6.5K 320 44
                                    

hiii 🐍,
dodaję tutaj nowe opowiadanie tak jak zapowiadałam wcześniej,
mam nadzieje, że się spodoba,
u mnie wywołało dużo pozytywnych uczuć, jednak dłuuuugo żałowałam, że jest to sevitus, a nie moje fav snarry;
miłego czytania 🖤

Hermiona potrafiła się rządzić i wszyscy o tym wiedzieliśmy. Ale tym razem dosłownie przeszła samą siebie.

- Musisz mu to oddać - szczeknęła.

- Oddam - odparłem. - Czekam tylko, kiedy będzie na tyle wolny, abym mógł go odwiedzić.

Parsknęła.

- Dopiero co wyzdrowiał. Jak bardzo zajęty może być chory człowiek?

Zmieniłem taktykę na odrobinę bardziej szczerą.

- Jestem strasznie skrępowany samą myślą, że miałbym się z nim zobaczyć. Więc może sama byś to zabrała do jego domu i mu oddała, w moim imieniu?

Wyjąłem kryształowy słój, pełen wspomnień Snape'a, z dołu szafy, gdzie go zwykle chowałem. Jednak ponure spojrzenie mojej przyjaciółki kazało mi odłożyć go z powrotem na półkę.

- To są jego wspomnienia. Należą do niego. Albo do ciebie, osoby, której je podarował. Nie możesz być tak beztroski, żeby oddawać je za pośrednictwem posłańca. Mógłby pomyśleć, że w nie zajrzałam! I, Harry - jej twarz przybrała możliwie pruderyjny i praworządny wyraz - to jest ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek chciałabym zrobić.

Przejrzałem umysł w poszukiwaniu przekleństw, które najlepiej pasowałyby do sytuacji, ale w końcu odrzuciłem je wszystkie. Miała rację. Hermiona miała rację. Unikałem Snape'a.

- Jeśli uważasz, że już nigdy nie zamierzam się z nim zobaczyć, to po co w ogóle tracisz czas? - spytałem z irytacją. Coś w moim głosie widocznie przekonało Hermionę, że najwyższy czas zmienić temat albo wyjść. Wybrała to drugie. Usłyszałem jej kroki schodzące po stopniach domu Weasleyów, a potem odgłos zamykanych drzwi frontowych. Nie usłyszałem jednak, jak się otworzyły ponownie kilka minut później; byłem zbyt zamyślony.

To był powód wszystkich kłopotów. Nigdy w życiu nie byłem tak zagubiony. Profesor Snape, myśląc, że umiera, dał mi swoje wspomnienia. Lecz przeżył. Dlatego, jak Hermiona w kółko mi przypominała (jakieś dwieście razy dziennie), musiałem mu je oddać.

Ale ja nie potrafiłem stanąć ze Snape'em twarzą w twarz, a w dodatku - muszę przyznać - wcale nie miałem ochoty oddawać mu kryształowego słoja wraz z zawartością. Przywiązałem się do niego jak Hermiona do rzadkiej książki. Chciałem wchłonąć każdą najmniejszą cząstkę. Wspomnienia Snape'a stały się dla mnie ucieczką od popękanego świata wokół mnie. Każdego dnia nie mogłem się doczekać chwili, gdy się w nich zanurzę - były moim narkotykiem, moją obsesją. Niesamowitą ulgą była możliwość ucieczki od zamarłej teraźniejszości w przeszłość pełną pasji i nienawiści.

Czasami wydawało mi się, że Tom Riddle był bardziej żywy po śmierci niż za życia. Trwał w szalonych żałobą oczach osieroconych i w ropiejących ranach ocalałych - ranach, które mogły się nigdy nie zabliźnić. Wszelka radość, pociecha i nadzieja wysączyła się z życia moich ukochanych, zmieniając ich w mgliste duchy wcześniejszych osobowości, sztywno, mechanicznie wykonujące codzienne czynności.

W pewien nieokreślony sposób wszystko, co widziałem w popękanej, wyszczerbionej, przechodzonej myślodsiewni, którą kupiłem na Pokątnej, wydawało się bardziej żywe, prawdziwsze od świata wokół mnie. No i mogłem spędzać ile tylko czasu chciałem z moimi rodzicami, nie zapominając jednak o innej osobie, która zawsze była w zasięgu wzroku. Osobie, której wspomnienia zgłębiałem.

Rozległo się stanowcze stukanie w drzwi - po samym dźwięku mogłem powiedzieć, kto za nimi stał. Wpuściłem ją i zauważyłem z niejaką trwogą, iż podniecenie prawie się z niej wylewało.

- Co? - zapytałem.

- Załatwiłam sprawę - oświadczyła. - Spotka się z tobą jutro o czwartej.

- Ale jak ci się...?

- Zapomniałeś o tym zadziwiającym mugolskim wynalazku, zwanym telefonem?

- To on ma telefon? Skąd znałaś numer?

- Wyszukałam go w książce telefonicznej. Tobiasz Snape.

- Bardzo ci dziękuję, Hermiono - powiedziałem.

Złowrogie spojrzenie, które towarzyszyło moim słowom, nawet Hermionę wytrąciło z równowagi.

- Cóż, skoro nie chcesz, zawsze mogę znowu zadzwonić i...

Wzruszyłem ramionami.

- Najlepiej z tym wreszcie skończyć, jak sądzę - stwierdziłem z powątpiewaniem. - No to... pa, Hermiono.

Drgnęła. To nie była aluzja - to była kwestia ostentacyjnie złych manier. Na szczęście postanowiła tym razem mi odpuścić. Może uznała, że za bardzo na mnie naciskała.

- Do widzenia, Harry - odparła niemal uprzejmie, po czym wyszła.

tłuszcz I sevitusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz