Zbliżał się czas ferii, ale to nie przeszkadzało nauczycielom w podwojeniu ilości sprawdzianów czy prac domowych. I tak mijały dni. Ciągle, ciągle, ciągle puste, niezmienne, bezlitosne, niekończące się nie używki powtórzeń i danych. Plany lekcji uległy zmianie na maratony – w ciągu jednego dnia uczyliśmy się jednego przedmiotu, by opanować materiał na test semestralny podsumowujący naszą wiedzę.
Wszyscy ulegli presji i ilości nauki. Nie potrafiłam stwierdzić, jak sobie radzili. Spotykaliśmy się w porze posiłków i mijaliśmy na korytarzach, ograniczając jedynie do spojrzeń i wzruszeń ramionami. Musieliśmy zdążyć z materiałem, zanim nauczyciele wyjadą ze szkoły. I tak minęły dwa tygodnie. Straciłam zainteresowanie komunikacją. Powłócząc nogami jak więzień, chodziłam z internatu do klas, a następnie z klas do stołówki i tak zataczałam błędne koło. Na Valerie ta rzeczywistość zdawała się nie wywierać zbyt dużego wrażenia, natomiast Celena miała pustkę w swoich podkrążonych oczach. Nawet ożywiona zwykle twarz Zoe zamarzła w nieruchomą maskę.
W końcu nadszedł czas konferencji i większość nauczycieli zniknęła, pozwalając, by atmosfera w szkole uspokoiła i znormalizowała się. Następny weekend minął wszystkim na odsypianiu i przygotowywaniu się do prowadzenia lekcji.
Chaotyczne echo kroków idealnie odzwierciedlało to, co działo się w mojej głowie, w której usiłowałam poukładać po kolei wszystkie materiały. Oczywiście zostawiłam sobie rozplanowanie lekcji na ostatnią chwilę i teraz, jak zwykle tego żałowałam. Naparłam na hebanowe drzwi, wzdychając cicho i przekroczywszy próg, przywołałam na twarz formalny uśmiech.
– Dzień dobry – przywitałam się, przebiegając wzrokiem po klasie. Nikt mi nie odpowiedział, nawet gdy zaczęłam już rozkładać swoje materiały. Po sali poniosło się czyjeś znaczące chrząknięcie.
– Dobrze wiecie, dlaczego tu jestem, więc pomińmy wszelkie tłumaczenia. Zanim przejdziemy jednak do lekcji, chciałabym was poznać. – Podniosłam wzrok i wbiłam w pierwszą lepszą osobę. Nie istotne kogo bym spytała i tak znałam już ich imiona i większość podstawowych danych, lecz oni nie musieli o tym wiedzieć. Nie wyobrażałam sobie przyjść nieprzygotowaną, a to, że uczyłam się na ostatnią chwilę, było odrębną historią.
– Jak ci na imię? – spytałam białowłosego chłopaka.
Jego grube brwi poruszyły się śmiesznie, gdy twarz wykrzywił grymas niesmaku i ignorancji.
– Po co? I tak nie zapamiętasz. – Rozparty na krześle wilkołak zmierzył mnie lekceważącym spojrzeniem.
Uniosłam kącik ust i odpowiedziałam z przekonaniem:
– Mam dobrą pamięć.
Jakaś anielica z uroczym uśmiechem na twarzy, który tworzył miękkie dołeczki w jej policzkach, przedstawiła się. Reszta klasy jednak wciąż milczała. Unikali mojego wzroku lub też starali się go wytrzymać. Na kilku twarzach widniały złośliwe uśmieszki, a gdzieś w sali rozchodziły się chichoty i uwagi pod moim adresem. W sali wzmagał się zapach arogancji.
Zadarłam brodę i spojrzałam na klasę jak królowa na poddanych.
– Dobrze więc, zróbmy to po waszemu – oświadczyłam chłodno i przechodząc slalomem między stolikami, stanęłam przed białowłosym wilkołakiem. – Alf, zgadza się? Imię proste i ubogie, jak twoja rodzina. Powiedz mi, Alf, jak trzyma się twoja siostra? Wnioskując po tych zaczerwienionych oczach i niespokojnym tupaniu nogą, nie za dobrze.
– Co to za gówno? Szantaż emocjonalny? Alf to imię zwycięzcy, najsilniejszego członka stada.
– To żałosne, że musiałeś nazwać się alfą, żeby poczuć się dość silnym.
CZYTASZ
WIECZNI: Drzewo piorunów
FantasyKarou marząca o wpisaniu się w standardy świata magicznego, pragnie czegoś niezwykłego. Jednak związek ze światem zaklęć i tajemnic nie zapewnia bycia jego częścią. Nie trzeba być więc jasnowidzem, by dostrzec, że jej przyszłość z pewnością nie je...