16. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

120 15 5
                                    


Cichy szum i trzask przynoszący na myśl płomienie ogniska towarzyszył mi, gdy przekroczyłam nieregularny kształtem portal. Jak zwykle poczułam przy tym lekkie mdłości. Kiedy obie moje nogi spoczęły na porośniętej trawą ziemi, przejście zamknęło się z ledwie słyszalnym sykiem i zniknęło jak dym, rozwiewając się w powietrzu.

Raptownie, zewsząd zbombardowała mnie różnorodna, budząca się do życia flora. Ten widok wywołał uczucie spokoju, a przez głowę przeleciały mi słowa „witaj w domu!". Znad koron drzew i porośniętych bluszczem głazów, wyłaniały się bloki mieszkalne, a całe osiedle wyglądało jak scena z filmu apokaliptycznego, gdzie świat został zniewolony przez wielkie, dzikie dżungle. Temperatura w tym świecie okazała się inna niż w Cleverland, wyższa, a wiosna zdawała się rozpocząć swoje przygotowania już jakiś czas temu. Moje uszy pieściła delikatna melodia ptaków oraz szumu dochodzącego z głębi gaju, a delikatny wiaterek poruszał pąkami rodzących się na nowo liści. Wszystko nieśmiało nabierało barw, budząc się po długim zimowym zaklęciu. Na krzywych kafelkowych dróżkach gromadziły się potwory.

Uśmiechnęłam się bezwiednie i poprawiając plecak na ramieniu, ruszyłam w głąb puszczy. Raźno przeszłam przez las, doskonale znając drogę do swojego domu. Nic nie mogłam jednak poradzić na przesadne obserwowanie otoczenia, którego tak dawno nie widziałam. Wirujące w powietrzu wraz z pyłkami zapachy oraz widok osiedla, wywoływały w mojej głowie efekt domina – jedno wspomnienie poprzedzało kolejne. Nim się obejrzałam, stałam już pod swoim blokiem. Rozluźniłam ramiona, a następnie z jeszcze szerszym uśmiechem weszłam do chłodnego wnętrza.

W momencie, w którym wkroczyłam na klatkę schodową, zarejestrowałam podekscytowany kobiecy głos, przez co przewróciłam oczami i przyspieszyłam kroku.

– Karou, kochanie! Tęskniłam! – Słowa mojej mamy rozległy się, zanim zdążyłam przekroczyć próg mieszkania.

– Wróciłam! – wykrzyknęłam radośnie i wpadłam w jej ciepłe ramiona, zatapiając się w uścisku mówiącym więcej niż tysiąc słów. Po kilku sekundach ta błoga chwila została brutalnie przerwana przez moich braci, którzy postanowili do nas dołączyć.

– Chłopaki, kopę lat – wysapałam, starając się zaczerpnąć powietrza pomimo obejmujących mnie rąk.

– Dobra, dobra. Kończymy te głośne powitania, jeszcze wszystko mi opowiecie, a teraz szybko, do środka! – Mama wyswobodziła się z grupowych objęć, zatrzaskując za mną drzwi.

W mieszkaniu jak zwykle roznosiła się woń drewnianych paneli, upieczonego ciasta i sierści, która zwiastowała kolejną falę powitania, tym razem ze strony naszych ogarów piekielnych. Ogniste stworzenia przypominające wyglądem psy, rzuciły się na mnie z nieukrywanym entuzjazmem, a ja starałam się z nimi przywitać, dzieląc swoją uwagę na dwa. Felix i Fauna jak zwykle roztaczali wokół siebie woń siarki i tuberozy, był to mocny, ciężki i poniekąd zmysłowy zapach. Kiedy oba stworzenia wydały się zadowolone dawką pieszczot, zdjęłam buty i zaniosłam swoje rzeczy do pokoju, a następnie pomogłam mamie w przygotowaniach do wspólnego, rodzinnego posiłku.

– To opowiadajcie, co tam u was słychać? – zagaiła kobieta, nakładając z tadżina kolejną porcję obiadu. – Tak długo się nie widzieliśmy, że muszę się teraz wami porządnie nacieszyć. Chey, Ethan, jak tam w szkole?

– Spoko – rzucił z przekąsem starszy z braci i władował sobie kolejną porcję do ust.

– Chayan, rozwinąłbyś trochę. – Kobieta zmierzyła go spojrzeniem spode łba.

Czarnowłosy chłopak zaśmiał się gardłowo i mrugnął do mamy, szybko wzbogacając swoją wypowiedź. Zawsze udzielał skrótowych, minimalistycznych odpowiedzi, doskonale wiedząc, iż nieco wzburza tym naszą rodzicielkę. Jednak to było u nas dziedziczne – złośliwość.

WIECZNI: Drzewo piorunówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz