12. Wypadek

641 69 21
                                    

{1052}

  Siedzieliśmy w moim mieszkaniu razem z Mayą i Maćkiem. Michi siedział na podłodze opierając się plecami o kanapę między moimi nogami i opierał łokieć o moje kolano. Objąłem ramionami jego szyję i oparłem brodę o jego głowę. 

 - Dawno nie graliśmy w karty - zauważył Maciek. 

 - Nie gram z tobą w pokera - zaśmiałem się. 

 - I dobrze, bo jesteś fatalnym graczem - zaśmiał się Polak. 

 Z tym narodem nie da się wygrać. 

 - Michi - roześmiałem się. - On mnie obraża! 

 - Kochanie - Michael odwrócił sie lekko w moja stronę - on ma rację - oznajmił. 

 - Michael! - roześmiałem sie i mocniej go objąłem. Chciał się odsunąć, ale go przytrzymałem. - Powinieneś stanąć po mojej stronie. 

 - Wybacz - śmiał się. 

 - Nie - odsunąłem się i oparłem plecami o oparcie kanapy.Maya roześmiała się głośno, Michi odwrócił sie do mnie i chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. 

 - Masz szczęście - uderzył mnie w udo. 

 - Aua! - krzyknąłem i złapałem poduszkę, która leżała na kanapie i uderzyłem go nią. 

 - Oddam jak wrócę - wstał i pochylił się w moja stronę. - Wywołałeś wojnę - pocałował mnie i wyszedł, odbierając telefon. 

 - Nie mogę się na was napatrzeć - westchnęła Maya. - Niby już kilka miesięcy, a ja ciągle się wami jaram - oznajmiła, a Maciek roześmiał się głośno. - No co?! Są razem uroczy. 

 - Zmieńmy temat - zaśmiałem się. 

 Jeszcze się zaraz zarumienię. 

 - Kochanie - Michi stanął za mną i położył mi dłonie na ramionach. - Muszę wyjść - dodał. 

 - Coś się stało? - wstałem i podszedłem do niego. 

 - Nic poważnego - objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę drzwi. - Moja mama miała mały wypadek. Nic jej nie jest, w sensie nic poważnego, ale zostawiają ją w szpitalu na obserwacji i po prostu chcę do niej jechać.  

  - Tak w nocy? Może jedź rano? Jesteś zmęczony... 

 - Nic mi nie będzie, słonko - pocałował mnie w czoło. 

 - Jak uważasz... Tylko jedź ostrożnie - poprosiłem, wyciągnąłem rękę i pogłaskałem go po policzku. - Nie przekraczaj prędkości i zadzwoń do mnie, gdy będziesz na miejscu. 

 - Nie panikuj, jestem dobrym kierowcą - uśmiechnął się. 

 - Wiem, ale lubisz szybkość... Więc jedź ostrożnie. 

 - Dobrze, obiecuję - pocałował mnie mocno. - Kocham cię.

- Ja ciebie też kocham - stanąłem na palcach i jeszcze raz go pocałowałem, a następnie się odsunąłem. Michi założył kurtkę, buty i wyszedł. Zamknąłem za nim i wróciłem do salonu. 

 - Coś się stało? - zapytała Maya. 

 - Zaraz - podszedłem do komody, na której leżały kluczyki od samochodu Michaela. - Jak zwykle - wyszedłem z salonu i poszedłem do sypialni. Tam otworzyłem okno i wyjrzałem na parking pod blokiem. - Michi! - krzyknąłem, kiedy go zobaczyłem. Chłopak zatrzymał się i spojrzał w górę. - Kluczyki! 

 - To rzuć, Roszpunko! - odkrzyknął, a ja się zaśmiałem. 

 - Łap! - rzuciłem mu kluczyki. 

 - Dzięki! - złapał je. Zamknąłem okno i wróciłem do salonu. 

 - Co się dzieje? - zaniepokoiła się Maya. 

 - Jego mama jest w szpitalu. Nic poważnego, ale chciał do niej pojechać... Jest z nią bardzo związany.

- To dobrze, że nic poważnego. 

 Resztę wieczoru martwiłem się o Michaela. Wiem, że lubi szybko jeździć, a dziś jest słaba pogoda, do tego jest ciemno, a on jest zdenerwowany.Leżąc w łóżku czekałem na jakąś wiadomość od niego, ale na próżno. 

Ile mogła zająć mu droga? Trzy godziny? Może trochę więcej. 

Ale na na wiadomość czekałem od ponad czterech godzin, dlatego postanowiłem do niego zadzwonić.

  Nie odebrał. Zacząłem panikować. 

 Zadzwoniłem znowu. Ponownie nie odebrał. 

 Co jeśli coś mu się stało? Mogłem go przekonać żeby poczekał do rana. 

 Zacząłem krążyć po sypialni po raz trzeci, wybierając jego numer. Poczta głosowa. 

 - Michi, cholera - zakląłem i wybrałem jego numer. 

 - Halo? - usłyszałem jego głos po kilku sygnałach. Zatrzymałem się na środku sypialni. 

 - Wszystko dobrze? - zapytałem. 

 - Tak. Przepraszam, że nie zadzwoniłem, kochanie... Ale... Po prostu... Przepraszam. 

 - To nic, spokojnie - powiedziałem. - Co z mamą? - zapytałem, a on milczał. Słyszałem jak westchnął. - Michael...? - szepnąłem. - Powiedz coś! - podniosłem głos. 

 - To była zwykła stłuczka - głos mu się załamał. - Samochód ma, kurwa, dwie ryski! 

 - Przyjadę - podszedłem do szafy. 

 - Nie, daj spokój. Masz pracę. Przecież nic mi nie będzie - próbował panować nad głosem, ale średnio mu to szło. 

 - Michi... A teraz powiedz prawdę - poprosiłem, wyjmując z szafy ubrania. 

 - Stefan... - zaczął, ale głos znowu mu się załamał. 

 - Będę za trzy godziny - oznajmiłem. 

 Jadę tam, nie ma innej opcji, nie zostawię Michaela samego. 

 - A co z twoja pracą? - zapytał.

- O to się nie martw. Coś wymyślę... Już wyjeżdżam. Wyślij mi adres SMS-em. Do zobaczenia. 

 - Pa - rozłączył się. 

 Spakowałem kilka rzeczy, przebrałem się i zadzwoniłem do znajomego z pracy. Zamieniłem się z nim na ten tydzień, co jak się okazało było mu nawet na rękę. Miałem pracować w weekend, który miałem mieć wolny, ale nie było wyjścia. 

 Droga do Salzburga minęła mi bardzo szybko. Dojechałem do domu rodziców mojego chłopaka, który chyba mnie wyczekiwał, bo gdy tylko wysiadłem, on wyszedł przed dom. 

 - Hej, kochanie - podszedłem do niego. 

 - Cześć - przytulił się do mnie. Objąłem go mocno i wplątałem palce w jego włosy. - Chodź do środka - szepnął. - Wszyscy już śpią - powiedział, zamykając drzwi od środka.  

  - Powiedz mi dokładnie co się stało - poprosiłem. Michi pokiwał głową i pociągnął mnie za rękę do swojego pokoju. 

 - Miała stłuczkę - zaczął gdy leżeliśmy na łóżku. - Niby nic poważnego, ale uderzyła lekko w głowę o kierownicę. Lekarze powiedzieli, że nie widzą nic dziwnego, ale zatrzymają ją na dobę na obserwację... - przerwał na chwilę. Przysunął się do mnie i położył mi głowę na ramieniu. Przytuliłem go do siebie i zacząłem przeczesywać palcami jego włosy. - Potem okazało się, że lekarz nie zauważył tętniaka na zdjęciu... Kompletny amator... Pękł... Nie mogli nic zrobić... Żeby ten pieprzony... Żeby ten pierwszy lekarz go zobaczył, to ona by żyła - głos mu się załamał. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc po prostu mocniej go przytuliłem. - Stefan? 

 - Tak? - szepnąłem. 

 - Cieszę się, że tu jesteś - powiedział. 

 - Ja też - pocałowałem go w głowę.  

It's me, your Stefan | KraftboeckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz