoich cierpień i nieswoich lat położył mu się na barkach i tkwił tam, nie chcąc nigdzie odejść. Zresztą, nawet jego własne zmartwienia i słabości wystarczyły mu do zatruwania sobie codziennie życia. Niemowa, charłak, kaleka... I na co było mu bawienie się w niańkę Wybrańca? Na co tak usilnie dążył do związku z nim? Na co wręcz błagał o jego miłość. Na to? Na te blizny? Na ten ból?
Jasne, kochał go. Być może z przyzwyczajenia lub przywiązania. Miłość do Harry'ego była jedną z niewielu rzeczy, jakie zostały po starym Draco, a Potter jako jedyny był w stanie go zrozumieć i pojąć choć w jakiejś części jego stratę i ból... Czasami jednak Malfoy zastanawiał się, czy powinni tak usilnie przy sobie trwać: Harry był głęboko zraniony, zgorzkniały i nieufny, ale Draco był po prostu zniszczony i często postrzegał siebie jako laleczkę, której jedynym wypełnieniem jest wyblakła miłość do Harry'ego. Nie widział dla siebie przyszłości. Nie mógł czarować, a znał jedynie świat czarodziejski. Nie miał wykształcenia, dzięki któremu mógłby pracować, udając mugola, nawet, gdyby coś takiego znalazł, nie przyjęliby go przez wzgląd na to, że był niemy, a w dodatku nie znał jeszcze języka migowego. Był... nikim. Po prostu nikim. Społecznie bezużytecznym, zepsutym odpadem. Gdyby nie Harry, to już by go nie było: albo zwyczajnie by sobie nie poradził samotnie, albo nawet przed dość pewną śmiercią głodową, znalazłyby go rodziny skrzywdzonych przez śmierciożerców osób i skonałby w jakimś zaułku, potraktowany Niewybaczalnymi.
Mimo wszystko, naprawdę intensywnie zastanawiał się nad ucieczką: mógłby wziąć wszystkie mugolskie pieniądze, jakie mieli w domu - Harry ostatecznie miał jeszcze swój skarbiec w Gringotta, nie odczułby dotkliwie tej straty, w końcu nie trzymali w mieszkaniu dużo. Spakowałby się w plecak lub torbę podróżną (nie potrzebował wielu przedmiotów), następnie odjechał z King's Cross najdalej jadącym pociągiem i spróbował jakoś nie umrzeć na drugim końcu kraju. Poczynił już nawet wstępne przygotowania: Harry myślał, że Draco zaczął nagle czytać te wszystkie książki z Mugoloznawstwa tylko dlatego, że stał się charłakiem i nie przypuszczał nawet, że kryje się za tym trochę więcej, choć oczywiście to wszystko było ze sobą powiązane. Ale kiedy Draco tak leżał w łóżku, patrząc na przesuwające się po suficie światła jadących drogą samochodów i słyszał spokojny oddech Pottera, nie potrafił wyobrazić sobie siebie, opuszczającego to mieszkanie i uciekającego na drugi koniec kraju, choć z racjonalnego punktu widzenia to była najlepsza, jeżeli nie jedyna opcja. Nie pasowali do siebie z Potterem. Ich uczucie opierało się na przywiązaniu i podobnych przeżyciach, a nie jakiejś głębokiej więzi duchowej powstałej w trakcie pierwszego wejrzenia. Nigdy nie chodzili na randki. Nigdy nie szeptali sobie czułych słówek. Nigdy nie byli romantyczni - jak można być romantycznym tuż po tym, jak właśnie się kogoś zamordowało ku uciesze innych śmierciożerców? Ich więź powstała, opierając nie na emocjach negatywnych i Draco wątpił, aby okazała się wieczną, chociaż ciężko mu było sobie wyobrazić, że kiedyś przestanie kochać Harry'ego, a Harry jego.
CZYTASZ
Zwycięskie Przywileje
Fanfiction[Trzecia i ostatnia część "Ślizgońskich Praw"] "Muszę przyznać, że to zwyciestwo ma cierpki smak porażki, ale to chyba da się zmienić, prawda?" Świat po Wielkiej Wojnie Czarodziejów. Nowe rządy. Nowe prawa. Nowy świat. Ale ludzie... ludzie wciąż ci...