Oparta o balustradę tarasu, podziwiałam nocny krajobraz. Światła lewitujących w powietrzu lamp rozświetlały chodniki, tworząc jasne tunele pośród skąpanych w mroku drzew. Z daleka wyglądały niczym niepozorne świetliki i aż trudno było uwierzyć, że to dzięki nim wiele uczniów szczędziło sobie spacerów po omacku. Wychyliłam się bardziej poza poręcz, chcąc dojrzeć czające się w mroku kształty, próbując nie myśleć o konsekwencjach moich decyzji. Byłam zmęczona ciągłą grą w udowadnianie, iż jestem czegoś warta i narastającym z każdym dniem lękiem. Potrzebowałam wytchnienia.
Ciepły powiew smagał moje policzki, próbując przy tym poderwać do tańca materiał przydużego T-shirtu, który sięgał mi prawie do kolan. Chciałam, aby razem z tym podmuchem uleciały wszystkie pytania, na które wciąż nie znałam odpowiedzi. Westchnęłam głośno, pozwalając, by grymas bezsilności wykrzywił moje usta. Raptownie w podświadomości rozbłysło ulotne przeczucie, uprzedzające mnie przed pojawieniem się obok Val. Milcząc, oparła się plecami o balustradę balkonu i wygięła szyję do tyłu, upajając się ciszą panującą poza salonem, gdzie pozostałe lokatorki z zaangażowaniem rozprawiały na jakiś temat. Przygryzłam wargę, znając powód jej wizyty na zawieszonym pomiędzy niebem a ziemią kawałkiem budynku.
Mijające minuty wciąż pozostawały niewypełnione przez nasze słowa i żadnej z nas to nie przeszkadzało.
– Mmm... – Z jej gardła uleciał cichy, leniwy pomruk. – Noce pachną już wiosną.
Wiosną? Czyli nadmiarem pyłków, trawy, hormonów i budzącej się w każdym potrzeby na niepowtarzalny romans?, miałam ochotę powiedzieć, lecz zamiast tego po prostu mruknęłam „mhm". Musiałam zacząć radzić sobie z tymi emocjami. Nie chciałam stać się przez nie opryskliwa czy nie miła.
– Więc ty i Samir, co? – zagaiłam cicho, głosem tak swobodnym, jakbym mówiła o pogodzie, o czymś, co mnie nie obchodziło. Głęboko w środku poczułam lekki ścisk.
Za odpowiedź wampirzycy posłużył mi jej ledwo widoczny uśmiech. Ponownie zwróciłam twarz ku rozciągającej się wokół ciemności.
– Nie wiedziałam... Dobrze się wam układa. – Wypowiadając te słowa, miałam na myśli zaistniałą ostatnio sytuację, co Valerie zdała się bezproblemowo odczytać.
– Jesteśmy potworami, Karou – mruknęła z nutą śmiechu w głosie, jak gdyby to miało wszystko wyjaśnić.
Powoli pokiwałam głową.
– Cieszę się twoim szczęściem – wydusiłam z siebie cicho, niewyraźnie. Jej nagły chichot przeciął ciszę, a zlewające się z nocnym niebem oczy, zwróciły się ku mnie.
– Co? Co jaj mam ci powiedzieć? Czy to nie za szybko? Czujesz się przy nim dobrze? Uszczęśliwia cię? Ja się na tym nie znam – wyplułam z siebie, czując, iż robi mi się cieplej.
– Tak, Karou. Nie gorączkuj się, u każdego rozwój relacji wygląda inaczej. Jesteśmy istotami podatnymi na emocje i instynkty. Naprawdę oczekujesz, że będziemy powściągać swoje zachcianki? Kiedyś zrozumiesz. Poza tym nie masz się o co martwić, to nie mój pierwszy raz. Potrafię o siebie zadbać.
– Okej... Czy on wie?
– Prawdopodobnie może to wyczuć. Fakt, iż mam doświadczenie.
– Nie wiedziałam... – Czułam się jak dziecko, wypowiadając te słowa pod wrażeniem.
Ponownie tego wieczoru jej krótki chichot przeciął ciszę, mówiąc mi, że przecież wielu rzeczy o niej nie wiem.
– Cóż, przynajmniej jestem w stanie powiedzieć, że naprawdę jesteś szczęśliwa – dodałam z lekkim uśmiechem, przywołując w głowie obraz jej roziskrzonych oczu.
CZYTASZ
WIECZNI: Drzewo piorunów
FantasyKarou marząca o wpisaniu się w standardy świata magicznego, pragnie czegoś niezwykłego. Jednak związek ze światem zaklęć i tajemnic nie zapewnia bycia jego częścią. Nie trzeba być więc jasnowidzem, by dostrzec, że jej przyszłość z pewnością nie je...