12. Kto stoi w miejscu, ten się cofa

122 15 5
                                    

– To dzięki moim eksperymentom! – stwierdził Trawis, dumnie wypinając pierś. Jego uśmiech był zaraźliwy, z tego też powodu wszyscy podzielali jego entuzjazm. – Może powinienem rozpocząć prywatne lekcje, czy coś w tym stylu?

– Coś w tym stylu – prychnęła Octavia, marszcząc nos. – Znając życie, za dnia uczyłbyś niedorzecznych bzdur, a wieczorem zapraszał swoje uczennice na orgie, pod pretekstem innowacyjnych sposobów na naukę.

– Kobieto, jakim prawem umniejszasz wielkość moich zasług? – zawołał, nie powstrzymując jednak łobuzerskiego uśmiechu, jaki wywołała cyniczna uwaga inferno.

– Karou, gratulacje! To było świetne. – Do i tak głośnego gwaru dołączył kolejny głos, tym razem należący do Zoe. – Portia pozieleniała ze złości niczym boggart!

Przytaknęłam z uśmiechem, wracając wspomnieniami do ledwo co minionych wydarzeń.

Wszyscy w osłupieniu biegali swoim spojrzeniem od mojej twarzy do profesora. Panowała cisza, przerywana cichym zawodzeniem wiatru, który ślizgając się po szybach, zdawał się pragnąć dostać do sali. Radość rozpierała mnie od środka, była namacalna niczym trzepot skrzydeł. Czułam jakbym latała. Uśmiech nie chciał zejść mi z ust, a ciało wciąż drżało na wspomnienie o potędze, która je napełniła. Chciałam tańczyć, przebiec się po szkole i krzycząc z radości powiedzieć wszystkim, że nie jestem już niedoróbką. Niespodziewanie moje myśli rozproszył zawodzący głos, który stłukł szyby i wysłał w powietrze milion szklanych pocisków.

Na ziemię! – krzyknął Zenit, wykonując palcami błyskawiczne figury potrzebne do utworzenia tarczy. Wszyscy przypadli do podłogi, tworząc wokół siebie zaklęcia ochronne. Oszołomiona i otępiała nie zdążyłam zareagować. Stałam bez ruchu, gdy pozostali uchylali się przed wichurą doniczek, książek i krzeseł. Serce boleśnie obijało mi się o żebra. Elektryzująca iskierka świadomości śmignęła po mojej skórze, podnosząc każdy włosek na ramionach. Chłodny powiew natury przemknął obok mnie, nie poruszając nawet jednym pasmem na mojej głowie. Ktoś wrzasnął. Na podłodze, w tańcu chaosu drgały podarte kartki oraz ziemia wysypana z doniczek. Szkielet wiszący pod sufitem szarpał się niebezpiecznie, a wiatr grał na jego żebrach, napawając się wszechobecną paniką. Lodowaty oddech wpełzał do sali niczym dyskretny morderca. Dźwięk tłuczonych szyb wibrował w powietrzu.

Ni stąd, ni zowąd nagła pieśń ucichła, a wiatr wycofał się i uspokoił. Przez puste okna zionął chłód, a bezlitosna mgła okrywała mleczną płachtą majaczący na horyzoncie las.

Po chwili ciszy nastała burza głosów i kroków.

To jej sprawka – warknęła oskarżycielskim głosem rudowłosa, poprawiając swoją rozczochraną fryzurę.

Jeszcze tydzień temu wyśmiewałaś ją za brak mocy, a teraz oskarżasz o coś takiego? – spytała z politowaniem Octavia, delikatnie wyplątując się z ramion chroniącego ją Igora.

To dlaczego ją ominął, hm? – Gina oczywiście wzięła stronę swojej przyjaciółki.

Gdyby miała taką moc, wiedziałabyś o tym, nieprawdaż? – Trawis rzucił syrenie wyzywające spojrzenie i strzepnął z ramion liście paproci.

Karou uniknęła wiatru prawdopodobnie ze względu na wcześniejsze uwolnienie mocy – wyjaśnił spokojnym głosem Zenit. Nie wiedziałam, jaki to ma ze sobą związek, ale cieszyłam się, że zajął się wyjaśnieniem tej sprawy. – Mnie również ominął ze względu na ostatnie zaklęcie. A teraz ruszcie się! Trzeba tu ogarnąć.

WIECZNI: Drzewo piorunówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz