4.4K 235 188
                                    

Drgnąłem z zaskoczenia, gdy w płomieniu pojawiła się znajoma twarz Gwillima. Teraz naturalnie był starszy, ale nadal wyglądał miło, nadal się uśmiechał.

- Severusie - powiedział - to dla nas wyjątkowo wyjątkowa książka. Nigdy nie sądziłem, że dożyjesz jej wydania. Dlatego musisz wybaczyć staremu człowiekowi, który pragnie opublikować ją w najlepszej możliwej formie...

Oblicze Snape'a momentalnie straciło całą surowość.

- Oczywiście, Gwillimie. Po prostu sądziłem...

- Porozmawiamy o tym jutro - uciął Tudor. - Widzę, że w tej chwili przyjmujesz gościa.

Odwrócił się do mnie i nieoczekiwanie serdecznie uśmiechnął. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego uśmiecha się do mnie tak przyjaźnie. Czyżby mnie znał? A może rozpoznał mnie po bliźnie? Nie, to nie był ten rodzaj wykrzywienia warg, jakim ludzie zwykle obdarzali sławnego (lub też niesławnego) Harry'ego Pottera, kiedy orientowali się, że ja to on. Ten uśmiech wyglądał inaczej.

- To jest Harry - przedstawił gospodarz. Potem spojrzał na mnie. - Harry, to jest mój bliski przyjaciel, Gwillim Tudor.

Uśmiechnąłem się do wydawcy w bardzo szczególny sposób, bez słów dziękując mu za sprowadzenie Severusa ze stacji do domu i życzliwość, z jaką odnosił się do niego przez te wszystkie ubiegłe lata. Nie zdołał ukryć zaskoczenia ogromem wdzięczności, którą mu oferowałem. Z pewnym zakłopotaniem pożegnał nas, po czym znikł.

- No dobrze - zagaił profesor Snape. - To na czym stanęliśmy? Ach, tak...

Spojrzał na zwój, który nadal trzymał w ręce. Nagle zorientowałem się, że to jest ten pergamin, na którym pisałem do mojego przyjaciela z kryształowego słoja. Zwracałem się tam do niego per "Severusie", a szybki przegląd treści, jakiego odruchowo dokonałem w głowie, sprawił, że aż skuliłem się z zażenowania. "Severusie" - brzmiała ostatnia notatka - "w ten sposób nie uda ci się odtłuścić włosów. Dowiedziałem się tego z jednego z poradników Hermiony traktujących o pielęgnacji skóry głowy. Należy wskazać różdżką czubek głowy i wymówić słowa..."

Mój były nauczyciel z niemal beznamiętną miną czytał zapiski. Zwłaszcza jeden akapit wydawał się przykuwać jego uwagę. Spojrzał potem na mnie jakby zamierzał coś powiedzieć. Spostrzegłszy jednak mój dyskomfort, niezwłocznie przerwał lekturę, zwinął pergamin i podał mi go.

- Nie przeczytałem zbyt wiele - zapewnił. - Tylko krótki fragment na końcu...

Niespodziewanie jego twarz rozjaśnił uśmiech. (To było niepokojące - przez wszystkie moje lata w Hogwarcie nie widziałem, aby się uśmiechał. W każdym razie nie przyjaźnie.)

- To jak brzmi to zaklęcie, Potter?

- Jakie zaklęcie? - wymamrotałem. - To na włosy?

- Tak - odparł, podchodząc do lustra wiszącego na ścianie.

- Olearius folatus abstergeo - wyjaśniłem, uważnie przyglądając się własnym butom.

Z namysłem przyjrzał się swemu odbiciu, po czym niepewnie ujął w palce pasmo włosów.

- Hmmmmm... - stwierdził. - Wypróbowanie go nie powinno zaszkodzić... - Spojrzał na mnie. - Sięgnąłem nawet po mugolskie szampony, ale nic nigdy nie pomogło. No? Powiesz te słowa czy ja mam to zrobić?

Uniosłem różdżkę i starannie wycelowałem w czubek jego głowy. Wymruczałem inkantację pod nosem, a następnie dorzuciłem na dokładkę:

- Radiare splendeo.

tłuszcz I sevitusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz